Rozdział 15 - Upór działa cuda, czyli kodeks

494 21 6
                                    


Rozdział 15 - Upór działa cuda, czyli kodeks

Poszłam spać po północy i wstałam niewyspana. Bolały mnie żebra. Czułam się jak niewinny kociak wyprany w pralce.

Mam dość leżenia bezczynnie. Ale do rzeczy... Nie będę leżeć jak księżniczka kurwa i pachnieć. Zmierzam coś zrobić. Mam ochotę na amoniaczki to sobie upiekę amoniaczki i koniec kropka!

Wcielę mój pomysł w życie. Koniec z sypkim cukrem, ze strzelaniem do mikrofali czy zmywarki. Trzeba wprowadzić zasady. Napiszę kodeks i będą się go trzymać. Mam gdzieś, że może im to nie pasować skoro ja tu mieszkam to na swoich zasadach. Wprowadzę zakaz przyprowadzania Sharon do części mieszkalnych na dłużej niż dwie godzin i określone godziny, w których ten potwór może przebywać w wieży.

Weszłam do salonu. Byli w nim wszyscy z wyjątkiem Petera i Starka. Pietro był jeszcze na misji. Super.

-Cześć.-Powiedziałam słabo z progu korytarza.

-Powinnaś odpoczywać.-Powiedział Buck.

-Mam gdzieś odpoczynek. Chcę upiec sobie ciastka i zamierzam to zrobić. Nic nie może mnie powstrzymać. Chcę ciastka to sobie upiekę.-Chwiejnym krokiem ruszyłam do kuchni.-Nic mnie nie powstrzyma!

-Alis... Dziewczyno idź odpocznij.-Naciskał Kapitan idąc za przykładem przyjaciela.

-Milcz stulatku chcę ciastka. Nie rozdziela się kobiety i jej jedzenia.-Powiedziałam już wkurwiona.-Dość się na odpoczywałam w nocy. Jest dzień, a ja nie zamierzam go marnować.

Wyciągnęłam mąkę, biały cukier i resztę składników. Sapnęłam podnosząc się z klęczek. Przygryzłam wargę by nie syknąć z bólu. Jak już powiedziałam... NIC, a to NIC mnie nie zmusi do zmiany planów. Będę piec i koniec kropka. Podczas wałkowania ciasta zaciskałam zęby z bólu. Moje żebra dały znak, że jednak nie są całe. Dam radę. Dam radę. Nie poddam się tak łatwo. Nie odpuszczę. Muszę być silna!

Wstawiłam ciastka do piekarnika i usiadłam na blacie. Westchnęłam cicho. Jestem uparta i tyle.

-Dziewczyno czemu ty nie odpuścisz?-Spytał Kapitan.

-To nie w moim stylu. Nigdy nie odpuszczam.-Powiedziałam i potarłam siniak na przedramieniu.-Zawsze wstanę choć nie wiem jak tego dokonam.

-Steve przestań się jej czepiać.-Powiedziała Wanda.-Miała ochotę na ciastka to ma ciastka, ty masz za to pięć sekund na zniknięcie mi z oczu i zostanie jej w świętym spokoju.

-Dobra już idę.-Mruczał jeszcze coś, że kobiety to kobiety. Zapragnęłam walnąć go tylko mocno i to patelnią.

***

Prawie cały ranek przesiedziałam w salonie oglądając telewizję i rozmawiając o pierdołach z resztą lokatorów bazy. Około godziny piętnastej udałam się na swoje piętro. Oczywiście windą. Mam uraz do schodów.

Weszłam do swojego pokoju i odpaliłam komputer. Włączał się powoli. Włączyłam "Don't Starve" i odpaliłam nowy świat, nową grę. Muszę się odstresować. Zero ludzi, zero hałasu tylko sama gra. Spokojną rozgrywkę przerwało mi pukanie do okna. Peter stukał w szybę w kostiumie. Uchyliłam okno.

-Co cię tu niesie?-Spytałam.

-Zamknęli mi moje okno. Wpuścisz mnie? Shmatron alert.-Zjeżyłam się.

-Właź trzeba było tak od razu a nie.-Otworzyłam okno.

Wlazł przez moje okno i rozejrzał się. Wiem jestem wy obijana, a każdy gwałtowniejszy ruch przypłacam bólem żeber. Ale chyba nie wyglądam aż tak źle?

-Wiem, że kiepsko wyglądam.-Mruknęłam i usiadłam na krześle przy biurku.

-Ja wyglądam gorzej.-Zdjął maskę.-Mały napad na bank, a potem pożar.

-Ała.-Tak on wygląda gorzej.-Przypiekło ci brwi.

-Nooo. A jak ty się trzymasz?

-Bywało gorzej.-Powstrzymałam się się od wzięcia głębszego wdechu.-Co tam w szkole?

-Nudy...

-A tak na serio?

-Dam ci notatki z chemii, MJ wyśle ci biologie, jeśli do niej napiszesz, a co do geografii masz skontaktować się z nauczycielką, która została powiadomiona, że przez cały tydzień będziesz nieobecna. Pewnie da ci jakiś projekt bo inaczej by chciała tylko aby ktoś przesłał ci tylko notatki.

-Spoko.

***

Resztę dnia przegrałam na komputerze. Zmieniałam tylko gry. Peter napisał mi około osiemnastej, że Shamatron opuściło wieżę. Stwierdziłam, że to odpowiednia chwila na opuszczenie moich czterech ścian i pokazania się, że żyję. Zjechałam windą i weszłam powoli do salonu. W nim byli wszyscy. Dosłownie wszyscy.

-Alis jak się masz?-Spytała troskliwie Wanda.

-Dobrze na ile to możliwe.

-Cieszę się, że już jest lepiej.-Powiedział tata.-Co robiłaś cały dzień?

-Grałam na komputerze we wszystkie możliwe gry jakie posiadam.-Uśmiechnęłam się i usiadłam na kanapie.

-Granie jest niezdrowe...-Zaczął Kap.

-Panie Rogers mam gdzieś, że to jest niezdrowe ale to zajebisty zabijasz czasu. W mojej obecnej cholernej sytuacji to najlepsze zajęcie.-Przerwałam mu.

-Język młoda damo.-Skomentował Steve i zmarszczył brwi.

-Alis chcesz coś? Potrzebujesz czegoś?-Pytał nadal mój opiekun.

-Mam pewien pomysł ale potrzebuję twojej zgody...

-Wyjaśnisz mi na czym polegał twój pomysł córa?

-Tiaaa jasne... Dobra zgadzasz się czy nie?

-No zgadzam się.

-Wprowadzę kilka zasad organizacyjnych do wieży, taki usprawniający i zmniejszający koszty kodeks. Za nieprzestrzeganie zasad więzienie.-Uśmiechnęłam się zadziornie.-Co wy na to?

Usłyszałam jednomyślną zgodę i tylko wyszczerzyłam się szerzej. Wiedziałam, że ustalenie pewnych zasad nie będzie łatwe ale lubię wyzwania więc podejmę się i tego. Wieża od dziś jest pod moim nadzorem, obowiązuje w niej "Kodeks wieży". Tytuł to ja jeszcze wymyślę...

***

Siedziałam ze wszystkimi w salonie ale później wróciłam do siebie. W odwiedziny wpadli Peter, Wanda i Pietro. Nowa część ekipy. Będę musiała później poinformować resztę... Później. Napiszę kodeks jeszcze dziś, a jutro przeczytam go wszystkim Avengerom.


















Hej! Jak tam życie mija?

Cieszycie się, że dziś zakończenie roku szkolnego? Ja kończę w reszcie podstawówkę! 

Pozdrawiam wszystkich ósmoklasistów 

Ps. : A to taki prezent na zakończenie szkoły <3


Never give up - MarvelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz