♠
Wieczorem...
- Zastawiłem dla nich moje osobiste ślady... Joker jak i zarówno jego ludzie mają na moim punkcie obsesję. - mruknął Bruce siedząc na jednym z dachów obok rudowłosej tropicielki.
- Zawsze tak było Batku... - powiedziała machając lekko stopami w powietrzu obserwując miejsce które perfekcyjnie przygotował Bruce Wayne. - Zawsze działałeś na nas jak magnes... A zwłaszcza na Jokera... - wzięła wdech zerkając kątem oka na niego. Może nie darzyła go sympatią ale ciekawością w końcu był jej największym wrogiem. Od momentu schwytania ta relacja nieco się zmieniła, stała się bardziej przyjacielska. Czemu? Może dlatego, że po tym jak Batman stracił sens swojego życia brakowało mu czystych więzi między drugim człowiekiem. A to kim była Cloe zeszło na dalszy plan.
- Nie mam pojęcia dlaczego... - wzruszył ramionami gładząc delikatnie swój zarost. Ostatnio postanowił, że pozbędzie się brody ze względów czysto higienicznych poza tym Margaret musiała wiedzieć z kim ma do czynienia gdy ją już spotka.
- Dobrze wiesz... - przewróciła oczami wyczekując pierwszej grupy ludzi Jokera która patrolowała tę ulicę.
- Naprawdę nie mam pojęcia. - zerknął na nią.
- Oświecić cię? - spytała bez kpiny w głosie. - Bo zawsze byłeś dla nas wyzwaniem Bruce... - powiedziała zakręcając pasmo włosów. Bardzo lubiła to robić. - Jeszcze ani razu Jokerowi nie udało się ciebie złapać a to napędzało go do dalszych działań. Nas zresztą też. Zawsze chcieliśmy ciebie pojmać... - wzruszyła ramionami. - Joker będzie na ciebie polował dopóki mu się to nie uda...
- Raczej mu się to nigdy nie uda bo zawsze uważnie stawiałem kroki... Nie myślę by miało to się zmienić w najbliższej przyszłości.
- O patrz idą... - szepnęła po czym z siadu zmieniła pozycję gotową do ataku.
- Zostawiłem dla nich to co dla ciebie... - parsknął również przygotowując się do ataku. - Chodź musimy zmienić dystans. - uderzył ją w bark w celu pospieszenia i zaczął schodzić na niższe piętra z daszku na daszek.
- Nie przypominaj mi o tym... - przewróciła oczami podążając jego śladem....
- A co to do cholery jest? - zmarszczył czoło jeden z mężczyzn podążających w grupce na widok porzuconych Batarangów i śladów krwi na przymarzniętej ziemi.
- Co tam masz? - spytał ostrzejszym tonem jego kolega po czym szarpnął go by się podsunął. - Batman? - zdziwił się klękając do tropów by przyjrzeć im się lepiej z bliska. - Był tutaj albo kręci się gdzieś w pobliżu... Krew jest jeszcze ciepła... - zerknął okiem na innego z mężczyzn sprawdzając jej ciepłotę dłonią.
- Musiał z kimś walczyć bądź sam oberwał... - zauważył dodatkowo rozglądając się na boki w celu upewnienia się, że go to nie ma. - A gdzie jest Rowan? - spytał zdenerwowany. - Przecież jeszcze kilka minut szedł tutaj z nami... Rowan?! - krzyknął tak by mężczyzna którego nie ma się odezwał. Nic cisza...
Jednakże po kilku chwilach mężczyzna którego wołał jeden z kolegów spadł z olbrzymiej wysokości tuż przed ich butami z powietrza. Był cały związany liną z hakiem a z głowy sterczał mu ostry jak brzytwa nóż w kształcie symbolu Batmana. Bordowa krew lała się strumieniem po jego niewyraźnej twarzy niczym wodospad. Głowa bezwładnie opadała mu na bark. Nie było w nim życia. Ostatnim co usłyszeli jego koledzy był dźwięk jego pogruchotanych kości.
- O w dupę!!! On tu jest! - wykrzyczał do reszty. Zanim zdążył dobyć broni rudowłosa tropicielka wciągnęła go w ciemny zaułek po jego prawej stronie skręcając mu jednocześnie kark.
- Andy! - wykrzyczał inny dobywając karabinu. Gdy chciał już oddać strzał do rudowłosej dziewczyny ktoś za nim podciął mu gardło. Czując wypływającą krew odruchowo złapał się za szyję chcąc powstrzymać krwotok. Na próżno ponieważ rana była zbyt głęboka. Po kilku minutach katorgi wykrwawił się na lodzie. Ostatni z nich próbując swej ucieczki w kluczowych momentach swojej gonitwy potknął się o linkę rozwieszoną od ściany do ściany. Siła pędu i potknięcia szybko powaliła go na ziemię.
- Kurwa mać... - warknął wściekły próbując się podnieść i zabrać karabin który wypadł mu z ręki. Rozglądając się dodatkowo nerwowo zauważył czarną postać która butem przygniatała jego jedyną możliwość obrony. - To ty... - warknął dobywając nóż z buta. Nie chciał poddać się bez walki.
- Tym co najmniej możesz się poskrobać po nosie... - przewrócił oczami po czym wziął karabin do ręki i zaczął do niego podchodzić.
- Pierdol się Batmanie! - krzyknął po czym zamachnął się i cisnął nożem w jego kierunku. Batman był zbyt szybki, od razu wykonał unik przez co nóż przeleciał dalej i odbił się z hukiem od ceglanej ściany.
- Nie ładnie... - warknął, podszedł do niego po czym wbił ostatni ze swoich sztyletów w jego czaszkę. Mężczyzna momentalnie znieruchomiał a z głowy pociekła mu stróżka krwi.
- To wszyscy? - spytała zdyszana dziewczyna dobiegając obok niego.
- Tak, na tych dzielnicach ludzie Jokera według Jacka chodzą mniejszymi, tylko kilkuosobowymi grupkami. W dzielnicach o większym natężeniu będzie ich zdecydowanie więcej. Potraktuj to jako rozgrzewkę. - mruknął wstając otrzepując swój pancerz. - Musimy ich zabrać... Nie możemy ich tu zostawić.
- Po co ci trupy? - zmarszczyła czoło zastanawiając się nad tym.
- Gdy uzbiera się ich dostatecznie dużo wyślę je Jokerowi w prezencie.
![](https://img.wattpad.com/cover/83647050-288-k607341.jpg)
CZYTASZ
Porwana Przez Jokera
FanfictionZastanawialiście się czasami, jak to jest być córką największego bohatera w mieście? Bohatera którego potrzebowało mroczne Miasto Gotham? W którym grasowało pełno najgorszych przestępców? Bycie córką Batmana to nie lada wyzwanie, ciągłe niebezpiecz...