Wbrew temu, co wcześniej postanowił, Severus jeszcze raz wywołał panią Pomfrey z sali szpitalnej i spróbował ją przekonać, żeby go wpuściła, choćby tylko na chwilę. Pielęgniarka wyglądała, jakby się wahała, ale w końcu pokręciła głową. Chłopak miał wrażenie, że coś przed nim ukrywa, jednak bez jej zgody nikt nie mógł przekroczyć progu szpitala.
Nie chciał wracać do dormitorium, źle się tam czuł ostatnimi czasy, więc zabrał tylko swoją kurtkę i wyszedł z zamku. Spacerował po błoniach, aż dotarł do lodowiska. Uśmiechnął się krzywo. Był gotów po raz kolejny zbłaźnić się przed Freyą, byle tylko móc znów się z nią zobaczyć.
Musiał przyznać sam przed sobą, że bardzo się o nią niepokoił. Co takiego mogło ją spotkać? Co do cholery jasnej mogło sprawić, że bogini była w tak ciężkim stanie? Albo może kto? Nie potrafił znaleźć odpowiedzi na to pytanie. Dlatego bardzo chciał ją zobaczyć. Chciał usłyszeć, że wszystko będzie w porządku.
Błąkał się po błoniach aż do momentu wybicia ciszy nocnej. Wszedł do szkoły i przestępując z nogi na nogę, pozbywał się śniegu z butów, kiedy usłyszał, że ktoś się do niego zbliża.
Nie musiał się długo zastanawiać, kto to może być. Szybko wyciągnął różdżkę i uśmiechnął się pod nosem. Potter i Black. Od dłuższego czasu miał z nimi spokój, więc teraz się nawet ucieszył, że będzie mógł wyładować na nich kłębiące się w nim emocje.
Wyszli zza rogu i nagle zatrzymali się zaskoczeni. Nie spodziewali się, że Snape nie da się zaskoczyć. I że będzie się uśmiechał. A on wyprostował się dumnie i uniósł różdżkę...
Nie było z nimi Lupina i Pettigrew, więc Snape był w miarę pewny siebie. Tamci dwaj byli dużo słabsi od niego, ale gdy Huncwoci atakowali we czwórkę, to spychali go do defensywy. Teraz w końcu miał szansę pokazać, na co go stać. Jednak nie zaatakował ich pierwszy.
James poczuł się zbity z tropu i przez krótką chwilę chciał się wycofać. Coś było nie tak, jak powinno. Smarkerus nie uciekał przed nimi i nie wyglądał, jakby się ich bał. Przeciwnie. Widać było, że jest gotowy do walki i że tym razem nie pójdzie im z nim tak łatwo. Potter spojrzał na przyjaciela, ale Syriusz nie sprawiał wrażenia, jakby zamierzał odpuścić. Chłopak westchnął. Przeczuwał, że czekają ich ciężkie chwile.
Black pierwszy rzucił zaklęciem. Snape odbił je, a później wiele następnych, które poleciało w jego stronę. Chociaż przeciwników było dwóch, to dawał sobie radę. Jednak w końcu któryś z nich go trafił. Poczuł smak krwi z rozciętej wargi. Skrzywił się i odpowiedział Zaklęciem Żądlącym. Black złapał się za twarz.
Potter zasłonił przyjaciela, by ten mógł dojść do siebie. Próbował rozbroić przeciwnika, ale nie miał szczęścia. Po chwili leżał spetryfikowany na ziemi.
Widząc to Syriusz krzyknął i odwrócił się plecami do Snape’a, żeby zdjąć zaklęcie z Jamesa. Spodziewał się, że Ślizgon wykorzysta okazję i zaatakuje go od tyłu, jednak tak się nie stało. Dopiero gdy obaj z Potterem stanęli pewnie na nogach, Severus ponownie użył Zaklęcia Żądlącego. Obaj Gryfoni byli już tak opuchnięci, że nie widzieli wyraźnie. Jednak Black dał radę prawidłowo wycelować...
Snape poczuł, jak niewidzialny bat smagnął go po twarzy. Krew sączyła się z rany na czole i zalewała mu oczy. Zaklął. Wiedział, że żaden z nich już długo nie pociągnie, ale nie miał zamiaru dawać im satysfakcji i uciekać. Przyszło mu do głowy, że z takimi obrażeniami trafi pewnie do szpitala, gdzie w końcu zobaczy się z Freyą.
Ostatnim wysiłkiem woli skoncentrował się i krzyknął:
– Incarcerous!
– Drętwota! – skontrował Potter, ale, w przeciwieństwie do Severusa, nie trafił.
CZYTASZ
Severus Snape || Piaski Czasu
FanfictionDruga Wojna Czarodziejów. Wielka Sala Hogwartu. Remus Lupin ginie pokonany w pojedynku z Dołohowem. Ale po śmierci nie dane mu jest odpocząć. Bogowie, których nie zna i w których nie wierzy, podejmują decyzję, żeby zwrócić mu życie i cofnąć jego dus...