Rozdział 12 - Pytania i herbatka z niespodziankami
Wszyłam z pokoju dwadzieścia minut po odwiedzinach przez okno. Przeszłam kawałek i zapukałam do Petera. Usłyszałam tylko "Wchodź". Weszłam i zamknęłam za sobą drzwi. Pająk siedział na krześle przy biurku jak by nigdy nic...
-Pomyliłeś okna co?-Odezwałam się uśmiechając się krzywo.
-Nie wiem o czym mówisz...
-Peter nie rób ze mnie idiotki. Nie jestem głupia. Wiem, że to ty pajęczaku.-Mówiłam z całym przekonaniem.
-Dobra masz mnie. Nie mów Starkowi... A z resztą i tak wygrałem zakład.
-Aha! A teraz mam pytania!
-Pytaj.
-Jaki zakład? Czy ty też masz przeczucie, że nie można ufać Shmatron?
-Założyłem się z Panem Starkiem jak długo utrzymam tożsamość w sekrecie przed tobą. Obstawił mniej niż pięć dni ja, że wytrzymam. I masz rację Shmatnon to zło. Człowiek nigdy by się tak nie wyperfumował!
-Perfumy?
-Mam wyczulone zmysły kobieto! A to zło cuchnie!
Zaśmiałam się i usiadłam na kanapie przy regale z książkami. Rozejrzałam się. Obok biurka była szafka zamknięta na kłódkę. Co on tam trzyma?...
-To masz w tej szafce?-Zainteresowałam się.
-Strój w nanotechnologii i komiksy.
-Komiksy?! Pokaż!
Zmierzył mnie spojrzeniem godnym samego Starka. Wstał i westchnął. Wyciągną z kubka z pęczek chyba sześciu kluczy i zaczął otwierać szafkę. Moim oczom ukazała się wielka kolekcja przeróżnych komiksów. Nie posiadał jednak Apollo czy Charsa. Miał natomiast całego Jacksona pięć serii kilkanaście serii o różnych herosach i trzynasty tom Apollo. Zamrugałam. Miał tom, którego mi brakowało. Wszystkie komiksy były ofoliowane i w świetnym stanie. Wyglądały jak nowe...
-To jest wspaniałe! Masz trzynasty tom Apollo?! Mogę?
-Nie wiem... Nie zginasz rogów?
-Nie! Kto w ogóle tak robi?!
-Kapitan. Ta seria.-Wskazał na dość stare komiksy.-Jest z 1940. Nie dam jej mu.
-Moja przyjaciółka ma podobną serię tylko z 1939, limitowaną, w świetnym stanie. Ja mam całego Apollo. Nie mów nikomu.
-Jak to?
-Nie tylko ty kochasz komiksy.-Uśmiechnęłam się zadziornie.-Nie mam tylko trzynastego Apollo rozumiesz? A resztę mam.
***
Po jakiś dwudziestu minutach rozmowy wróciła do siebie. Przebrałam się w piżamę i rozczesałam włosy. Zaplotłam je w luźny warkocz i wyszłam z pokoju. Poszłam do kuchni i wyciągnęłam sobie kubek, herbatę i wstawiłam wodę. Zaczęłam szukać cukru. Znalazłam! Co?! Dlaczego w moim cukrze trzcinowym są białe kryształki?! Głupi żart!
Odstawiłam cukier. Co mogłabym innego zrobić? Kilka minut później w kuchni zjawił się Peter, Pietro i wbiła też Wanda. Zaparzyłam już herbaty i miałam ją słodzić gdy Peter złapał mnie za nadgarstek.
-Nie. Zostaw cukier.-Powiedział poważnym tonem.
-Co takiego? Dlaczego?-Zaskoczył mnie.
-Weź miód. Zaraz ci wyjaśnię ale zostaw cukier.
-Dobra zostawiam cukier!...
Wanda i Peter wymienili tylko spojrzenia. On wyszedł i zaraz wrócił z próbówkami i jakąś cieczą w zlewce. Nabrał cukru do próbówki i zalał ją wodą. Potem nalał kilka kropel drugiej cieczy, a płyn zmienił kolor na jaskrawo zielony.
CZYTASZ
Never give up - Marvel
FanfictionAlis jest szesnastolatką która trafia do Avengers gdzie zaczyna rozumieć wszystko co ją wcześniej spotkało. Zmaga sie z nowym wrogiem i starą historią którą chciałaby zapomnieć. Czy pokona strach? Czy odnajdzie rodzinę? Czy znajdzie miłość życia? Ma...