Rozdział 33- Schody to zło, mleko z octem i nocne awantury

312 13 1
                                    

Rozdział 33 - Schody to zło, mleko z octem i nocne awantury

Avengers wrócili po godzinie 12.00, a ja miałam wrażenie, że jest wieczór. Siedzieliśmy w salonie. Byłam podrapana ale nie było to tak strasznie uciążliwe. Sala treningowa była w stanie tragicznym. Uznałam więc za stosowne poinformowanie o wszystkim ojca osobiście. Wiedziałam, że wszystkim inny się oberwie. Ale taki już los ludzi, którzy się ze mną trzymają. Wstałam i na starcie przywitałam się ze wszystkimi. Widok poobijanych moich towarzyszy niedoli najwidoczniej był jak płachta na byka, w tym przypadku na Starka i Nataszę. Nie skomentuję dlaczego Natasza zamartwia się o mnie, Petera i Wandę, a Pietro nie wlicza do bezbronnych pisklaków... Dziwne ale miłe. Tata obejrzał najpierw mnie a potem Petera, który wyglądał już o stokroć lepiej. Zazdroszczę mu tej regeneracji. Wczoraj wyglądał jak siedem nieszczęść a dziś jak by po prostu zarwał noc. To nie feir play... Ogarnęłam siebie, brata i śniadanie dla wszystkich mimo nieprzespanej, kolejnej z resztą, nocy. Jestem kobieta "jak sie poddasz to masz wpierdol mała" i tego sie trzymajmy. Jednak to co powiedziała mi Ester jest zastanawiające. Czy ja nie znam samej siebie?

-Nic nam nie jest.-Oznajmiłam.-Jednak sala treningowa to pobojowisko i na korytarzy są zapewne ślady cudzej krwi...

-No i są ze trzy trupy.-Dodał struś jakby nigdy nic.

-O tym pogadamy potem.-Sarknęłam na niego.

-Alis dziecko kochane co się stało?-Zapytała spokojnie Nat...

-Nic szczegulnego oprucz wizyty starej znajomej z nowymi przyjaciółmi. Moja psiapsiuś ma wyprane szare komórki bo jak się okazało posiada je... Muszę wam coś powiedzieć...-Czas na wyznania, czas powiedzieć co zdarzyło się w Hiszpanii, co się stało, że trafiłam do Ameryki.

Wzięłam głęboki oddech i byłam pewna że się zapowietrzę. Zamrugałam i zaczełam opowiadać...

-Kiedy miałam osiem lat wraz z Korą, moją przyjaciółkę kradłyśmy z komendy policji pączki. No bo Pieski mają najlepsze smakołyki... Przesiadywałyśmy na starej pomarańczy. Pomarańcze mają kolce. Nie przestrzegałam diety narzuconej mi przez trenera, opuszczałam treningi, a w tym czasie ćwiczyłam karate z Korą. Kora byłaby niebezpieczna nawet ślepa i głucha... Korę złapała H.Y.D.R.A., wyprali jej mózg, który jednak ma...-Powiedziałam powoli wbijając wzrok w stopy.

-HYDRA?!-Powiedział Bucky.-Jak ich dorwę...

-Nie nakręcaj się Barnes.-Uciszył go mój ojciec.-Musimy najpierw się dowiedzieć kilku rzeczy... Alis podasz mi prawdziwe dane swojej przyjaciółki?

-Tak. Muszę jej pomóc.-Odpowiedziałam.

-Dyktuj więc młoda.-Powiedział.

-Nazywa się Kora Luna Yrene Laura Marie Delacruz Fernandez Gonsalez, Hiszpanka z urodzenia, mówiła w trzech językach. Hiszpańskim, angielskim i francuskim ale płynnie tylko po hiszpańsku. Urodzona 31 października 2000 roku. Nie wiem czy została blipnięta. Uczulona na pyłki lipy. Nie bała się niczego. Wredna, ambitna, uparta, szczera, inteligentna, wścibska. Fizyka w małym palcu. Grała na dziewięciu instrumentach... Nigdy nie uczyła sie gry na żadnym. Śledziła wszystkich związanych z moim życiem towarzyskim, śledziła mnie i przypadkowych ludzi. Świetna stalkerka. Jako jedenastolatka pięciokrotna złota medalistka z mieszanych sztukach walki dziewczęcej, czarny pas w karate, najwyższy stopień w taekwondo, boks w małym palcu. Przeszkolenie w kierunku gimnastyki artystycznej... Heterochronia wrodzona, piegi liczne, ciemne włosy, karnacja typowa dla hiszpanki... Silna fizycznie. To tyle.-Wyrecytowałam.

-Dużo.-Skwitował moją wypowiedź.

-Mało. Mogłabym podać więcej ale... nie to za bardzo ryzykowne... jak by wróciła jej pamięć to by zabiła jeszcze raz... mnie.-Powiedziałam i szybko zamilkłam.-Sekretów się nie zdradza.

Never give up - MarvelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz