Rozdział 47

1.3K 69 101
                                    

— Nie rozumiem po co mamy się tyle uczyć. — ciągnął Syriusz bawiąc się swoimi włosami — Przecież... Czy to nam się w ogóle przyda? — Lunatyk jedynie przewrócił oczami.

— Być może. — powiedział Remus po czym się nachylił aby tylko oni usłyszeli — Musimy znać przydatne zaklęcia no bitwę. — szepnął.

— Racja. Lunio dobrze myśli. — powiedział James przytakując głową — Chociaż osobiście nie rozumiem nic co piszą w tej książce.

— To dlatego, że trzymasz ją na odwrót, Rogacz. — powiedział Remus i odwrócił książkę James'a.

— Ach... To było specjalnie. — powiedział uśmiechając się.

Już od dwóch godzin chłopaki się razem uczyli na owutemy z zaklęć, chociaż szczerze to przypominało bardziej ploteczki u jakiejś ciotki niż naukę. Co chwilę rozmawiali znosząc tej ciszy między nimi, albo po prostu James i Syriusz nie mogli wytrzymać bez odzywania się do siebie nawzajem.

— Musimy tylko wytrwać do tych nieszczęsnych egzaminów, panowie. — powiedział James.

— Ta, może wtedy Lunio się trochę wyluzuje. — powiedział Syriusz i klepnął przyjaciela po plecach.

— Wyluzuje? Panuje wojna. — przypomniał mu Remus zamykając książkę i wzdychając.

— Remus, wszystko będzie dobrze. — obiecał James. Remus posłał mu delikatny uśmiech.

Tyle, że Remus czuł, że ta obietnica zostanie złamana i właściwie się nie mylił. Bo już za jakiś czas miał stracić najbliższe jemu sercu osoby i nie było na to rady. Czuł się jak w piekle od paru miesięcy, a jedyne słońce, które tam dochodziły to pojedyncze chwile z przyjaciółmi i z Bonnie. Zakochiwał się w niej z dnia na dzień coraz bardziej o ile to było możliwe.

Już za parę dni były owutemy a on miał wrażenie, że był kompletnie nie przygotowany.

— Dasz radę. — stwierdził James wzruszając ramionami.

— Właśnie, kto jak nie ty dostanie wybitny. — powiedział Syriusz.

— I jesteście tego tacy pewni? — zapytał Remus.

— Ściągaliśmy od Ciebie przez całe siedem lat i ani razu się nie zawiedliśmy. — powiedział James.

— Właśnie. — poparł go Syriusz.

Remusa to faktycznie nieco pocieszyło choć sam nie wiedział dlaczego.

— Czuję się jakby kończyło się coś naprawdę wielkiego. — wyznał James.

— Bo tak jest. — stwierdził Remus.

— Czasem chciałbym cofnąć czas i znów znaleźć na pierwszym roku, gdy się poznawaliśmy, a Remus był niechętny. — zaśmiał się Syriusz — Chciałbym dowiadywać się o was nowych rzeczy i być zdziwionym jak gdy się dowiedziałem, że James kiedyś chciał być tancerzem. — dodał — Chciałbym na nowo was poznać.

— Ja chciałbym znów poczuć to uczucie, gdy po raz pierwszy zorientowałem się, że to wy jesteście moimi najlepszymi przyjaciółmi. — powiedział James.

Remus doskonale pamiętał gdy to on przekonał się, że Ci chłopcy to jego prawdziwi przyjaciele, którzy faktycznie go lubią i cenią.

Wspomnienie

Remus otworzył oczy leżąc w skrzydle szpitalnym. Trzeci rok nie należał do najprzyjemniejszych. Dopiero co mieli lekcje o wilkołakach a on czuł się przez cały dzień nieswojo, w dodatku dwa dni później miał przemianę.

Nad nim stał James, Syriusz i Peter uśmiechnięci od ucha do ucha. Zazwyczaj Madame Pomfrey nie wpuszczała nikogo po pełni, a szczególnie jego przyjaciół. Remus spojrzał na zagarek, który wskazywał szóstą rano.

— Jak się czujesz? — zapytał szeptem James.

— Cudownie. — szepnął z sarkazmem Remus — Co wy tu robicie?

— Odwiedzamy cie, jak widać. — szepnął Syriusz.

— Przynieśliśmy Ci trochę czekolady. — powiedział James, a Remus podniósł brew, gdy kolega wręczył mu opakowanie ze słodyczem — Śmiało, zjedz to ci dobrze zrobi.

Remus włożył kawałek czekolady buzi. Chłopak w okularach usiadł na skraju łóżka i położył dłoń na kolanie Remusa. Lunatyk natychmiast się odsunął a James widząc to opuścił rękę. Wymienił z Peterem i Syriuszem spojrzenie.

— Słuchaj, może to nie odpowiednia chwila, ale my wiemy. — powiedział James.

— Wiecie? — zapytał Remus przełykając ślinę.

— Tak. Skapnąłem się przez tę lekcję o wilkołakach. — powiedział Syriusz.

— Och... — mruknął Remus —...to co wciąż tu robicie?

— Jak to co? — zapytał James marszcząc brwi, okulary zjechały mu na końcówkę nosa  Wspieramy Cię, oczywiście.

— Wciąż Cię lubimy, Remus. Nic się nie zmieniło. — odparł Syriusz.

— Aha. — mruknął Remus.

— Niby co miałoby się zmienić? Nasze nastawienie do Ciebie? — zapytał James.

— Ja tylko pomyślałem, że skoro wiecie to nie będziecie chcieli się ze mną przyjaźnić. — powiedział Remus — Bo jestem potworem.

— Wupluj te okropne słowa. — szepnął głośno James i sztuchnął Remusa — Nie jesteś żadnym potworem!

— Właśnie. — powiedział Peter.

— Wciąż jesteś tym samym Remusem. — powiedział Syriusz.

— Serio? — zapytał Remus czując nadzieję, że w końcu znalazł kogoś kto akceptuje to takiego jakim jest.

— A dlaczego by nie? — zapytał James — Może jest coś co możemy zrobić by cię wesprzeć w tym wszystkim?

— Nie da się. — powiedział Remus — Zostanę wilkołakiem na zawsze.

— Ale może nie będziesz musiał być sam. — powiedział Syriusz.

— Animagia. — powiedział James biorąc od Petera książkę — Widzisz?

— To niebezpieczne i straszne głupie. — powiedział Remus — Nie pozwalam.

— Remus, my ci chcemy tylko pomóc. — powiedział James.

— Wiem i to bardzo miłe, ale za paręnaście lat będziecie tego żałować. — powiedział Remus.

— Chyba żartujesz. — powiedział Syriusz — Nigdy!

— Pozwól sobie pomóc. — poprosił James.

Remus oczywiście jeszcze przez długi czas odmawiał, ale w końcu nauczył się, że mimo tysiąc odmów, ich nic nie powstrzyma. Tego ranka po raz pierwszy nazwał ich najlepszymi przyjaciółmi i po raz pierwszy komuś zaufał na tyle by opowiedzieć właściwie jego całe życie, a oni go uważnie słuchali i nie przerywali. Wyszli około ósmej, już nieco spóźnieni na śniadanie, bo Madame Pomfrey ich wywaliła stamtąd, ale Remus od tego czasu poprosił ją, żeby ich wpuszczała do skrzydła szpitalnego, a James miał zawsze przy sobie kawałek czekolady.

Koniec wspomnienia.

Other Side | Remus Lupin Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz