Rozdział 6 - Niedzielka i nowa szkoła, czyli kabaret
Wszyscy wrócili pod wieczór nawet Peter. On jednak wyjaśnił, że robił projekt na poniedziałek u przyjaciela Neda. Reszta była na akcji czy coś. Zrobiłam z Wandą tosty dla wszystkich. Rozsiedliśmy się w salonie. Jutro zaczynam szkołę. Nową szkołę. Czysta karta i nowe osoby. Nie wiem jak bardzo przeraża mnie myśl, że znów będę kozłem ofiarnym. Jeszcze w Hiszpanii robiłam za dziewczynkę do bicia do puki nie znalazłam przyjaciółki. Potem trafiłam do Nowego Jorku... Tak byłam dziewczynką do bicia. Może się jednak to zmieni? Może to, że nauczyłam się bić coś zmieni? Może...
Moje rozmyślania przerwał dźwięk wystrzału w kuchni. Co to było? Uniosłam pytająco brwi w nadziei, że to nie mikrofalówka. Potem dzwięk tłuczonego szkła. Ktoś z obecnych upuścił szklankę z wodą. Pan Stark spojrzał na Steva a ten na Clinta, który wzrószył ramionami z udawaną swobodą. Co się dzieje?! Co to było?! To nie był Backy on siedział z nami...
Potem padł prąd. Omało nie pisnęłam kiedy Wanda mnie obieła i zapewniła, że wszystko jest OK. Za oknami zaczeło się błyskać. Błyskawice rozdzierały pochmurne niebo. Zaczęło padać. Usłuszałam dźwięk zapalnia zapałki i w pomieszczeniu zrobiło się jaśniej w przyjemnym blasku czterech świeczek.
Pan Stark wyszedł z latarką sprawdzić co z systemem elektycznym wierzy. Jest początek września czego mogłam się spodziewać?! Burza. Super. Tak to sarkazm.
-Przepaliło bezpiecznik. Nie mam zapasowego. Brakło mi.- Wrócił Strak z informacją.
-Może w coś zagramy? Tak żeby zabić czas?-Zaproponował Peter, któremu brak prądu naiwidoczniej nie przeszkadzał.
-Prawda i wyzwanie? Kto za?-Zapytała Wanda.
Zapadła chwila ciszy i wymiana spojrzeń. Potem entujastyczna zgoda prawie wszystkich. W takim razie czemu miałabym nie grać? Gram będzie fajnie.
Grę zaczą Peter.
-Prawda czy wyzwanie Panie Stark?
-Prawda.-Odpowiedział miliarder a Peter zmarszczył brwi.
-Dlaczego Pan nie do mi podwyżki?-Zapytał i posłał Tonemu uśmiech.
-Bo zadajesz głupie pytania Młody. Prawda czy wyzwanie Rogers?
-Prawda.-Odparł Kapitan ze stoickim spokojem.
-W takim razie... Dlaczego jeszcze nie obrjrzałeś Gwiezdnych wojen z Peteram?
-Bo nie mam na to czasu.-Odpowiedział Kapitan.
-Nie prawda.-Skwitował to Backy.
-Prawda czy wyzwanie Clint?-Zapytał Steve ignoryjąc parsknięcie przyjaciela.
-Wyzwanie.-Odezwał się łucznik stojący w tym momencie pod ścianą.
-Ubierz tą tiulową spudnicę Nat.
-Spoko.
Clint wrucił po pięciu minutach w blado różowej, tiulowej spudnicy baletowej. Większość wybuchła śmiechem. Clint tylko uśmiechną się i wyciągną z kieszeni tubkę brokatu który chwilę później był we włosach Kapitana Ameryki. Brokat był różowy.
-Co to ma znaczyć?!-Fukną obrażony Kapitan.
-Nic.-Clint wzruszył raminami na co wszycsy nawet ja wybuchneliśmy śmiechem.-Prawda czy wyzwanie Nat?
-A daj wyzwanie co mi szkodzi.-Posłała mu jadowity uśmieszek.
-Stań na rękach i wyrzymaj tak poł godziny.-Odwzajemnił mściwy uśmiech.
CZYTASZ
Never give up - Marvel
FanfictionAlis jest szesnastolatką która trafia do Avengers gdzie zaczyna rozumieć wszystko co ją wcześniej spotkało. Zmaga sie z nowym wrogiem i starą historią którą chciałaby zapomnieć. Czy pokona strach? Czy odnajdzie rodzinę? Czy znajdzie miłość życia? Ma...