Rozdział 17 - Powrót, klub i szkoła

514 23 22
                                    


Rozdział 17 - Powrót, klub i szkoła

*Alis*

Nie wiem jak się otrząsnąć z szoku. Nie widziałam wszystkiego ale i tak czułam się tak jak bym stała w samym centrum. Oni strzelali do ludzi na oślep! Prawie dostałam kulkę... Igranie ze niebezpieczeństwem to moje nowe hobby. Wróciliśmy do Nabiji, która na nasz widok pokręciła głową. Zaczęłam się zastanawiać ile ona o mnie teraz wie i ile mnie jeszcze czeka tego typu przygód. Oddychałam ciężko i nierówno ale trzymałam się na nogach i starałam się nie płakać. Powtarzałam sobie "Nie rycz jesteś już duża! Przeszłaś gorsze rzeczy! Nie płacz!" Darłam się na siebie samą we własnych myślach. Pietro obioł mnie ramieniem i wprowadził do salonu Hinduski. Nie pamiętam jak trzymałam się na nogach jednak dobrze pamiętałam Nabiję. Usiadła przy mnie. Złapała mnie pocieszająco za ramię. Jej dotyk był jak oblanie kubłem wody na te kilka sekund. Gdy puściła moje ramię znów poczułam się jak osoba, która widziała za dużo okropności na te kilka godzin.

Pietro wrócił z apteczką i zaczął sobie opatrzeć ranę. Przypomniały mi się czasy Hiszpanii... Nie ważne. Chwilę później na metalowym spodeczku leżała kula z rewolweru. Uratował mi życie... Znowu.

-Daj pomogę ci.-Złapałam bandaż.-Jedną ręką wiele nie zrobisz.

-Wszystko w porządku?-Spytał mnie.

-Chyba tak... Dziękuję. Ratujesz mnie już drugi raz w ciągu mojego pobytu w wieży.-Uśmiechnęłam się blado ale szczerze.

-To nic takiego... Po prostu... To tak samo wychodzi.

-Jestem ci dłużna. -Powiedziałam.-Naprawdę dziękuję.

-Nie jesteś mi nic winna Alis.

-Jestem.

-Dobra więc... Może w ramach spłacenia tego długo obejrzymy razem jakiś film?

-Dobra ale uważam, że to za mało.

***

Nabija wyjaśniła mu coś po hindyjsku, a ja zaczęłam się zastanawiać o czym rozmawiają. Jest Sobotni poranek w NY. A tu wieczór. Musimy wracać.

Wróciliśmy do wieży. Nie za bardzo chciałam zostawać dłużej sama ze sobą. Powstrzymywałam się od emocjonalnej rozsypki. Pamiętam, że jestem na celowniku i liczy się dla mnie teraz to żeby nauczyć się żyć na nowo w nowych warunkach. W końcu idę prosto i nie wspinam się po przeszkodach i nie spadam z gór trudności. Teraz mam pagórki, a nie przepaście więc dam radę!

Stanęliśmy w salonie. Wszyscy byli wpatrzeni w telewizor... Wiadomości! Mówili o tym co się stało w Bombaju. Jeszcze nas nie zauważyli. Nadal byłam przebrana za Hinduskę... Pierwsza zauważyła nas Wanda. Szturchnęła Starka i oboje się odwrócili. Ruszyli w naszą stronę prawie biegiem. Stark przytulił mnie i obejrzał ze wszystkich stron. Sprawdzał czy jestem cała przez kilka minut. Wanda rzuciła się bratu na szyję ze słowami "Nie strasz mnie tak".

-Jesteście cali?-Zapytała nas w końcu mój opiekun.

-Tak.-Odpowiedziałam.

-Oczywiście.-Dodał Pietro.

-Tylko i wyłącznie dzięki temu tu.-Wskazałam na Pietro.-Zasłonił mnie przed kulą.

-Obiecałem i dotrzymałem słowa.-Skwitował. Zachowywał powagę.

-Dziękuję.-Odezwał się w jego stroną tata. I uśmiechną się.-Idźcie odpocząć.

Wanda puściła brata i jeszcze tylko trzepnęła go w ucho i powiedział coś po skoviańsku. Od uniósł tylko brwi. Skierowaliśmy się na piętro z naszymi pokojami. Pojechaliśmy windą. Zatrzymałam się przy swoich drzwiach. Odwróciłam się do Pietro.

Never give up - MarvelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz