57.

325 29 10
                                    

Miał już serdecznie dosyć jęczenia Lucjusza i jego narzeczonej. Co z tego, że ich dom został podpalony? To w żadnym razie nie było jego zmartwienie! Najważniejsze było to, że ocalał sejf, w którym spoczywał jeden z jego skarbów.

– Zamknij się! – warknął w stronę Malfoya, który momentalnie umilkł. – I ucisz tę idiotkę!

Lucjusz podszedł do zapłakanej Narcyzy, objął ją i zatkał jej usta dłonią. Zrozumiał, że w tej chwili ich życia wiszą na włosku i że lepiej udawać, że w ogóle ich tam nie ma. Niestety, nie mogli naprawdę zniknąć, bo wtedy przy następnej okazji na pewno zostaliby zlikwidowani.

Lord Voldemort powoli przechadzał się po zgliszczach, ciesząc się z tego, że zadufanego w sobie Malfoya spotkało coś takiego. Na szczęście kamienne schody ocalały, więc przeniósł się na piętro, do resztek gabinetu pana domu. Podszedł do skrytki, otworzył sejf i wyjął z niego swoją własność.

Od razu wiedział, że to falsyfikat. I to dosyć nieudolnie wykonany. Zrozumiał, że złodziej, który ukradł horkruksa, chciał zmylić Lucjusza, a nie jego. Czemu w takim razie podpalał dom? Przecież musiał wiedzieć, że on się tam zjawi, by osobiście upewnić się, że jego skarb jest bezpieczny.

A może... może miało to jakiś związek z ostatnim spotkaniem, które zostało zakłócone czyjąś rozpraszającą energią? Tak, to na pewno było ze sobą powiązane. Czyli złodziejowi wydawało się, że może sobie z nim pogrywać!

Czerwona mgła zasnuła mu oczy. Nikomu nie wolno go lekceważyć! Znajdzie tego dowcipnisia i ukarze go dla przykładu! Zrobi to w tak brutalny i widowiskowy sposób, by już nikt nigdy nie odważył się spróbować z niego kpić.

Ale najpierw sprawdzi, czy złodziej odwiedził też pozostałe skrytki. Tak, od tego zacznie i przy okazji będzie miał czas, by dobrze obmyślić zemstę. Uśmiechnął się wyjątkowo okrutnie. Bez słowa minął skulonego Lucjusza i opuścił jego spalony dom.

*

Kilka godzin później nie był już tak pewny siebie. Ruiny domu Gauntów były puste, pucharek ze skrytki Bellatriks okazał się podróbką, podobnie jak dziennik. Zostały jeszcze dwa horkruksy.

Gdy tylko wylądował w niewielkiej nadmorskiej wiosce i zobaczył plakaty upamiętniające śmierć dwójki nastolatków, którzy odebrali sobie życie skacząc z klifu, zyskał pewność, że medalion także został skradziony. Mimo to przeniósł się do jaskini, żeby przekonać się o tym na własne oczy.

Jego wściekłość, o ile w ogóle było to możliwe, jeszcze wzrosła. Ale tym razem obok niej pojawiło się jeszcze jedno uczucie. Uczucie, którego bardzo nie lubił, i które zwykle przekuwał w coś innego. Tym razem nie potrafił tego zrobić. Bał się. Po raz pierwszy od lat naprawdę zaczął się bać.

Ostatni horkruks znajdował się w Hogwarcie, poza jego zasięgiem, więc nie miał możliwości sprawdzić, czy wciąż był tam bezpieczny. Zresztą podejrzewał, że to Dumbledore stał za tymi kradzieżami, dlatego założył, że wszystkie zaklęte cząstki jego duszy wpadły w jego ręce. Nie sądził jednak, by Dumbledore wiedział, czym były i że znał jakiś sposób na ich zniszczenie. Mimo to nie chciał ryzykować. Musiał stworzyć nowego horkruksa.

Łatwiej było pomyśleć niż zrobić. Zabójstwo, które było niezbędne do odłączenia cząstki duszy, nie stanowiło dla niego problemu. Nawet już wytypował potencjalną ofiarę. Jednak przedmiot, w którym tę cząstkę siebie miałby umieścić nie mógł być czymś przypadkowym. Nie, nawet w takiej sytuacji musiał starannie wybrać naczynie i przygotować się do całej operacji.

*

– Freya, co dalej? – spytał Remus, gdy dzień po spaleniu horkruksów stali na murach obronnych zamku i obserwowali senne życie widocznego w oddali miasteczka.
– Teraz czekamy na jego ruch – uśmiechnęła się przekornie. – Dumbledore dobrze się spisał.
– Myślisz, że to wystarczy? – powątpiewał Severus zerkając na stronę gazety z wydrukowanym wywiadem, którego dyrektor z samego rana udzielił młodej dziennikarce, Ricie Skeeter.

... Czarny Pan? To brzmi tak pompatycznie. Zresztą, jak ktoś, kto każe nazywać się Lordem Voldemortem może być traktowany poważnie? To tylko żałosna próba odwrócenia uwagi od faktu, że Tom Riddle jest tylko człowiekiem. Takim samym jak ja czy pani. Człowiekiem śmiertelnym, którego jedyną bronią jest to, że potrafi wpływać na innych ludzi, równie słabych i ślepych, jak on sam. Och, nie wierzy mi pani? Chętnie to udowodnię. Jeśli ten tak zwany „Czarny Pan” rzeczywiście jest tak potężny, jak twierdzi, to chyba nie odmówi staremu człowiekowi i zechce się ze mną zmierzyć w walce? A może jest zwykłym tchórzem i nie podejmie wyzwania, udowadniając tym samym, że to ja jestem najpotężniejszym czarodziejem wszechczasów...

– Jeśli chce zachować twarz, to nie ma innego wyjścia, musi podjąć wyzwanie – odparła Freya. – Chyba, że jest tchórzem. Wtedy dopadniemy go w inny sposób.
– Wydajesz się być naprawdę zadowolona – stwierdził podejrzliwie Severus.
– Bo jestem – zgodziła się i rozprostowała zgarbione plecy. – Już się nie mogę doczekać.

W jej oczach płonął ogień, a uśmiech nie schodził jej z ust. Była gotowa do walki. Pragnęła jej. Czuła, że jeśli Voldemort nie zdecyduje się stawić czoła Dumbledore’owi, to odnajdzie go i osobiście wypruje z niego flaki. Chociaż przeczuwała, że nikt nie powinien się dowiedzieć o tym dość mrocznym pragnieniu, to ciężko jej było ukryć podniecenie na myśl o zbliżającej się bitwie.

*

Tom Riddle zmiął pierwszą stronę Proroka Codziennego i z całej siły zacisnął na niej dłoń. Jak on śmiał! Jak mógł coś takiego powiedzieć! Och, już on mu pokaże. Temu staremu głupcowi, tej wścibskiej dziennikarce i wszystkim pracownikom redakcji Proroka. Zabije ich wszystkich!

Wcale nie miał ochoty stawać do walki z Dumbledore’em. Jeszcze nie. Jego armia nie była nawet w połowie tak liczna, jak planował. Ale wiedział, że nie ma wyjścia. Musi zmierzyć się z tym starcem i musi go pokonać. Nikt, absolutnie nikt nie ma prawa choćby pomyśleć, że Lord Voldemort jest tchórzem!

Czyż nie udowodnił już wystarczająco wiele razy, że niczego się nie boi? Czy nie pokazał, że jest nieustraszony i gotowy wiele poświęcić, by osiągać cele? Nikt, nawet sam Dumbledore nie powinien tego kwestionować. A skoro staruch chciał walki, to będą walczyć. Przynajmniej pozbędzie się tego problemu raz na zawsze.

*

Freya obudziła się nagle w środku nocy. Usiadła na łóżku i dłonią dotknęła klatki piersiowej, w której jej serce tłukło się jak oszalałe. Rozejrzała się po pokoju, w którym spała razem z Severusem, ale nie dostrzegła niczego niepokojącego. Co w takim razie wyrwało ją ze snu?

Leżący obok niej chłopak spał mocno, chociaż zwykle to on wybudzał się słysząc nawet najlżejszy szelest. Zaczęła podejrzewać, że po prostu coś się jej przyśniło i dlatego zerwała się przestraszona. Jednak po chwili dostrzegła migotanie światła sączącego się przez szczelinę pod drzwiami. Wstała i podeszła do drzwi.

Ktoś za nimi stał i niecierpliwie tupał, jakby znudzony zbyt długim oczekiwaniem. Otworzyła ostrożnie drzwi i zerknęła na schody, pogrążone w bladym świetle świec.

Schody były puste. Cicho zamknęła za sobą drzwi i zeszła na dół, do pokoju wspólnego Gryfonów. Tam, w jednym z foteli siedział Odyn.

– No, w końcu – odezwał się, gdy podeszła bliżej. – Myślałem, że będę musiał zesłać na ciebie kolejny zły sen.
– Mogłeś uprzedzić, że chcesz się spotkać, a nie robić jakieś podchody – stwierdziła ze złością. – Która godzina?
– Dochodzi czwarta – odrzekł uprzejmie, choć zignorował jej uwagę.
– Super – jęknęła. – Dopiero przed chwilą się położyłam!
– Zaraz pozwolę ci wrócić do łóżka i do twojego młodego kochanka – roześmiał się cicho Odyn. – Chciałem cię tylko ostrzec.
– Przed czym? – zainteresowała się Freya.
– Przed Voldemortem. On nie cofnie się przed niczym. Sprowokowaliście go i pchnie przeciwko wam wszystkie swoje siły. Jest gotów poświęcić swoich ludzi, byleby tylko udowodnić, że Dumbledore się mylił.
– Powiedz mi coś, czego nie wiem – wzruszyła ramionami. – Jesteśmy gotowi.
– Nie wiem, czy po tym oświadczeniu Dumbledore’a wasi ludzie nie poczują się zbyt pewnie. Nie lekceważcie przeciwnika. I pamiętaj, że wolno ci będzie interweniować tylko wtedy...
– Wiem – przerwała mu i uśmiechnęła się szeroko. – Na to też jestem przygotowana.
– Na pewno?
– Tak – spojrzała w kierunku sypialni, gdzie czekał na nią śpiący Severus. – Na pewno.
– A on? – Odyn również spojrzał w tamtą stronę. – Jest gotowy na twoje odejście?
– Twierdzi, że tak, ale boję się, że sobie z tym nie poradzi – wyznała.
– Zdziwiłbym się, gdyby było inaczej – stwierdził Odyn i spojrzał na nią badawczo. – A ty sobie z tym poradzisz?
– Myślę że tak. W końcu trochę inaczej odczuwam upływ czasu niż zwykli śmiertelnicy – westchnęła. – Dla niego kilka lat to wieczność, dla mnie to zaledwie chwila.
– Mam nadzieję, że to naprawdę potrwa zaledwie kilka lat – mruknął Odyn. – Wracaj do łóżka i uważaj dzisiaj na siebie. I na swojego śmiertelnika.

Bóg zniknął, a ona nagle przestała być śpiąca. Dzisiaj? Spojrzała na zegar, który wskazywał czwartą rano. Jeśli dobrze zrozumiała ostrzeżenie Odyna, to zostało zaledwie kilka godzin do rozpoczęcia bitwy. Westchnęła. Rzeczywiście inaczej odczuwała upływ czasu, ale teraz poczuła nagle, że ten gwałtownie przyspieszył. I że wcale nie jest gotowa na to, co miało nastąpić.

Severus Snape || Piaski CzasuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz