♠ Rozdział 44 ♠

337 12 12
                                    


Po wyjściu z samochodu i dojechaniu wraz z milczącym zielonowłosym na górę udałam się prosto do swojego pokoju czując się przy tym samym jak idiotka próbując nawiązać z nim nic porozumienia. Jedyne czego chciałam to zaoferowanie mu pomocnej dłoni która bez względu na wszystko wysłucha go w chwili gdy będzie tego potrzebował. Mogłam się domyślić, że Joker nie należy do osób które potrzebują rozmówcy do pozbycia się napięcia ze swojego umysłu. Nie... on zdecydowanie taki nie był... a to, że mi o tym powiedział świadczyło o jego krótkiej chwili słabości – nic poza tym. Od momentu moich ostatnich słów nie odezwałam się więcej do niego próbując powstrzymać myśli od gorącego dotyku jego męskiej szorstkiej dłoni na mojej skórze, na mojej kobiecości...
'' Masz taką aksamitną skórę...'' Powtarzałam sobie to raz za razem w otchłani swoich sprośnych myśli. '' Masz taką aksamitną skórę... '' Biorąc głęboki oddech wsunęłam dłoń we włosy próbując powstrzymać organizm od gromadzonego w nim piekielnego pożądania i żądzy. Od momentu w którym podzielił się ze mną szczerością moja więź między nim automatycznie się zacieśniła zmieniając jego potworne oblicze w kogoś mniej potwornego. Nasze wplecione dłonie w bezkresie ciemności rozprzestrzeniającej się po jego gabinecie. To uczucie było o wiele bardziej intymne niż samo współżycie. W tym krótkim czasie nasze umysły splotły się w jedno podsycone wsparciem i czułością. Jego łzy... Jego mokre policzki... Widząc go w takim stanie coś bezpowrotnie we mnie pękło i roztrzaskało się na małe kawałeczki. Nienawidziłam go a zarazem żywiłam do niego uczucie.
'' Masz taką aksamitną skórę... '' Myśląc o tych słowach oraz o dotyku jaki im towarzyszył postanowiłam rozładować swoje napięcie. Leżąc na łóżku miałam zupełnie gdzieś czy w moim nowym pokoju równie dobrze znajdują się poukrywane kamery. Liczyłam się tylko ja i to nieznośne napięcie i nabrzmiałość mojej kobiecości która wręcz błagała by poświęcić jej trochę uwagi. Zagryzając wargi nałożyłam sobie na twarz poduszkę by stłumić wszelkie jęki jakie mogłyby się wydobyć w trakcie zaspokajania swoich potrzeb. Myśląc o nim... Myśląc o jego łzach... Myśląc o jego szczerości i myśląc o jego dotyku jedna z moich dłoni powędrowała niebezpiecznie w dół ocierając się przy tym o nabrzmiałe piersi i stojące z podniecenia sutki aż dotarła niebezpiecznie do splotu nerwowego obolałego już od nadmiaru gorącego uczucia jakie mi towarzyszyło. Druga dłoń zaś wylądowała na jednej z moich piersi i sutku któremu poświęciłam nabożną uwagę.
- Ty paskudny draniu... - warknęłam w poduszkę po czym rozpłynęłam się na milion kawałeczków ocierając dłonią swój najcenniejszy na ciele punkt. Punkt przyjemności.
'' Masz taką aksamitną skórę... '' Jęknęłam na samą myśl tonu jakim wypowiedział te słowa, dłoni na mojej koronkowej bieliźnie, uczucia w którym oblałam się rumieńcem gdy poczuł naturalną wilgotność mojej reakcji na jego cielesne zaczepki. Jego pożądliwy a zarazem szyderczy wzrok.
- Ty... - sapnęłam rozmawiając sama ze sobą próbując równocześnie wyobrazić sobie, że to on posuwa swoją dłonią po moim centrum rozkoszy. Szorstkość jego dłoni, ciepłota którą sobie wyobraziłam. – Ty... - jęknęłam przeciągle zatapiając swoje odgłosy w materiale satynowej poduszki. Jego uwodzący zapach najładniejszych perfum z jakimi kiedykolwiek się spotkałam. Jego wredne czerwone od pomadki usta... Jego blizny... Jego mięśnie... Jego tatuaże... Jego zielone włosy...
- Ty... - warknęłam zagryzając wargę do takiego stopnia w którym popłynęła z niej czerwona jak farba strużka krwi. Jedyne czego w tej chwili pragnęłam to ujścia mieszanki emocji jaką mi zaserwował dlatego posunęłam się jeszcze dalej. Gdy wsunęłam palce w swoją wilgotność świat mi zawirował a przed oczami ujrzałam migotające gwiazdy. Poruszając nimi zachowywałam się jak pierwotne zwierzę próbujące zaspokoić swoje instynkty. Nie mogłam się powstrzymać... Nie mogłam... Już wtedy w samochodzie gdy moje rozpalone ciało błagało wręcz o kontynuację. Po kilku minutach czoło zwilgotniało od klejącego się potu a klatka piersiowa ruszała się w takim tempie jakbym przebiegła maraton. – Nienawidzę... - sapnęłam ponownie unosząc biodra w górę odsłaniając każde ze swoich żeber, zgromadzona esencja stała się nie możliwa do opanowania. – Nienawidzę cię ty draniu! – wykrzyknęłam w materiał poduszki przytkanej do twarzy po czym wzdrygnął mną spazm rozkoszy i runęłam z powrotem na pomiętą pościel i zmierzwione prześcieradło od moich wijących się ruchów. Moje ciało przeszywał ogrom uchodzącej już rozkoszy, towarzyszyło im przyjemne uczucie trzęsących się ud i rozgrzanej od emocji twarzy. Przełykając ślinę z powodu nagłej Sahary w ustach zrzuciłam poduszkę z twarzy na bok łóżka po czym spojrzałam w sufit próbując opanować drżenie swojego ciała i rozszalały oddech. Powoli wracając do świata żywych poprawiłam swoją bieliznę którą zsunęłam do kolan oraz spódniczkę która znalazła się na biodrach.
- Nienawidzę cię... - westchnęłam wpatrując się w sufit swojego nowego beżowego pokoju. – I z dnia na dzień będę nienawidzić bardziej... - poprawiłam jedną z dłoni zsunięty do połowy brzucha gorset nie zdając sobie sprawy, że słowo nienawidzić oznaczało zupełnie co innego w moich ustach. – Ty cholerny draniu... - zagryzałam wargę a w moich oczach nie było już widać podniecenia tylko łzy. Płakałam bo nigdy nie spodziewałam się, że stoczę się w taki sposób. Płakałam zarazem śmiejąc się z kuriozalności tej sytuacji. Śmiałam się przez łzy wpatrując w białe ściany mojego sufitu.


...

W kryjówce Batmana... 

- Joker będzie działał na kilka frontów... - odparł na zadane przez Bruca Wayna pytanie Jack z nogą w bandażach wpatrującego się w mapy miasta przed nami. – Tak jak już mówiłem dzieli większość swojego gangu na dziesięć grup z czego każda zapuszcza się w zupełnie inne ulice niż rok za rokiem. - przesunął palcem na czerwony zaznaczony flamastrem punkt na mapie. – Robi to po to by z roku na rok wzbudzać co raz większy lęk i trzymać mieszkańców Gotham w ryzach. To tradycja stara jak sam gang... - mruknął. – Co prawda mój staż w nim jest dosyć krótki ale wziąłem parę razy w tego typu wydarzeniach i wiem na czym polegają. – Grupa z podzielonego gangu która dostarczy jak najwięcej ludzi w określonym czasie... czasie jednej godziny zyska specjalne przywileje i kilka dni wolnego. – przerwał po czym spojrzał w oczy jednemu ze swoich największych wrogów. Teraz był on jego sprzymierzeńcem. – Joker torturuje ich po to by zasiać w nich lęk, po to by wypuścić tylko kilku z nich by zaczęli ostrzegać swoich przyjaciół, znajomych i rodzinę przed okrutnościami i krwawymi nieprawymi rządami Jokera. W ten sposób informacje przechodzą z osoby na osobę... - warknął. – Tworzą się historyjki i bajeczki... plotki które tylko podsycają lęk i strach przed Jokerem... - powiedział to odrywając wzrok od Batmana ponownie przenosząc go na mapę. – I to dzięki takim metodą ludzie nie zapominają tego kim jest Joker i co potrafi zafundować... czują przed nim respekt... szanują go bez względu na wszystko a jednocześnie nienawidzą zarazem... Na tym polega istota jego działania... - uśmiechnął się na samo wspomnienie wyłapanych przez jego grupę mężczyzn w sile wieku próbujących stawić im opór. – Takimi metodami Joker rozprzestrzenia pamięć o sobie niczym plaga szarańczy gotowa pożreć wszystko na swojej drodze. Dlatego wychodząc do baru w mroczniejszych odmętach miasta można usłyszeć przeróżne plotki i historyjki na jego temat ponieważ wystraszony umysł nie czuje oporu próbując wyrzucić z siebie wszystkich koszmarnych przeżyć jakich doświadczył przy okazji dodając co nieco od siebie w przypływie emocji...
- Mieliśmy się skupić na planie działania... W którym miejscu cały gang rozpoczyna te całe łapanki na mieszkańców Gotham? – spytał podnosząc brew wpatrując się w zaznaczony na czerwono punkt na mapie.
- Biorąc pod uwagę zmienność miejsc w których rozpoczyna swoje polowania brałbym pod uwagę tym razem jeden z okolicznych portów. – odpowiedział stukając palcem na mapie w zaznaczony na czerwono punkt. – A dokładniej tego... - zerknął na niego z ukosa. – Boatland Company... - wziął wdech masując swoją obolałą i zabandażowaną nogę która powoli już się goiła. Bogowie... dobrze, że pułapka była ustawiona tylko w ten sposób by unieruchomić intruza a nie pogruchotać mu kości... Jednak i tak bolało to tak, że Jack ten ból doprowadził do szewskiej pasji. – Ten port jest dosyć mrocznym miejscem i nikt się w nie raczej nie zapuszcza a Joker uwielbia takie miejsca... - zaśmiał się szyderczo. – Miejsca w których jest ciemno... wyobraź sobie minę schwytanych ludzi wkraczających do jeszcze przeraźliwszej ciemności której towarzyszy tylko nieprzyjemny szum fal i pisk wygłodniałych mew. – odparł poprawiając poluzowane objęcie bandaża. – Dlatego obstawiam, że będzie to główne z miejsc do rozpoczęcia tegorocznych igrzysk śmierci... zwłaszcza, że rok temu była to opuszczona rzeźnia... - zaśmiał się ponownie na przywoływane w myśli wspomnienia. – Nie chciałabyś widzieć min tych ludzi widzących na przywitanie haków obwieszonych zgniłym świńskim mięsem w które powbijane były noże rzeźnicze które bez problemy byłyby w stanie rozłupać komuś czaszkę.
- Widzę, że tobie te noce oczyszczenia też sprawiały wiele frajdy... - warknął oburzony jego postawą. – Nigdy nie zastanawiałeś się jak muszą czuć się ci ludzie... - złapał go za fraki po czym przygniótł go do chłodnej ściany. – Jakbyś się czuł Dalitz jakbyś zobaczył w jednej z takich łapanek swojego brata który albo przeżyje spotkanie z Jokerem albo nie? – potrząsnął nim. – Więc zanim zaczniesz się śmiać wyobraź sobie swojego małego Jareda z wybitym w głowę nożem masarskim... Może wtedy trochę oprzytomniejesz i przypomnisz sobie co to cierpienie i ból... - strzelił go z liścia wywołując na twarzy Jacka potężny szok nie z tego co mu powiedział a z faktu, że przed chwilą sprzedał mu tak zwaną lepe na ryj.
- Wiesz... - warknął po czym dotknął palącego od bólu policzka. – Wchodząc w gang Jokera nigdy nie wychodzisz z niego takim jakim byłeś przed... - spojrzał na niego wściekłym spojrzeniem. – Czy ty właśnie mnie spoliczkowałeś? Jak jakąś dziwkę?! – wywarczał głośno próbując go od siebie odepchnąć.
- Z chęcią zrobiłbym to jeszcze raz i nie otwartą dłonią a samą pięścią by złamać ci nos za to z jaką lekkością i dobrym uznaniem wspominasz o tym co bezwstydnie robiłeś... - spojrzał na niego ze wściekłością w źrenicach po czym powoli wściekłość się ulotniła. – Ale na razie jesteśmy sojusznikami i nie mogę cię bić kiedy mi się zachce... - odsunął się od niego na bezpieczny dystans. – Więc uznaj to za ostrzeżenie...
- Jeszcze raz mnie uderzysz a nie powiem ci już nic więcej na temat planów Jokera... - wycedził przez zęby.
- Zdaje mi się czy mam pod skrzydłami jakieś małe pisklątko noszące takie samo nazwisko jak ty... - uśmiechnął się zaborczo. – Dlaczego port a nie inne miejsce? – spytał odsuwając groźby od tematu dając do zrozumienia Jackowi by zignorował wdanie się z nim w słowną potyczkę.
- Bo pewnego rodzaju widziałem w jego gabinecie rozpiskę owych miejsc... która z dnia na dzień powiększała swój spis o kolejne pozycje. W obecnym roku Joker postawił sobie za cel port... Opuszczony, mroczny port... Z wyżerającą dziury kontenerów rdzą... Złowrogim pluskiem fal i odgłosami mew wygłodniałych czekających aż rzuci im się jakiś ochłap na pożarcie... - odpowiedział na jego pytanie. – I lepiej wyślij rudowłosą małpę na przeszukanie owego terenu w celu pozbycia się skrytych pułapek i systemów a także kontenerów pełnych w broń wszelkiego typu... Kilka dni przed mała grupa ludzi przygotowuje teren na tak szlachetne wydarzenie. Jeśli chcesz wkurwić a zarazem rozbroić Jokera zacząłbym od pozbycia się broni z tego miejsca tak by jego ludzie nie mieli więcej niż to co z czym przyjdą... - rzekł siadając na krześle prostując obolałą nogę w kolanie. – Joker nie powinien się ciebie spodziewać... albo wręcz przeciwnie doskonale wie, że wziąłeś mnie do niewoli... - wzruszył ramionami. – Jeśli twoja córka nie zwróciła mu jeszcze w głowie... - poruszał brwiami by ujrzeć rozwścieczoną twarz Batmana. – To nie będzie się kompletnie spodziewał twojego przybycia... - zaśmiał się tryumfując w chwili w której dostrzegł grymas wściekłości oraz obrzydzenia na jego słowa. – Zaś jeśli trzyma swoje żądze na wodzy... to my wpadniemy w kupę gówna... - wzruszył ponownie ramionami. – Nic na chwilę obecną nie wiem i nie znam przyszłych planów Jokera... Mało z kim się nimi dzielił z wyjątkiem Johnnego... Robił to dlatego bo nic mu się w ten sposób nigdy nie posypało... Przez to, że informował nas o nowym zadaniu parę chwil przed jego wykonaniem kontrolował język każdego kto miał jakieś kontakty spoza jego otoczenia. Dlatego tak ciężko pozyskać jakiekolwiek informacje o jego postępach... - ziewnął po czym poprawił zmierzwione włosy na swojej głowie. – Cloe na pewno nie będzie szukał nie jest nic warta... Szpiegowała dla niego i dostarczała mu informacji... Ale każde z ich spotkań odbywało się w zupełnie innych miejscach... Nigdy nie zaprosił jej do gabinetu... Nie wie nic o gangu Jokera... Zna miasto i ludzi w nim ale o Jokerze wie niewiele... Była zatrudniona do znajdowania informacji a nie kradnięcia ich z jego kręgu i dzielenia się nimi poza... Nawet jakby chciała być zdrajczynią to mogła tylko zdradzać pozostałych ludzi którym podkradała informacje ale nie Jokera... Ponieważ nikt nigdy nie odważył się wynająć szpiega wobec niego... A jeśli nawet ktoś to robił zawsze ich znajdował bądź jego ludzie przez co kończyli swoje życia w katuszach. – mruknął wskazując przy kolejnych słowach na siebie. – Ale jestem pewny, że może rozpocząć moje poszukiwania... Za dużo o nim wiedziałem... - uśmiechnął się zadowolony. – Co prawda nie na temat jego kolejnych poczynań bo nie dzielił się nimi ze mną z wyprzedzeniem ale wiem gdzie posiada magazyny z bronią... Jak dostać się do jego budynku... Jakie posiada najwrażliwsze punkty... Kto znajduje się w jego gangu na kim mu zależy i tym podobne... - warknął. – Joker byłby głupcem spisując mnie na straty...
- Albo pozmienia wszystkie swoje plany, miejsca przetrzymywania oraz nazwiska swoich ludzi... - rozważył to Bruce. – Zresztą robię podobne rzeczy gdy wiem, że ktoś mnie wsypuje...
- Jednak zapomniałeś o tym, że Joker bawi się z twoją córką a to wystarczająco by osłabić jego czujność... - uśmiechnął się. – Pamiętam jak spoglądał na nią gdy jechaliśmy do kasyna... - mruknął. – Jak martwił się o jej bezpieczeństwo... jak swoimi szorstkimi łapskami zamontował jej uprząż na udzie wsuwając tam ostry nóż. – wziął wdech. – Pamiętam jak wyleciał z nią z kasyna po tym gdy największy łajdak tego miasta próbował ją zgwałcić przez co ta w odwecie zadźgała go nożem... - mruknął rozmyślony przypominając sobie chwile w której wyobraził siebie na tej podłodze zalanego krwią.
- Chcesz mi powiedzieć... - warknął próbując zebrać myśli do kupy i przypomnieć sobie chwilę z tego wieczoru. – Że tego dnia to oni byli w kasynie pod przebraniem? – wypuścił powietrze po czym usiadł.
- Naprawdę się tego nie domyśliłeś? – parsknął rozbawiony Jack próbując odpędzić wspomnienie zakrwawionej Margaret na kafelkowej posadzce obok równie zakrwawionego noża
- Domyślałem się tak samo jak Joker... - spojrzał na niego wzrokiem pełnym jadu. – Ale teraz dostałem potwierdzenie moich namysłów...
- Blondynka z którą zderzyłeś się w tłumie była twoją córką... twoją Margaret... - przewrócił oczami. – To ty ją uratowałeś od upadku i podtrzymałeś jej ciało. To ona obdarzyła cię tym promiennym uśmiechem poprawiając perukę na swojej głowie. Nie rozpoznałeś jej? – podniósł brew zaciekawiony jego odpowiedzią.
- Podobieństwo jej głosu przypomniało mi o niej...
- Jednak ona ciebie nie rozpoznała... - posmutniał teatralnie. – Nic dziwnego skoro kulejesz i zapuściłeś się jak jakiś obleśny dziad... Ogoliłbyś się i ściął te kłaki z głowy... - przewrócił ponownie oczami po czym się zaśmiał. – Jakaż szkoda, że córka nie rozpoznała ojczulka... Czemu jej nie porwałeś jak miałeś wtedy okazję?
- Nie musze cię się tłumaczyć... - spojrzał na niego.
- Dlatego, że Joker ma na nią cały czas oko... dlatego, że po tym jak porwał ją Joker nie mogłaby znieść kolejnego porwania... Dlatego, że wzbudziłbyś sensację na całe kasyno... Wystarczyło tylko tyle odpowiedzieć. – machnął dłonią po czym pokazał na mapę. – Wyślij swoich ludzi... niech zrobią porządek w tym miejscu i zastanów się nad swoim wytłumaczeniem kiedy ją spotkasz... W twoim przypadku przyda ci się jeszcze kilka wizyt psychologa do tego czasu... Może tej ślicznej Harleen Quinzel którą Joker zdążył przelecieć w psychiatryku kilka razy... - wybuchnął śmiechem ponownie. Batman nie kazał mu go szanować, kazał mu z nim tylko współpracować.



...


Joker siedział w swoim biurze, zegar powieszony na jego ścianie wskazywał późne popołudnie. Z nogami na biurku wypalał już drugie kubańskie cygaro w przeciągu niecałych piętnastu minut. Wpatrując się w figurkę dalmatyńczyka którą matka dała mu pewnego razu po tym jak ojciec brutal skatował go przeciętym na pół kablem z którego wystawały jeszcze ostre jak brzytwa postrzępione druciki. Pamiętał doskonale ten dzień... Było ciepłe lato... Wakacje... Grał z przyjaciółmi w piłkę nożną na świeżo skoszonej i pachnącej jak poranna rosa trawie. Ptaki ćwierkały gdzieś w oddali przyglądając się meczowi jakby chciały swoim świergotem wesprzeć którąś z drużyn. Ciepło słońca cudownie ogrzewało plecy powodując spływanie strużek klejącego się potu. Dłonie i kolana umorusane były od czarnej ziemi i zielone od przetarć na ściętej na równo murawie. Drzewa zieleniły się w zazdrości jedno od drugiego zachwycając swoim bujnym zielonym płaszczem. Gdzieniegdzie rosły białe jak śnieżynki stokrotki z żółtym jak słońce środkiem. Lekki wiatr ochładzał ich spocone twarze i dodawał otuchy pozwalając przetrwać rozgrywkę w upale. Pszczoły zachwycały się pięknem przydrożnego ogrodu a dziewczęta ustawione przy jednej z linii boiska kibicujące swoim kolegom wydzierały się w niebogłosy dopingując obydwu drużynom. Joker pamiętał siebie w młodszym wydaniu... bywało w jego życiu wiele chwil tragicznych i okropnych ale zdarzały się również te warte zapamiętania. Jedną z nich była mecz na przepięknej letniej polanie w blasku słońca. Polana znajdowała się tuż za jego domem w zasadzie należała do niego. Przyjaciele małego Jacka często przychodzili do niego by pograć w piłkę nożną bo jako małe dziecko miał ich sporo. Nie zdawali sobie jednak sprawy z tego jakim tyranem był ojciec ich przyjaciela. Bowiem zostawiał siniaki i rany zawsze w miejscach niewidocznych dla reszty. Również mały Jack nie lubił się nimi szczycić dlatego nigdy nie rozbierał się bardziej niż to było konieczne. Był jednym z dzieci które ubierały się aż pod samą szyję... Nawet podczas meczów w upalnym słońcu nigdy nie odważył ściągnąć z siebie koszulki podczas upału tak jak to robili jego koledzy. Był inny od reszty a mimo wszystko chłopcy i dziewczęta nie przestawali go lubić. Właśnie podczas tego pieprzonego dnia wydarzyło się coś przez co stracił swoich przyjaciół raz na zawsze. Podczas tej upalnej rozgrywki w momencie w którym biegnąc z piłką mając strzelić gola przeciwnej drużynie.
- Dawaj Jack!!! – krzyknęła Jane z drugiego końca boiska wymachując stokrotkami wcześniej świeżo zerwanymi z trawnika. – Daj im popalić! – uśmiechnęła się pogodnie wymachując dłońmi.
- Strzelaj!!! – krzyknęła Alice stojąca obok niej tym razem wymachując którąś z czerwonych koszulek jej kolegów. – Jack! Jack! Jack! – krzyczała z euforią jak to mała dziewczynka tańcząc jakiś nieskomplikowany układ taneczny wymyślony w przypływie improwizacji.

Biegnąc dalej w światło bramki uśmiechnął się do obydwu dziewczyn zwracając dłużej uwagę na tą w której szczerze się podkochiwał która teraz wymachiwała do niego stokrotkami. Strzelił! Piłka poleciała w stronę bramki ale przez rozkojarzenie spowodowane uśmiechem Jane poleciała nieco za wysoko ocierając się o poprzeczkę po czym wbiła się w szybę garażu swojego ojca. Słysząc charakterystyczny huk pękającej szyby Jack zamarł nagle w miejscu a z jego twarzy zniknął uśmiech. Patrząc na to co spowodował zaczął odliczać sekundy do pojawienia się ojca. Na jego twarzy wymalował się strach, widząca to Jane podbiegła do niego wręczając mu stokrotkę.
- To nic, że nie trafiłeś... - uśmiechnęła się do niego. – Następnym razem będzie lepiej Jack... - wzięła wdech po czym musnęła go ustami w policzek. Jednakże nawet to nie wywołało na twarzy Jacka uśmiechu ani nawet dziecięcego rumieńca. – Jack... Nie przejmuj się szybą... - spojrzała na niego. – To tylko szyba... ja też kiedyś zbiłam szybę... - przyznała się przed nim stojąc na świeżo skoszonej trawie. – Mój tata powiedział, że nic się nie stało... że to tylko szyba i ją wymieni... - złapała go za dłoń.
- Idźcie stąd... - wzdrygnął się słysząc z oddali pomruki swojego ojca i jego kroki. – Idźcie stąd proszę... - spojrzał na Jane i swoich przyjaciół.
- Który smarkacz wybił mi szybę w garażu?!?!? – wrzasnął z wściekłością w głosie i furią w oczach wychodząc przez otwarte drzwi domu.
- Ja... - odpowiedział Jack nie chcąc zsyłać na nich grozy swojego brutalnego rodzica.
- Ty?! – wycedził przez zęby po czym podszedł do niego i złapał go za kołnierz koszulki. – Bękarcie! – spojrzał na resztę zgrai którą tutaj przyprowadził bo mam mu pozwoliła która była teraz w pracy. – Wypierdalać stąd parszywe bachory!!! – wrzasnął tak aż było go słychać na pół wioski.
- Proszę Pana... - spojrzała na niego Jane. – To tylko szyba... - powiedziała. – Mój tata może panu pomóc z wymianą... też kiedyś niechcący zbiłam ją w swoim domu... - zerknęła z ukosa co trzyma za plecami. – To nic takiego... i nie kosztuje dużo... - odparła próbując złagodzić sytuację wciągając do niego dłoń ze stokrotką.
- Powiedziałem już wypierdalajcie z mojego ogródka... - warknął odtrącając dłoń dziewczynki z taką siłą, że ta wywróciła się na trawnik.
- Ojcze!!! – Jack widząc to szarpnął się wyrywając się z uścisku ojca po czym podbiegł do Jane. – Nic ci nie jest? – spytał próbując pomóc jej wstać.
- Zamknij mordę! – warknął. – Albo stąd pójdziecie w tej chwili albo... - spojrzał na nich ponownie po czym zaczął do nich podchodząc, ci widząc reakcje ojca Jack wzięli szybko swoje rzeczy po czym uciekli zostawiając Jack i Jane samą. Jack nie mógł ich winić za ucieczkę sam by na ich miejscu uciekł.
- Jane... - pomógł jej wstać. – Idź już... - pogłaskał ją po głowie i oddał jej stokrotkę którą jemu wręczyła.
- Nie zostawię tego tak... - powiedziała szybko bo jego ojciec zaczął do nich wracać. – Powiem rodzicom... - wstała i go przytuliła. – Nie zostawimy cię Jack... - dyszała a ból w odtrąconej dłoni z minuty na minutę narastał. – Bądź silny... - wzięła wdech po czym spojrzała wściekłym spojrzeniem na jego ojca i uciekła.
- A z tobą się policzę teraz i nauczysz się nie przyprowadzać swojej pierdolonej szajki na mój ogródek! – szarpnął nim po czym złapał go za kołnierz koszuli i zaczął ciągnąć w stronę garażu w którym brakowało szyby.


Reszty nie chciał sobie wspominać. Wzdrygnął się na samą myśl a po skórze przeszły nieprzyjemne ciarki. Wpatrywał się w figurkę przypominając sobie kawałek wesołego meczu piłki nożnej odcinając się od tego co nastąpiło po nim. Siedział w swoim biurze ciesząc się z tego jak zaszlachtował swojego ojca jak świnie. Cieszył się z tego jak wyzionął ducha jednak nie do końca ponieważ w tym samym czasie jego mama zrobiła to samo. Ścisnął figurkę z całej siły po czym schował ją do szuflady, wstał z fotela ściągając tym samym nogi z biurka, dopalając cygaro podszedł do okna i rzucił okiem na horyzont i zachód słońca rozciągający się nad miastem. Pomyślał o niej... Pomyślał o Margaret... Pomyślał o jej propozycji rzuconej przy samochodzie do którego wsiadali. '' Wiedz jak ty wysłuchujesz mnie tak ja wysłuchiwałabym ciebie. '' '' Zauważyłam jak lżej ci się zrobiło podczas... '' '' Każdy człowiek to istota która pragnie być wysłuchana i zrozumiana... Nawet ty Jokerze... '' Przypominając sobie jej słowa złapał się na tym, że odruchowo zacisnął dłoń tak jakby poczuł jej niewidzialny uścisk na swojej dłoni podczas którego starała się dodać mu otuchy i zrozumienia. Nie zadawała mu pytań, nie... ona po prostu z nim była... wspierała go obecnością nie licząc się z tym jakim podstępem zmusiła go do wyjawienia chociażby części jego koszmarów. Chciała mu pomóc jako jedna z nielicznych... w sumie tak właściwe to była jedyną osobą która pragnęła go wysłuchać... nie żeby drwić czy żeby wykorzystać to później przeciwko niemu. Ona z czystej dobroci serca pragnęła mu pomóc... Coś w nim drgnęło... Jakaś falująca moc zaciskająca mu na gardle niewidzialny węzeł. Przełknął ślinę zaciskając mocniej powieki jakby sam próbował się oszukać, że tak naprawdę nigdy dla nikogo również nic nie znaczył. Tak nie było... dla swojej matki był oczkiem w głowie... dla Johnnego był poniekąd przyjacielem w końcu razem znaleźli się w tym gównie... Dla Margaret stawał się kolejnym przyjacielem ale i tez powoli większością jej życia. Nie zdawał sobie sprawy z tego, że losy potoczą się w taki sposób... Miał się nią zabawić... Miał wobec niej plany no i dalej ma... Ale zaczynało go z nią wiązać o wiele więcej rzeczy niż mógłby sobie wyobrazić. Ten jej cięty język... Ten promienny uśmiech... Iskierki w jej oczach rozszalałe pod wpływem emocji które jej daje... Ciepłota jej skóry... Przyspieszone bicie serca... Ta dziecięca radość którą widział w opuszczonym miasteczku... Ten nowy kolor włosów... Ta zieleń jej oczu... Ta upartość i zawziętość... Ta bezpośredniość... Ta wilgoć którą dzisiaj poczuł pod opuszkami palców...
Warknął gardłowo po czym przycisnął czoło do szyby wydmuchując na nią dym swojego cygara.
Mimo tego co jej zrobił... Traktowała go tak jakby nic się nie stało... Mało tego wcale nie protestowała w samochodzie... Joker nigdy nie przekroczył jej cielesnej bariery jak właśnie w tamtej chwili... Nie oponowała, mało tego pragnęła więcej. Matko Boska! Margaret pragnęła więcej! Bez protestów i ciętego języczka. Wyczuł to w jej wilgotności w spojrzeniu przepełnionym pożądaniem, przyspieszonym biciem serca, przyspieszonym ruchem klatki piersiowej oraz jej ciarką na skórze. Ona chciała go po tym wszystkim co jej zrobił. Wiedział, że jest w stanie owinąć sobie kogoś wokół własnego palca ale Margaret stanowiła jeden z najtrudniejszych przypadków w jego życiu. To przy niej poczuł, że żyje. To przy niej czuł się całkiem swobodnie. Czuł przy niej co raz większe pożądanie niż w momencie w którym ją porwał. Teraz powoli stawało się nie do zniesienia jednakże Joker był osobą która potrafiła bez problemu wstrzymywać swoje żądze na wodzy. Potrafił się opanować i nie przekraczać więcej granic dopóki nie wyczuwał w niej chęci posunięcia się dalej. Potrafił również oderwać się od niej z kamiennym wyrazem twarzy i przerwać to co między nimi zachodziło. Jednak jego kamienna maska nie sprawiała, że w głowie krążyły mu paskudne i świńskie myśli. W tedy w samochodzie... Czując jej żar miał ochotę zerwać z niej te ubrania i zerżnąć na masce samochodu... Tak by nie mogła chodzić jeszcze przez kilka następnych dni... Spędzając czas w wesołym miasteczku wyobraził sobie przez sekundę ją... na tej czerwonej cholernej kanapie z rozłożonymi nogami... w tej pięknej sukience w karciane wzorki. Wyobraził sobie ją przyciśniętą twarzą do tej kanapy i jego w niej... W kasynie na stole do gry w pokera... rozrzucając wszystkie żetony i karty na podłogę... Mimo zbereźnych myśli jako jeden z nielicznych facetów potrafił opanować swoje męskie rządze i nie przekraczać pewnych granic. Zajście które miało miejsce rok temu się nie liczyło wtedy jej nie znał... to też nie było trudne do zrobienia... Teraz jednak nie czuł siły by wykorzystać ją wbrew własnej woli.
Przypomniał sobie jeszcze raz sytuację z samochodu po czym przeklął głośno i zacisnął dłoń na szybie. Przygryzając wargę postanowił, że tym razem nie pozwoli zawładnąć swoim instynktem po czym usiadł przez biurkiem strzelił palcami i zaczął planowanie obchodów nocy oczyszczenia.



...


Po rozładowaniu swojego pierwotnego napięcia postanowiłam udać się w stronę łazienki. Potrzebowałam kąpieli nie tyle by się odświeżyć co zrelaksować i po prostu przestać myśleć o czymkolwiek. Wydarzenia dnia dzisiejszego w zupełności mi wystarczały. Rozglądając się po korytarzu miałam nadzieję, że nie spotkam już dzisiaj Jokera. Nie chciałam dzisiaj już wyjątkowo się z nim konfrontować. Czułam, że w jego otoczeniu w tym momencie nie byłabym w stanie wykrzesić z siebie żadnego sensownego słowa. Nawet głód nie dawał się we znaki... Cieszyłam się z tego niezmiernie... Kolejny unik od Jokera... tego było mi teraz trzeba... Zdecydowanie. Stojąc przed lustrem wpatrując się z zachwytem w moją nową fryzurę a zarazem pozbywając się ciała kolejnych warstw swojego ubrania pomyślałam o Nesryn. Wiedziałam, że w tej chwili Johnny spędza ten dzień właśnie z nią. Może wtedy w swoim starym pokoju powiedziałam o kilka słów za dużo? Może faktycznie dbała o kontakt między nami nie z powodu Jokera tylko własnych pobudek. Może ona tak jak ja czuła się w tym miejscu samotna i potrzebowała osoby z którą mogłaby tę samotność przegnać, chociażby zwykłą rozmową. Spędzanie z nią czasu naprawdę przynosiło mi ulgę... Była dla mnie jak siostra... Bardzo miło wspominałam ostatnią noc filmową którą sobie urządziłyśmy... Popcorn... Film o super-bohaterach... gorące kakao... ciepły milutki kocyk i my we dwoje. Pogaduszki i obgadywanie pozostałych członków gangu sprawiało mi wielką radość. Nesryn z chęcią dzieliła się ze mną historiami z jej życia i życia gangu. To ona powolutku wprowadzała mnie do niego dzieląc się ze mną jego historią. Pamiętałam jak opowiadała mi o tej paskudnej nocy oczyszczenia, o trzech dziewczynach które poświęciły się dla swojego gangu pomagając im w ucieczce i wiele innych. Może faktycznie zbyt pochopnie oceniłam ją w przypływie emocji? Zbrukana poczuciem winy zrzuciłam z siebie ostatnie warstwy ubrania po czym spojrzałam w swoje odbicie w lustrze. Ciało miałam wyćwiczone i umięśnione... Już wcześniej próbując zabić pustkę w swoim życiu poświęcałam ją na ćwiczenia fizyczne i częste odwiedzanie siłowni. To była najlepsza terapia jaką mogłam sobie przeprowadzić. Wszystkie smutki znikały w momencie pojawienia się endorfin szczęścia po treningu. Jakże mi ich teraz brakowało... Od roku... Mało co się ruszałam powoli tracąc kondycję... Musiałam poprosić Jokera o ich wznowienie... Nie mogło tak dłużej być... Musiałam z powrotem rozpocząć treningi nie tylko dla zdrowia fizycznego ale i tego psychicznego. Wpatrując się w swoje odbicie przesunęłam odruchowo dłoń na swoją kobiecość która podsyciła się na widok nagiego ciała.
- Przestań... - syknęłam sama na siebie odpędzając myśli o dotyku jaki pozostawił na mnie Joker po czym usiadłam w wannie z gorącą wodą z fioletowymi bąbelkami. – Wystarczy raz dziennie naprawdę... - powiedziałam jakbym próbowała przemówić sobie do rozumu. – Nie mogę co chwile spuszczać z siebie napięcia w taki sposób bo się uzależnię... Potrzebuje treningu... - skarciłam się w myślach próbując zająć się zrelaksowaniem i nie myśleniem już o niczym. O dziwo po kilku próbach nareszcie udało się okiełznać denerwujące głosy w głowie i skupić na kąpieli.



...


- A co jeśli Jack nawiązał współpracę z Batmanem i właśnie teraz zdradza mu wszystkie informacje na nasz temat? – spojrzała na Johnnego Nesryn leżąc obok niego naga na łóżku.
- Jack nie wiedział wiele na temat gangu... był nowy i nieopierzony wątpię by zdradził Batmanowi jakieś szczegółowe informacje...
- A co jeśli jednak jest na odwrót... - zamyśliła się po czym kontynuowała. – Niedługo zbliża się noc oczyszczenia... - podniosła się na łokcie i wpatrzyła w brązowe tęczówki Johnnego. – A co jeśli zdradził mu jakieś szczegóły na jej temat? Na przykład będzie wiedział gdzie się rozpocznie... I gdzie zakończy... - przerwała siadając na kolanach. – Wpadniemy w pułapkę...
- Nikt nie wie gdzie rozpocznie się tegoroczna noc oczyszczenia... Tylko sam Joker to wie... Start jest dla każdego z nas zaskoczeniem... - odparł. – Nawet ja nie wiem gdzie rozpoczynają się co roczne starty obchodów... - powiedział. – Według mnie za dużo się martwisz... Jeśli zaś chodzi o inne rzeczy. – wsunął dłoń pod głowę w celu podparcia się. – Joker zmienił ich lokalizację... magazyny z bronią i innymi dla nas cennymi rzeczami znajdują się teraz zupełnie gdzie indziej... Konta w banku podlegają wykupionym przez niego urzędnikom, dodatkowo hasła do nich zmieniają się co dwie minuty... Myślę, że Batman na razie nie ma nas czym zaskakiwać... Joker i ja dobrze dbamy o to by nie miał żadnych cennych informacji... - wziął wdech po czym wciągnął zapach jej kosmyków włosów. Pachniały bzem i wiśnią. – Cloe też na wiele mu się nie zda... Joker nigdy nie dzielił się z nią informacjami... Batman jest na razie na słabej pozycji...
- Mam złe przeczucia... Przepadli jak kamień w wodę... - westchnęła zmartwiona. – Jack naprawdę mógł zacząć współpracę z Batmanem... - potarła dłonią o zmęczone snem powieki.
- Za dużo o tym myślisz kochanie... - złapał jej dłoń po czym musnął wierzch jej dłoni ciepłymi wargami.
- Zostawiłeś go w tym lesie na pastwę losu... - spojrzała na niego. – Wiem, że i tak nie byłbyś w stanie sam mu pomóc... ale Jack zawsze był mściwy mimo, że był nieopierzony...
- No i co może mi zrobić? Tydzień temu pułapka na zwierzęta zmiażdżyła mu nogę... Wątpię by w tej chwili mógł nawet chodzić a co dopiero się mścić... - parsknął głośno.
- Jack jest nieprzewidywalny dobrze o tym wiesz... - odparła ziewając ze zmęczenia. W końcu Johnny dobrze ją dzisiaj wymęczył podczas dnia wolnego który podarował mu Joker.
- Naprawdę nie myśl już o tym Nesryn... - wziął wdech po czym wstał z łóżka i zaczął się ubierać. – Muszę wrócić do siebie... Mam nadzieje, że odpowiednio wykorzystałem dzisiaj swój dzień wolnego...- uśmiechnął się szelmowsko puszczając jej oczko po czym musnął namiętnie w usta. – Śpij dobrze...
- No dobrze... może faktycznie masz rację... Może za bardzo się przejmuje... - westchnęła cicho odwzajemniając chwilę później całus który otrzymała. – Dobranoc Johnny. – uśmiechnęła się wtulając się jednocześnie w swoją kremową poduszkę.
- Dobranoc. – powiedział po czym wyszedł z jej pokoju pewny, że nikogo nie ma na korytarzu.


...


Obudziłam się jakoś po pierwszej w nocy w wannie z wodą która zdążyła już wystygnąć. Przeciągając się na wskroś i ziewając za razem wstałam. Wychodząc z wanny otarłam się z wody różowym ręcznikiem. Po dokończonej wieczornej rutynie wyszłam na korytarz z którego dobiegła mnie przytłumiona melodia pianina. Zmarszczyłam czoło, odziana satynowym czarnym szlafrokiem podążyłam za źródłem dźwięku. Melodia była płynna niczym rozprzestrzeniająca się na korytarzu ciemność a zarazem powolna i melancholijna. Ktoś kto grał na tym instrumencie musiał mieć sprawne palce i dobry zmysł improwizacji ponieważ nie przypominało mi to żadnych z klasycznych utworów innych twórców. Nawet nie należała do nowoczesnych... po prostu płynęła z głębi serca i duszy. Oczarowana dźwiękiem instrumentu przysiadłam na schodku, doskonale zdawałam sobie sprawę z tego kto urządził sobie mały koncert dzisiejszej nocy. Joker był pewny, że wraz z resztą już smacznie zasnęłam jednak ja zasnęłam w wannie i obudziłam się dopiero przed chwilą. Przysiadłam na schodku, nie chciałam by mnie widział a tym bardziej by czul moją obecność. Kiedyś nie wyobrażałam sobie Jokera na pianinie tymczasem to on teraz pogrywał jak prawdziwy wirtuoz. Kiedyś granie na pianinie było moim marzeniem ale nigdy nie udało mi się go spełnić. Teraz zaś mogłam podziwiać słuchem zręczność pianisty która przenikała mnie z każdej strony. Wzięłam głęboki wdech po czym przymknęłam powieki. Melodia utożsamiała mi się z nocą, migoczącymi gwiazdami i przepięknym księżycem w fazie północy nad spokojnym rozległym jeziorem w którym odbijał się owy blask. Gdzieś w oddali na choince siedziała puchata wielka sowa wpatrując się w piękno i blask gwiazd oraz księżyca. Oczami wyobraźni usłyszałam dźwięk letnich świerszczy akompaniujący z melodią wydobywaną z pianina. Była to letnia noc na jeziorem... Oprócz blasku gwiazd i księżyca swój blask dokładały również świetliki które uprawiały radosny taniec w powietrzu przeplatając się w locie ze sobą. To co sobie wyobraziłam było naprawdę przepiękne. Nie podejrzewałam, że Joker potrafił grać do takiego stopnia by bez problemu rozwinąć skrzydła swojej wyobraźni i myślami polecieć gdzieś indziej. Naprawdę miał talent... Był w tym naprawdę dobry...

Nie zaszczyciłam ich obecnością na kolacji. Nie miałam ochoty. Potrzebowałam pobyć te kilka godzin w samotności, całkowitej samotności po tym co dzisiaj zafundował mi zielonowłosy, miałam nadzieję, że nie miał mi tego za złe i nie odebrał mojej nieobecności jako brak szacunku do jego osoby.

...

Domyślając się, że koncert powoli dobiega punku kulminacyjnego podniosłam się ze schodka, wyrównując strukturę szlafroka powoli udałam się do siebie do pokoju. To co usłyszałam było przepiękne i kojące nie tylko dla jego duszy ale również i mojej. Mając w głowie tę przepiękną melodię i wydarzenia z dnia dzisiejszego położyłam się do łóżka. Zagryzając wargę przymknęłam oczy a sen zabrał mnie w krainę Morfeusza w scenerię której doświadczyłam w trakcie przepięknego koncertu który odegrał Joker.

...

Gra na pianinie wyzwoliła z Jokera ujście jego potężnego napięcia. Gra pozwalała mu na chwilę przenieść się w zupełnie inne miejsce na ziemi. Potrzebował dzisiaj tego jak wody, chciał wyrzucić z siebie wszystko o czym pomyślał i co się przydarzyło. To może dlatego melodia wydobyta spod jego palców nabierała takiej harmonii i płynności. Pozbyć się napięcia kumulującego się w ciele można było na kilka sposobów, nie zawsze był to ostry i brutalny seks czy chociażby tortury bądź sam sport. Joker miał swoją grę na instrumencie na którym wielu kompozytorów przypisywało historii nowe legendy. Przesuwając sprawnie po czarno-białych klawiszach wpatrując się w mroczną noc za oknem na jego twarzy ponownie zagościł uśmiech. Miał uczucia... jak każdy, tylko on potrafił dobrze je maskować. W ciemnym płaszczu nocy i z instrumentem jakim było pianino mógł ściągnąć z siebie maski swojej osobowości i pokazać tą prawdziwą bowiem nikt go wtedy nie widział. Sam na sam z nocą i pięknym instrumentem nie musiał zgrywać nikogo. Był po prostu sobą. 

Jak wam się podoba ten rozdział? Koniecznie dajcie znać. :)

Porwana Przez JokeraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz