Rozdział 4 - Pierwsze wrażenia i Avengers

988 54 12
                                    


Rozdział 4 - Pierwsze wrażenie i Averngers

Pan Stark zprowadził nas do windy i polecił Peterowi oprowadzenie mnie po wieży i dolnym kompleksie. Wcisną mi w dłoń mapę budynku z zaznaczoną moją kwaterą. Ruszyliśmy do środka. Peter wyjaćnił, że Stark pojechał jeszcze sprawy związane z jego tymczasowym pobytem w bazie. Wyjeśnił mi że jest na płatnym stażu czy coś w tym stylu. Zdziwiłam się. Co on niby robi na tym stażu? Sprząta? Czy jak?

Zwiedziłam laboratoria, widziłam siłownie, kuchnię, korytarz części mieszkalnej Avengrsów... Ciekawe jak ja zapamiętam gdzie co jest. Z geografii byłam kiepska, a mapka którą dostałam była dla mnie zbyt skomplikowana.

-Alis przepraszam muszę zniknąć na chwilę.-Powiedział Peter, a ja uniosłam brwi.-Poczekaj tu albo postaraj się nie zgubić.-I gdziś pobiegł gdy zegarek za pikał po raz trzeci.

Zostałam więc sama na korytarzu. Rozejrzałam się. Westchnęłam. Stałam sama w obcym budynku i z mapą, której za grosz nie rozumiałam. Ciekawe jeszcze ile trwa chwila według Petera. Tak jeszcze tu sobię postoje. Potarłam dłonią twarz.

-Mogę jakoś pomóc?-Usłyszałam za sobą kobiecy głos. Odwróciłam się.

Dziewczyna nie była wiele starsza odemnie. Brunetka, brązowe oczy i najpewnie Avenger.

-Tak. Nie wiem jak trafić do swojego pokoju...

-A to ty jesteś ta nowa! Miło mi poznać!-Uśmiechnęła się szeroko.-Jestem Wanda. Chcez poznać resztę?

-Jestem Alis.

-Choć  Alis poznasz resztę. Stark nareszcie postanowił zrobić coś czego nikt nie będzie żałować!-Cieszyła się dalej. Pociągnęła mnie delikatnie za ramię.-Choć Alis.

Podążałam za Wandą długim korytarzem. W końcu stanęłyśmy w progu dużego salonu. W salonie byli chyba prawie wszyscy Avengerzy. Rozpoznałam każdego z nich. Miałam z nimi doczynienia. Nie jestem aniołkiem. Zamrugałam. Uśmiechnęłam się szeroko. Zabawa w Rey Hood to było coś. Skakałam po dachach wykorzystując moje zdolności akrobatyczne. Gdy jeszcze mieszkałam w Hiszpanii widziałam ich nie raz w telewizji, tam też nauczyłam się kilku sztuczek. Byłam gimnasyczką ligi juniorów w wieku 9 lat. Byłam dobra. Moje rozmyślania przerwała Wanda. Minęła może minuta.

-Ejj! Patrzcie kogo przyprowadziłam! - Wszyscy odwrócili głowy w naszym kierunku.

Wszystko wyglądało komicznie! Kapitan Ameryka i facet z metalową reką chowali się za blatem wyspy kuchennej, łucznik i najpewniej Czarna Wdowa wykłócali się o... My Little Pony?! Wśród tego wszystkiego rozpoznałam też Falcona zaczytanego w podręczniku od rosyjskiego. Rozejrzałam się dokładniej zauważyłam brak Thora i zauważyłam kogoś jeszcze. Co do... Przecież ja go znam! Normalnie komedia na kółkach bo cyrk to za mało.

Wanda zagwizdała, a towarzystwo umilkło ale nie przez Wandę ale przez wystrzał z karabinu. Koleś z metalową ręką strzelił do mikrofali! Jednak do był dopiero początek. Kolejne strzały padły już w salonie. Rudowłosa kobieta roztrzaskała łuk o kolano. Po chwili rozległ się wrzask rozpaczy. Wszyscy zamarli. Rudowłosa wymaszerował z pokoju. Wanda podeszła do łucznika z połamanym łukiem, a ja nadal stałam jak wryta w progu salonu. Wanda zapewniła mężczyznę, że łuk da się naprawić i wróciła do mnie. Pociągnęła mnie delikatnie z ramię i oto w ten sposób dowiedziałam się, że chyba popełniłam błąd. Wszystkie spojrzenia skupiły się na mnie. Jedynie białowłosy chłopak oglądający wiadomości nie odwrócił głowy ani nie uniósł na mnie spojrzenia. Cisza stała się nie zręczna.

-Przyprowadziłam nam kogoś! A wy jak zwykle musieliście zrobić "piękne" pierwsze wrażenie!-Warknęła na nich Wanda.

-Wow.-Mruknęłam pod nosem.-Takiego przywitania to się nie spodziewałam.

-Mikrofala się pali!-Krzyknął Kapitan.

-Co?!-Krzyknęli prawie wszyscy jednocześnie.

-Dobra. Gdzie jest gaśnica?!-Zawołała Wanda.


Never give up - MarvelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz