Rozdział 14 - Niedziela to nudy i nigdy więcej schodami
Oglądaliśmy filmy do późna. Zjedliśmy większość kupionych przekąsek. Skończyliśmy seanse około trzeciej nad ranem. Położyłam się spać po trzeciej. Wstałam o dziewiątej i nadal byłam średnio wyspana. Trudno nadrobię kawą. I to mocną jak cholera!
Kupiłam sobie wczoraj cukier trzcinowy i schowałam go głęboko w szafce. Wyciągnęłam pudełko. W kuchni byli prawie wszyscy. Dziwne na pudełku nie było foli... Sama jej nie zdejmowałam. Otworzyłam pudełko i położyłam je na blacie. W brązowym cukrze były białe kryształki. Za pierwszym razem nie zwróciłam na to uwagi uznając, że to głupi kawał ale teraz... Mogłam pomyśleć wcześniej, że to biały cukier, że jakiś złośliwiec je po prostu pomieszał. Pokręciłam głową i odwróciłam się twarzą do Avengersów.
-Kto majstrował przy moim cukrze trzcinowym?-Spytałam marszcząc brwi.
-Nikt.-Odpowiedział mi Kapitan.
-Ja nie otwierałam tego pudełka, a kupiłam je wczoraj. Powinno być jeszcze w folii. Dobrze wiem, że nikt oprócz mnie nie korzysta z brązowego cukru.-Powiedziałam.
-Alis dziecko o co chodzi?-Spytał tata.
-O nic naprawdę. Mój cukier i kropka. Sama go otwieram i koniec.
-Dobrze Alis.-Odpowiedział mi Buck.
Mam już pewien pomysł... Napiszę im coś ważnego... O tak to będzie to! Uśmiechnęłam się złowieszczo. Rozluźniłam brwi i zamknęłam pudełko z cukrowym arszenikiem. Do kuchni wszedł Peter. Uniósł brwi widząc otwarte pudełko cukru.
-Alis nie używałaś cukru?-Spytał Peter.
-No coś ty wiem przecież.
-Zabieram całe pudełko.-Zgarną pudełko i wyszedł. Wrócił chwilę później.
Zaparzyłam sobie kawy i posłodziłam ją normalnym białym cukrem. A herbatę chyba całkiem przestanę słodzić. Tata zadawał mi jeszcze pytania do tego o co z tym chodzi. I tak dalej. Odpowiadałam zdawkowo. Nie wspomniałam o tym, że próbowano mnie otruć i ani o tym, że o mało co nie skończyłam przez swoją głupotę pod kołami auta. Nie chcę go martwić. Clint wyjechał rano więc w wierzy jest jedna osoba mniej. Pana Bannera nie widziałam dość długi czas ale pewnie jest zajęty w laboratorium. Sam nadal uczy się rosyjskiego... Kapitan nadal zaprasza szmatę do wierzy.
Dlaczego jej nie lubię? To proste. Oczy to zwierciadła duszy więc widziałam, że ona jest zła do szpiku kości.
-Cześć wszystkim!-Do kuchni weszła Wanda. Nalała sobie kawy z ekspresu. Ja preferuję rozpuszczalną z mlekiem.
-Cześć! Jakieś plany na dziś?-Spytałam upijając łyk kawy.
-Tak idę na miasto z Visionem. Obiecał mi, że kupi mi nowe buty!-Mówiła radośnie. Odwzajemniłam jej uśmiech.
Wypiłam kawę do końca rozmawiając z resztą Avengers do puki do kuchni nie wbił Pietro. No w takim stopniu wkurwienia to ja tego strusia nie widziałam. Zgarną cały dzbanek kawy i zmierzył nas wszystkich na wpół nieprzytomnym spojrzeniem. Zatrzymał spojrzenie na Wandzie. Zmarszczył brwi.
-Siostro droga noc jest od spania. Naprawdę ja rozumiem ale proszę o ciszę!-Mrukną w stronę Wandy.
-Nie wiem o co ci chodzi...-Zaczęła.
-A daj spokój wiedźmo cholerna! Wyspać się już człowiek nie może!-Fukną na nią i wyszedł z kuchni z tym dzbankiem kawy.
-Wanda serio. On ma rację.-Powiedział Peter.-Kobieto ja mam podkręcone wszystkie zmysły! Serio nie da się spać.
CZYTASZ
Never give up - Marvel
FanfictionAlis jest szesnastolatką która trafia do Avengers gdzie zaczyna rozumieć wszystko co ją wcześniej spotkało. Zmaga sie z nowym wrogiem i starą historią którą chciałaby zapomnieć. Czy pokona strach? Czy odnajdzie rodzinę? Czy znajdzie miłość życia? Ma...