Rozdział 25.2 - Nie za dużo tego piasku?!
*Pietro*
Nie wiem ale jakoś miałem wielką ochotę poprosić o pokój dwu osobowy z jednym łóżkiem... Wiem to złe... Dotarliśmy do Aleksandrii wieczorem... Wiem, że Star by mnie za to zabił... Peter z resztą też. Hotel nie należał do pięciogwiazdkowych... Był jednak wygodny i mieliśmy własną łazienkę. Wziąłem pokój na piętrze... Po prostu bezpieczniej... Kiedy Alis zobaczyła naszą kwaterę nie była zachwycona... Ale nie marudziła. Dwa łóżka, niewielki pokój i mała łazienka z prysznicem, który był niezwykle mały... Popatrzyła na mnie jakbym miał od niej zaraz oberwać i zmarszczyła brwi. Wzruszyłem ramionami a ona prychnęła na mnie. Ona tak uroczo się denerwuje! O czym ja kurna myślę!
Zasnęła pierwsza. Ja nie będę spać. Nie zasnę w takich warunkach... Powietrze dla mnie jest za suche i jest jeszcze Alis... Muszę jej pilnować. Dziwię się, że ochrona przy piramidach nie zabrała mi broni... Dziwne... Jutro pójdziemy na wybrzeże i zwiedzimy ruiny i zrobimy sobie zdjęcie przy sławnej bibliotece... Morze Śródziemne... cóż... Wybrałem drogę samochodem do Cara bo będę musieć choć na chwilę się zdrzemnąć... Uzupełniliśmy zapas wody. Alis ma ze sobą batoniki... Jest świetnie zaopatrzona... Wzięła nawet rzeczy, o które ją nie prosiłem. Na szczęście było już ciemno... Alis bała się ciemności ale zasnęła przed totalnymi ciemnościami, które zapadły po 9 wieczór. Gdyby nie to, że jest tak ciemno najpewniej zrobił bym jej zdjęcie... Serio nie wiem dlaczego mam na to ochotę.
Postanowiłem sobie, że powiem Alis o tym co powiedziała mi Nabija kiedy będzie odpowiedni moment więc muszę takowy znaleźć...
***
Rano, gdy było już jasno posprzątaliśmy pokój i wyzbieraliśmy nasze rzeczy. Zwiedzimy dziś Aleksandrię i Cara. Alis cały ranek chodziła jak nakręcona... Od strony morza jest odrobinę chłodniej więc posiedzimy dziś dłużej na plaży... Wracają wspomnienia...
***
Kartagena, wybrzeże Morza Alborańskiego
Siedziałem na skale obserwując zza zarośli trening Alis. Uważała, że nie powinienem siedzieć gdzieś na widoku bo jej rodzice mnie jeszcze zobaczą i zaczną wyobrażać sobie nie wiadomo co... Ale i tak będę patrzyć. Alis nie wiedziała, że ją obserwuję, co innego Kora... Ten cholerny drzewołaz zawsze mnie śledzi, jeśli jestem w pobliżu Alis. Kora jest jak pit bull. Siedziała na pomarańczy, która rosła obok i przyglądała się mi. Nie wyglądam najlepiej... Nic na to nie poradzę. Jakimś pieprzonym cudem żyje i nie mam jak wrócić... Wiem łatwiej wsiąść w samolot i polecieć do Nowego Jorku ale ja nie mam ani paszportu ani statusu żywego. Wiem, że Avengersi coś zepsuli albo teraz albo w przyszłości... Jakimś cudem "przeżyłem" walkę z Ultronem... Wiem, że powinienem być trupem o czym świadczy jedna konkretna choć blada blizna... Blizna po kuli, która powinna mnie zabić. Kora uważała, że mam amnezję i bredzę ale mówiła tak tylko dlatego, że nie wiedziała jak to wyjaśnić.
Alis od tygodni ćwiczy do olimpiady. Olimpiada... Czy to nie za wysoka poprzeczka? Dla Alis tylko kolejny punkt na liście. Poprzeczka nie ma znaczenia. Gdy zepsuła kolejne lądowanie kopnęła piasek i usiadła na płaskim kamieniu blisko brzegu. Patrzyła w horyzont. Kora jak to Kora podeszła do niej i szturchnęła ją łokciem. Alis popatrzyła na nią i wepchnęła ją do wody. Dziś jest chłodno.
Podeszłam do nich powoli. Jeszcze nie do końca wiem na ile mnie stać. Chcę biegać po wodzie ale czy to możliwe... Musi być możliwe!
-O struś łaskawie się pojawił!-Prychnęła Kora.
-O rzekotka nie lubi błota?-Posłałem jej mściwy uśmieszek.
-Cześć.-Przywitała się Alis przerywając nasze standardowe kłótnie.-Co cię sprowadza na plaże?
CZYTASZ
Never give up - Marvel
FanficAlis jest szesnastolatką która trafia do Avengers gdzie zaczyna rozumieć wszystko co ją wcześniej spotkało. Zmaga sie z nowym wrogiem i starą historią którą chciałaby zapomnieć. Czy pokona strach? Czy odnajdzie rodzinę? Czy znajdzie miłość życia? Ma...