Rozdział 42 - Wyznania

243 13 6
                                    

Rozdział 42. - Wyznania

Postanowiliśmy zrobić postój kiedy upał i duchota był nie do zniesienia. Zatrzymaliśmy się przy czymś co przypominało duże oczko wodne w małym urokliwym lasku. Przebrałam się i wskoczyłam do wody. Umiem świetnie pływać więc szczerzyłam się jak wariatka kiedy poczułam na swoim ciel chłód wody. Przechwyciłam spojrzenie Pietro.

-Woda jest cudna!-Krzyknęłam.

-Dobrze wiesz, że nie umiem pływać.-Mrukną.

-No weź...-Wydęłam dolną wargę.-Będzie fajnie... Nie jest głęboko, choć tu mój idioto.

-Nie przekonasz mnie.

Wstałam i stanęłam na brzegu. Mój strój kąpielowy był mokry... Wyszczerzyłam widząc, że stopy mam uwalone błotem. Wzięłam do ręki trochę piasku zmoczyłam go w wodzie. Podeszłam do niego i swoje dłonie wplątałam mu we włosy brudząc je błotem.

-Wiedz ty co!

-Nie marudź.

Ostatecznie zaciągnęłam go do wody.

***

Szliśmy "wydeptaną ścieżką" przedzierając się przez gąszcz pnączy i gałązek drzew. Nie psuło mi to świetnego humoru tym bardziej, że to dopiero drugi dzień wycieczki trzydniowej. Robiłam zdjęcia temu co mi się podobało. Czułam się cudownie. Jednak nie tylko ja chodziłam w skowronkach. Oboje szliśmy szczerząc się, śmiejąc do siebie i drażniąc. Oby tak było zawsze.

Dotarliśmy do miejsca, w którym spędzimy drugą noc. Musiałam wspiąć się ma kilkadziesiąt metrowe drzewo. Przyszło i to z łatwością. Szum drzew koił moje do tej pory, do tej wyżyty w tropikach, skołatane nerwy. Nowe moce też mnie denerwowały jednak czułam się o stokroć lepiej przy Pietro. Wiedziałam, że odpoczynek na łonie natury był mi potrzebny. Po prostu w końcu zrobiłam ten pierwszy krok.

Wdrapałam się ma "krzaka". Wiedziałam, że powrotem na dół wracać będziemy tyrolką. Wiedziałam też dobrze, że Pietro zarezerwował nam takie atrakcje dzięki znajomością i byłam mu za to cholernie wdzięczna. Bym mu wdzięczna na to, że trafił na mnie, a ja na niego.

Widok był zapierający dech w piersiach. Korony drzwi ciągnęły sie aż po kres widnokręgu. Nad chryzantem powoli zaczynały pojawiać sie pierwsze odcienie czerwieni i fioletu zwiastujące zachód słońca. Usiadłam pod pniem, na którym opierała się konstrukcja. Mniej niż chwilę później przysiadł się do mnie struś.

-Wiesz miałam ci coś powiedzieć w sylwestra...-Zaczęłam niepewnie...-Ten twój uśmiech poznam wszędzie.

-Ja za twoimi oczami pójdę na koniec świata.-Mrukną spoglądając właśnie w moje oczy.-Wiesz zastanawiałem się czy powiedzieć ci to w drodze powrotnej z Cara czy już w Indiach, czy wtedy gdy Kora rozwaliła imprezę...

-Wiesz, że wiem.-Rzuciłam słodko.-Jak raz się upiłeś to gadałeś różne ciekawe rzeczy...

-Kocham cię.-Przerwał mi cicho.-Wiem to głupie ale tylko ty nie masz mnie za wariata za jakiego mają mnie inni i nie uważasz mnie za tępą dzidę. Tylko ty potrafisz poprawić mi humor kiedy świat legnie w gruzach u moich stóp. Potrafisz zmotywować mnie, pocieszyć, rozbawić, zrozumieć. Po prostu jesteś dla mnie najważniejsza.-Uśmiechną sie pod nosem.-Tyle razy ile toczyłem wewnętrzna wojnę żeby ci to powiedzieć... Tyle ile razy myślałem, że mnie znienawidzisz... Każde moje stwierdzenie "przyjaciele" po prosty bolała bo chciałem czegoś więcej. Alis ja po prostu cię kocham.

-Pietro nawet nie wiesz ja bardzo chciałam ci to powiedzieć wcześniej. Kocham cię od kąt zrozumiałam, że moja przyjaźń to coś więcej... Od kąt uratowałeś mnie miałam wrażenie, że... że jeśli nie zrobię w końcu kroku w przód to nigdy ci tego nie powiem. Kocham cię.-Spuściłam wzrok.

Złapał mnie za podbródek. Wiedziałam że teraz to już coś więcej. Po prostu moje wątpliwości zostały całkowicie rozwiane, zniszczone, spopielone... Zastanawiałam się jak mu przekazać, że mogłam stać sie super... Ale teraz to nie było ważne. Wtuliłam sie w jego ramię i pocałowałam w policzek.

-Marzenia sie spełniają.-Szepnęłam.

Gdy całkiem się ściemniło po prostu długo rozmawialiśmy. Rozmowy trwały do późna... Spoglądałam co jakiś czas na granatowe niebo usłane cętkami... Pomyślałam sobie "Żeby to nigdy się nie zmieniło." W tedy nad horyzontem przeleciała smużka światła... Spadająca gwiazda. Marzenia się spełniają? Tak.

***

Rano, około siódmej zjechaliśmy w dół. Ciepłe promyki słońca upewniały mnie cudnej pogodzie... Jednak około 12 się to zmieniło i zaczęło lać. Szum deszczu podobał mi się nawet bardziej niż szum liści.

-Cieszę się, że w końcu ci to powiedziałam.-Szepnęłam. Ale wiedziałam, że mój szept przebił się przez szum...-Muszę ci jednak powiedzieć coś jeszcze...

-Co takiego?-Zapytał stając w miejscu.

-Ugryzł mnie radioaktywny pająk na konferencji.





















****************************************************

Kto nie mógł sie doczekać?

JAK SIĘ PODOBA?

Spokojnie to nie koniec (;

Never give up - MarvelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz