~What's happening?!~

417 26 10
                                    

Louis został u mnie na noc. Ten dzień był wspaniały, w dodatku zrobił dla mnie niezapomnianą niespodzianko- randkę. Jak ja go kocham...

Z tą myślą zasnęłam przytulona do chłopaka.

Następny dzień- poniedziałek•

Obudziłam się lecz Lou nie było przy mnie. Domyśliłam się, iż poszedł do domu się w coś ubrać. Ubrałam się w białą, dość dużą koszulkę i ciemno szare luźne spodnie.

Napisałam do Partridge'a by zapytać się czy jest już w szkole. Nie odpisywał mi... Może mu się telefon rozładował czy coś. Bez sensu się od razu martwić.

Zjadłam kanapkę i poszłam pod dom Loui'ego. Otworzyła mi drzwi... Mama Louis'a? Przecież ona miała być w delegacji... Hmm... Może wróciła już.

- Przepraszam jest tutaj Louis?
- A czemu chcesz go widzieć?
- Ymm no jestem jego dziewczyną i mi nie odpisuje.
- Może nie chce z tobą rozmawiać.
- Nie pokłóciliśmy się.
- Nie ma go tu. Idź już.

Zaskoczona zachowaniem na ogół pozytywnej i sympatycznej kobiety szłam w kierunku szkoły. Po chwili dostałam powiadomienie na telefonie.

"Przepraszamy za utrudnienia, ale pani Smith jest chora, więc dzisiaj nie będzie jej na waszej pierwszej lekcji. Możecie przyjść do szkoły na późniejszą godzinę."

Super! Ale chwila chwila ona przecież nigdy nie choruje. Ona nie opuściła by nawet jednej godziny lekcyjnej. Tak czy siak fajnie się składa. To pójdę do galerii.

Napisałam wiadomość Millie, że jeżeli chce może sie spotkać ze mną w centrum handlowym.

"Nie chcę"- przeczytałam wiadomość zdezorientowana.

No to idę sama.

Chodziłam po sklepach, gdy zgasło światło. Nie miałam pojęcia co się dzieje. Ludzie zaczęli krzyczeć i płakać. Można było usłyszeć jakieś strzały i pikanie. Bardzo, ale to bardzo zaczęłam się bać.

Mniej więcej zauważyłam jakąś kobietę, która strasznie płakała, więc zapytałam.

- Dzień dobry. Wie pani co tu się dzieje? Oraz dlaczego pani płacze?
- O-oni już tu są.
- Ale kto tu jest?

Nie odpowiedziała mi, bo przyszedł ochroniarz.
- Szybko proszę stąd wychodzić!
- Ale nie rozumiem. Co się dzieje?
- Nie ma czasu na pytania. Ruchy!

Kobieta była przerażona i nie mogła chodzić że stresu. Mężczyzna wziął ją na ręce i szedł gdzieś.

Nie miałam pojęcia gdzie, bo było ciemno. Nic nie było widać. Szedł szybkim krokiem, a ja zadawałam mu masę pytań, na które nie odpowiadał.

Po chwili chciałam wyciągnąć telefon z kieszeni i zapalić latarkę, ale nie mogłam znaleźć telefonu. Nie było go ani w moim plecaku, ani w kieszeni.

Zaczęłam odchodzić, by wrócić do sklepu i go znaleźć.

- Nigdzie nie idziesz. Musimy się ewakuować.- odparł ochroniarz i złapał za rękaw od kurtki.
- Czemu musimy się ewakuować?! Co tu się wyprawia?!
- Nie krzycz, bo nas usłyszą.
- Kto? Kto nas usłyszy?!

Nagle ktoś pociągnął za sobą mężczyznę i kobietę nadal znajdującą się u niego na rękach. Zostałam sama! W okropnym centrum, a w dodatku nie wiedziałam gdzie iść. Po chwili usłyszałam pisk jakiejś kobiety i płacz dziecka.

Bałam się, bardzo się bałam.

Zaczęłam biec przed siebie, by znaleźć wyjście z tego miejsca.

Po kilku minutach zauważyłam blask światła dziennego. Udało się, udało się! Znalazłam się w jasności, ale tu też nie było normalnie.

Dosłownie były wszędzie pustki. Na ulicach nie było żadnych samochodów i ludzi. Wiał nie przyjemny wiatr, przez co po plecach mimo posiadania kurtki, przechodziły mnie nie przyjemne dreszcze.

Może nie powinnam tu teraz być...

Stwierdziłam, że biegnę do szkoły. Cały czas po głowie chodziły mi różne myśli na temat dziwnego i przerażającego zdarzenia.

W końcu dobiegłam. Nic nie wiedziałam, bo tłum uczniów stał przed szkołą.

Przeciskałam się między ludźmi.
- Ej co się dzieje?- pytałam osoby, które znajdowały się przez chwilę obok mnie lecz oni tylko się na mnie spojrzeli i dalej nic nie mówili.
- Odezwijcie się!- krzyknęłam

Nikt nie chciał dawać mi odpowiedzi na pytania.

Przedzierałam się między nimi i strasznie dużo osób płakało. W końcu się udało!

Jednak stanęłam jak wryta. Zobaczyłam, że nasza szkoła się pali. To nie było taki mały ogień w jednej z klas, tylko cała szkoła się paliła.

- Jak do tego doszło?- pytałam, a oni nie odpowiadali- No odezwijcie się! Chcę usłyszeć prawdę, albo w końcu jakiś ludzki głos, który mówi coś sensownie!

Nagle sobie przypomniałam.
- Louis!!! Gdzie jest Louis?!- zadawałam to pytanie wszystkim, ale kręcili głową na znak, że nie wiedzą.

- Tam jest.- powiedziała w końcu do mnie spokojnie jakaś dziewczyna.
- Za tymi ludźmi?
- Tak.
Nie widziałam go, bo inni zagradzali mi drogę. W końcu zobaczyłam kogoś, nie wiedziałam kto. Była to jakaś dorosła kobieta.
- Nie wolno tam wchodzić.
- Ale ja muszę.

Pobiegłam lecz to co zobaczyłam mnie przeraziło.

Moi przyjaciele i mój chłopak leżeli nie przytomni (mam nadzieję, że tylko nie przytomni), praktycznie obok siebie i nie dawali oznak życia.

- Louis! Millie! Will! Sadie! Finn! Addison!- zaczęłam krzyczeć, gdy na nich spojrzałam.
- Emma?- usłyszałam bardzo cichy głos mojego chłopaka.
- Louis żyjesz!
- Pamiętaj, że cię kochałem...
- Nie nie czekaj. Co ty mówisz? Co ty wygadujesz?
Nie usłyszałam odpowiedzi na to pytanie i zaczęłam płakać i nie mogłam przestać. Mój chłopak... Mój Lou... Mój wspaniały Lou... I moi przyjaciele... Co tu się dzieje?
Upadłam na kolana i nie potrafiłam przestać płakać.

Po chwili złapał mnie ktoś za talię.
- Noah?
- Tak.
- Zostaw mnie!
- Chodź tu do mnie. Zapomnij o wszystkim na chwilkę.
Podniósł mnie, a ja się w niego wtuliłam, nie przestając płakać.

- Wszystko będzie dobrze.- próbował mnie uspokoić
- Nic nie będzie dobrze. Straciłam go!
- Ale masz mnie😏
- Ja chcę jego!
Odepchnęłam go i zaczęłam biec. Nie patrzyłam przed siebie, o niczym innym nie myślałam jak o Louis'ie i przyjaciołach.

Zobaczyłam samochód. Pierwszy samochód od wyjścia z galerii. Jednak za późno. Poczułam uderzenie i upadłam. Przed oczami zrobiło mi się ciemno.

You're my everything • Louis Partridge | ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz