~It's complicated~

390 17 0
                                    

- Że co proszę?
- Jestem twoim ojcem.- to zdanie odbijało mi się o uszy bardzo długo.
- To nie możliwe. Nie okłamie mnie pan.
- A jednak.
- Mój tata zginął jak byłam mała, gdyby przeżył zainteresowałby się mną.
- Przepraszam cię skarbie, ale musisz mnie zrozumieć.
- Nie. Nie. Nie. To nie jest możliwe. Nie wmawiaj mi czegoś takiego i nie mąć mi w głowie.
- Nie chcę ci mącić, tylko w końcu wyznać ci prawdę.

Nie mogłam się ruszyć zamurowało mnie, więc chłopaki posadzili mnie na krześle, bym w razie co nie upadła.

- Zginął w wypadku. Nie okłamuj mnie.

- Wiem, że słyszałaś o tym jak moja żona, która mnie obecnie przez was nienawidzi krzyknęła do mnie Horan.

- T-tak.

- No właśnie nie wiem od czego zacząć, bo jest to skomplikowane.

- Mam czas.

- A więc racja... Miałem wypadek. Z początku zderzyłem się z samochodem jadącym z naprzeciwka, a przez to, że byłem na moście. Razem z samochodem wypadłem do głębokiej wody. Od razu ktoś zadzwonił na numery alarmowe, by mnie uratować. Nie udawało mi się wyjść... W końcu przejechała straż pożarna i karetka. Wyciągnęli mnie, ale byłem nie przytomny, przez co zabrano mnie do szpitala. Do tamtego momentu jeszcze nikt nie wiedział z was o moim wypadku. Obudziłem się jeszcze w karetce i zacząłem myśleć. Przed dojechaniem do szpitala zapytałem pielęgniarki, czy jest możliwość by nikomu nie mówić o wypadku. Była bardzo zaskoczona, ale ja już postanowiłem. Po konsultacji w szpitalu z lekarzem zgodzili się, chodź było ciężko. Wybłagałem pielęgniarki i lekarza by zostało stwierdzone iż zginąłem. Z początku było to prawie niemożliwe, ale nie ukrywam przekupiłem ich.

- Zostawiłeś mnie, zostawiłeś Niall'a, zostawiłeś mamę, która musiała nas sama wychowywać.

- Tak wiem... Po jakimś czasie gdy już wyszedłem, wyprowadziłem się do Chile. Zacząłem tam nowe życie, nauczyłem się hiszpańskiego. Zmieniłem nazwisko, które przyjąłem po mojej obecnej żonie.

- Czemu nas zostawiłeś? Ja akurat wtedy nie wiedziałam coś od dzieje, bo byłam mała, ale mama jak i Niall cały czas płakali. Czemu tak bardzo chciałeś nas zostawić?

- Coraz mnie dogadywałem się z Asią. Kłóciliśmy się i mieliśmy się rozwieźć.  Twoja matka nie chciała rozwodu, bo myślała, że się pogodzimy. Ja natomiast chciałem zacząć nowe życie, a to była świetna do tego okazja.

- Jesteś beznadziejnym idiotą. Jak mogłeś. Przez 14 lat nie dawałeś znaku życia.

- Miałem swoje życie i nagle wpakowanie się od waszego mogło by źle się skończyć.

- Jesteś idiotą. W takim razie po co tu przyjechałeś?

- Chciałem poznać już moją prawie dorosłą córkę.

- Nie mogę w to uwierzyć.

Wstałam z krzesełka i zaczęłam iść do drzwi.

- Gdzie idziesz Em?- zapytał Marcus
- Jak najdalej stąd.
- Czekaj pójdę z tobą.- zaczął Lou
- Muszę być teraz sama.
- Proszę cię skarbie... Zostań chodziaż w domu.
- Jeżeli mnie kochasz pozwól mi pójść.
- Oczywiście, że cię kocham, ale nie chcę by coś ci się stało.
- Nic mi się nie stanie.- lekko się uśmiechnęłam i wyszłam.

~POV Louis~

- Jak mogłeś ją zostawić.- zaczął Marcus
- Nie zostawiłem jej tylko jej mamę.
- Nie rozumiesz gościu, że ją też, nie dawałeś znaków życia i nagle zjawiasz się i niszczysz jej psychikę.
- Nie mam tego na celu...
- A jednak. Ty nawet nie wiesz ile twoja córka przeżyła w całym swoim życiu. Nie potrafisz tego pojąć i gdybym zaczął ci wymieniać co stało się w ciągu ostatnich dwóch lat u niej.
Zamurowało by cię. Powinieneś się wstydzić. Obecnie Emma wyszła nie wiadomo co sobie zrobi i to przez ciebie. Jej życie jest strasznie ciężkie, a tylko ciebie brakowało w pogorszeniu sytuacji u niej.- zacząłem mówić, ponieważ przejąłem się.

- A teraz zostańcie tu, a ja pójdę znaleźć moją dziewczynę.

- Louis...- powiedział mężczyzna- Przepraszam...

- To nie mnie radzę przepraszać tylko Emmę.

~POV Emma~

Szłam samotnie ulicami Londynu, płacząc i analizując słowa, które usłyszałam kilkanaście minut temu.

Usiadłam na krawężniku nie ruchliwej drogi i włożyłam głowę między nogi.

Po chwili poczułam, że ktoś udział obok mnie.

- Loui czemu przyszedłeś?
- Jaki Loui?
Dopiero spojrzałam na chłopaka trochę starszego ode mnie. Szybko się odsunęłam.
- Kim jesteś?
- Hej jestem Ben.
- Ymm przepraszam, ale muszę już iść.
Odwróciłam się lecz ktoś złapał mnie za ręce.
- Mi no nie idź jeszcze. Może się przedstawisz?- zaczął młodszy od tamtego chłopak
- Nie będę wam się przestawiała. Nie mam ochoty ani rozmowę z wami zostawcie mnie.
- Noo Weźź.
- Emma tyle wam wystarczy? Pościsz mnie?
- No nie wiem... Ładna jesteś.
- Zostaw mnie.
Udało mu się odejść, ale oni znowu podbiegli.
- Co taka dziewczyna jak ty robi sama w nocy na tej ulicy?
- Nie wasza sprawa.
- Auć groźna. Fajnie...
Złapali mnie za nadgarstki, a ja jednego z nich uderzyłam łokciem w brzuch.
- Zostaw ją debilu!- usłyszałam głos jakiegoś chłopaka, a po chwili okazało się, że to Lou

Podszedł do tamtych i zaczął się z nimi bić. Dwóch na jednego to nie równa walka.
Jeden zaczęła od tyłu się zbliżać do Partridge'a, więc szybko zareagowałam i uderzyłam go kolanem w krocze.

Ben był przyciśnięty do ziemii przez Louis'a. Ostatni raz przywalił mu w nos i szybko złapał mnie za rękę i pobiegliśmy do domu.

Gdy staliśmy w salonie powiedziałam:
- Dziękuję ci Lou. Naprawdę ci dziękuję... Uratowałeś mnie znowu...
- Proszę cię byś nigdy nie wychodziła po ciemku na dwór w tamte okolice. To jest niebezpieczne.
Pokiwałam głową na znak, że zgadzam się z jego słowami.
- A teraz chodź się przytulić.

Podeszłam do niego i wtuliłam się. On schował mnie w swoich ramionach i pocałował w czoło.

- Nie chcę by coś ci się stało. Jesteś dla mnie cały światem.
- Kocham cię Loui.
- A ja ciebie Emi.

You're my everything • Louis Partridge | ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz