Rozdział 36.2- Święta i impreza sylwestrowa z przytupem

253 11 19
                                    

Ten rozdział jest dzielony na 5 części!

2/5

Rozdział 36.2 - Święta i impreza sylwestrowa z przytupem

Podreptaliśmy do laboratorium. Peter na szczęście wie gdzie co leży... Wyciągnęłam potrzebne składniki. Wymieszałam wszystko i przesypałam do słoika. Przygotowałam trzy różne mieszanki. Włożyłam słoiki o reklamówki i ruszyłam do kuchni. Do mieszanki dzika róża, pomarańcza, wanilia dodałam imbir. Do mieszanki suszone maliny, cytryna jabłko dosypałam cynamon. Trzeci słoiczek z wiśnia, wanilia, mięta, miód zostało w takim stanie. Wstrząsnęłam dwoma słoikami. Zajęło mi to może godzinę... W Hiszpanii z Korą robiłyśmy takie herbaty... Lepiej pozbierać swoje i zasuszyć niż kupować gotowce. Często ćwiczyłyśmy po zmroku u mnie na podwórku kiedy było zimno. Obie jednak nie chciałyśmy być chore.

Westchnęłam kończąc robotę. wyjaśniłam jak parzy sie taką herbatę. Okazało się, że miałam widownię...

-Dobra. Jak się skończy to dajcie znać.

-Alis jesteś kochana.-Powiedziała mój ojciec.

-Nie Tony. Alis jest aniołem bez skrzydeł.-Odezwał się Kapitan.

Ruszyłam w stronę piętra mieszkalnego. Uśmiechając się pod nosem. Bez ceregieli wybiłam do pokoju strusia. Siedział pod kocem. Rozejrzałam się. Włączyłam czajnik elektryczny. Zgarnełam kubek z półki i jakby nigdy nic zaparzyłam mojej herbaty z imbirem. Autorskie przepisy najlepsze... Podałam mu kubek. Usiadłam obok.

-Musisz zdać się na mnie.-Powiedziałam całkowicie łagodnie.

-Jesteś wspaniałą przyjaciółką.-Powiedział.

Nie wiem czemu ale coś w środku zakuło mnie. Uśmiechnęłam się jednak. Wiedziałam, że coś się zmienia, jednak nie wiedziałam co. Bałam się tych zmian.

-Banner i Wanda w trasie... Wiec tak jakby to tylko ja mam jakie kolwiek pojęcie jak by cię tu wyleczyć. W Hiszpanii wychodziło.

-Alis dobrze wiesz jak to zemną jest. Leki na mnie nie działają... A jak się mnie coś chyci to na chwilę.

-Nie zgodzę sie z tym, że "na chwilę".

-To ten sam przepis...-Westchną.-Ten który układałaś ze mną? Naprawdę?-Uśmiechną się.

-Noom tak. Dobra idę odrabiać lekcje. Przyjdę później.

Opuściłam to zacne towarzystwo. Przecięłam korytarz i weszłam do swojego pokoju. Oczywiście Peter już tam siedział. Najwidoczniej musi się wypytać. Jestem też pewna, że wszystko słyszał. Westchnęłam widząc siedzącego go moim fotelu normalnie jakby był szefem. Pokręciłam głowa i usiadłam na łóżku zgarniając po drodze książkę do matmy.

-Co cię sprowadza w moje progi braciszku?-Zagadnęłam złośliwie.

-A to siostruniu, że jestem ciekawy o co chodzi z Hiszpanią, tą waszą znajomością i co sis ukrywasz.

-Och Peter jesteś zazdrosny... Serio? Dobra powiem ci.

-Słucham więc.

-Poznałam Pietro w Hiszpanii, a właściwie to mu życie uratowałam. Już w tedy się zaprzyjaźniliśmy... Pewnie się zdziwisz ale on powtórzy połowę tego co ja potrafię z gimnastyki artystycznej.-Powiedziałam o Peter uniósł brwi.

-Serio?

-Tak serio. Odpłacił mi sie za uratowanie życia tym samym... Gdyby nie on złamałabym kręgi szyjne i w odcinku lędźwiowym, rozbiłabym sobie czaszkę i kilka innych. Ratował mnie przed groźnymi upadkami bo ja trenowałam bez trenera bo nie byłam najlepsza. Kora go nie lubiła jakoś specjalnie do puki nie zaczął poprawiać jej stylu walki. Poznałam go kiedy miałam tak z dziewięć lat, Kora dziesięć.

Never give up - MarvelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz