♠ Rozdział 24 ♠

433 15 2
                                    


- No i koniec... - mruknął klepiąc mnie po głowie po czym rzucił apteczkę w kąt i położył się na czerwonej kanapie.
- Nareszcie... - warknęłam wybierając ukradkiem łzy, które dobrowolnie uleciały mi na policzki podczas tego co mi zrobił.
- Widziałem to... - parsknął ze śmiechu po czym przeniósł swój wzrok w sufit, z którego zwisały kolorowe lampki w kształcie żarówek.
- Niby co? - podniosłam brew, udając, że nic się nie stało dodatkowo sprawdzając odruchowo dłonią stan moich zszytych pleców.
- Że popłakałaś się jak mała dziewczynka... - mruknął uśmiechając jeszcze szerzej niż przedtem. - Niestety lizaka dla ciebie nie mam... - zachichotał.
- Wcale nie płakałam... - przewróciłam oczami, spojrzałam się w stronę basenu z kulkami umijscowionego niedaleko czerwonej kanapy.
- Ach no tak to tylko twoje oczy się spociły. - odpowiedział, przykładajac swoją wytatuowaną dłoń do twarzy, imitując przy tym szeroki uśmiech.
- Dokładnie tak... - zagryzłam wargę wyginając się lekko z bólu podczas próby podniesienia się z ziemi.
- A ten grymas to oznaka, że wcale cie nie boli? - podniósł brew, ciekawy mojej odpowiedzi.
- Wcale... - wstałam po czym, zagryzłam mocniej wargę i podparłam dłonią swój odcinek krzyżowy w kręgosłupie.
- Nieprawdopodobne... - spojrzał w moją stronę, zerwał się z kanapy i do mnie podszedł.
- Co robisz? - odsunęłam się ponieważ był stanowczo za blisko mnie.
- Nic takiego... - mruknął po czym z zaskoczenia uszczypnął mnie w miejscu z, którego obficie przed chwilą lała się krew.

Jęknęłam głośno, wyginając się w grymasie bólu.

- Nie ładnie tak kłamać... - warknął ściskając moją ranę jeszcze mocniej.
- A ktoś tutaj kłamie? - spojrzałam, próbując opanować swoje emocje, widząc, że prowokuje mnie do określonego zachowania.
- A myślałem, że będziesz chciała skorzystać z tego co ci zaoferuje... - parsknął jednocześnie się odsuwając
Odetchnęłam na myśl, że zostawił moją ranę w spokoju, która dawała się cholernie we znaki.
- Zaoferować? Niby co takiego? - spojrzałam się w jego stronę.
- Skoro jesteś taka twarda to oferta jest już nieaktualna. - uśmiechnął się.
- Nieaktualna? - podniosłam brew.

Zielonowłosy spojrzał wymownie w moją stronę po czym wyciągnął z marynarki silne tabletki przeciwbólowe. W tej chwili naprawdę bym nimi nie pogardziła... bo ból był nie do zniesienia. Nie dość, że rwało mnie w plecach to jeszcze czułam dziwną pulsację i kucie, które wcale nie polepszało tego efektu. Nie dość, że bolało mnie to w tym miejscu to dodatkowo to uczucie rozchodziło się na resztę mojego ciała.
- Czy ty mnie szantażujesz? - spojrzałam na niego oburzona.
- Ja? Skądże... - zaśmiał się.
- Mam rozumieć, że dobrze się bawisz? - mruknęłam lekko zła, spojrzałam na opakowanie tabletek.
- Dobrze? To mało powiedziane... Patrzenie na twój grymas bólu przy każdym ruchu sprawia mi ogromną satysfakcje i przyjemność. - zaśmiał się głośno. Usiadł ponownie na kanapie i wyłożył nogi na boczne oparcie.
- Ktoś ci kiedyś powiedział, że masz poważne problemy zaburzeniowe? - założyłam ręce na siebie, które spoczęły na moich piersiach.
- Nie... nigdy... czemu pytasz? - zaśmiał się ponownie po czym przeczesał dłonią swoję gładko zaczesane włosy do tyłu.
- Jeśli nikt ci nie powiedział to mówię ci to teraz ja... - spojrzałam na niego,  zaczęłam iść w jego stronę.
- Z twoich ust to brzmi jak komplement. - przeciągnął się obserwując to co zamierzam zrobić.
- Jeśli chcesz mnie dzisiaj znowu atakować to dobrze się zastanów...
- pochylił sie do przodu po czym podparł swoje łokcie na kolanach siedząc w szerokim rozkroku.
- O nie, nie popełniam dwa razy tego samego błędu. - uśmiechnęłam się złośliwie.
- To ciekawe wiesz... bo popełniasz ich dosłownie sporo...
- Człowiek nie jest idealny, ma wady i zalety a na końcu i tak umiera głupi... Słyszałeś może o tym? - spojrzałam na niego i usiadłam obok, chciałam wyciągnąć te tabletki podstępem, bez żadnej przemocy fizycznej czy szantażu.
- Słyszałem o wielu rzeczach... - mruknął.
- Tak? A na przykład o jakich? - spojrzałam się udając zaciekawienie na twarzy.
- To zależy co cię interesuje... - oparł się o oparcie kanapy i wyciągnął pistolet spod marynarki, który trochę go uwierał.
Spojrzałam na pistolet po czym chwilo się zastanowiłam. Po kilku minutach ciszy w końcu zebrałam się na zadanie pytania.
- Jak to jest pierwszy raz zabić człowieka? - przęłknęłam ślinę po czym swój wzrok z pistoletu skierowałam na niego.

Porwana Przez JokeraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz