♣ Rozdział 2 ♣

2.2K 108 5
                                    

Jego słowa jeszcze do mnie nie docierały, ból w tylnej części czaszki był w ty momencie nie do zniesienia. Lekko zdezorientowana, rozglądnęłam się po białozłotej kabinie samochodu, nie mogąc skojarzyć faktów oraz zdarzeń które miały miejsce jakiś czas temu. Kątem oka widziałam tylko jadące na sygnale czerwone wozy strażackie oraz zastępy policyjnych samochodów. Większość mojego wzroku przesłaniały mi sklejone włosy oraz mgiełka przyćmiewającego nieznośnego pulsującego uczucia. 
Krępujące liny zawiązane na moim ciele coraz to bardziej wżynały mi się w moją skórę powodując dodatkowe uczucie niezręczności oraz powoli pojawiającej się paniki w moim umyśle. Próbując się z nich uwolnić, tylko pogarszałam efekty. Od ramion po kostki związali mnie tak jakby bali się, że gdzieś im ucieknę.
W dodatku zrobili to w takim pośpiechu, że na stopy zapomnieli założyć mi moich ulubionych, ciepłych, skórzanych brązowych butów, które przydałyby się w tej chwili, gdyż było cholernie zimno, gdyż w Gotham panowała jesienna pora roku.
Starając przypomnieć sobie ostatnie chwile wszystkich dzisiejszych, zupełnie nie planowanych wieczornych zdarzeń, spojrzałam delikatnie w lewą stronę kabiny samochodu. Spod kosmyków moich luźno opadających brunatnych włosów, których nie byłam w stanie, teraz w żaden sposób zabrać z twarzy ujrzałam bladą twarz oprawcy, który to wszystko cudownie zaplanował. Dodatkowo dostrzegłam jeszcze jeden element który rzucił mi się w oczy na początku przed momentem omdlenia. Rażącą zieleń jego zaczesanych do tyłu gładko ułożonych włosów. Chwila... Moment... Moment gdzieś już widziałam ten kolor włosów i tą bladą cerę... Czy to nie było przypadkiem w moim mieszkaniu? Gdy domyśliłam się kto afiszował się z tak wyrazistym wizerunkiem cicho przeklęłam pod nosem przewracając tym samym teatralnie oczami próbując udawać, że to tylko zły sen z którego zaraz bym się obudziła.  Tylko jedna osoba w tym mieście nosiła taki rzucający się zielony kolor na głowie. Był to sam król Gotham oraz mistrz zbrodni we własnej osobie.
Ale jak? Jak on mnie znalazł? Na tylu mieszkańców Gotham... Jakim cudem przybłąkał się do mojego mieszkania omijając tym wszystkim pokaźną ilośc alarmów zainstalowanych w moim jedynym azylu.
W jaki sposób uciekł z Arkham Asylum...z tego słynnego i ponoć dobrze strzeżonego szpitala psychiatrycznego... Myślałam, że jeszcze zagrzewa tam miejsce po tym jak mój ojciec sam rozprawiając się z nim go tam wpakował... To było dokładnie cztery lata temu... kilka dni przed jego śmiercią. Joker był znany z tego, że z większymi lub mniejszymi problemami potrafił wydostać się z tego miejsca...Ale jak to robił nie wiedział nikt oprócz pracowników owych instytucji... 
No cóż jak widać miał swoje sposoby, albo ten szpital psychiatryczny nie był tak dobrze strzeżony jak do tej pory uważałam i jak do tej pory opiewały go media. By jednak wydostać się z takiego miejsca trzebabyło wykazać się ogromnym sprytem którego mu zdecydowanie nie brakowało.

Śmiesznym zbiegiem okoliczności było to, że za dzień mojego porwania wybrał czwartą rocznicę śmierci mojego ojca. Wybrał dzień który był dla mnie jednym z najgorszych i najbardziej przygnębiających w całym roku. Po tym gdy odszedł wszystko się zmieniło... A ja przestałam czuć się bezpiecznie... Domyślałam się, że prędzej czy później coś lub ktoś będzie na mnie czekało. W końcu więzów krwi nie dało się oszukać... zwłaszcza gdy jedna z nich miała na pieńku z większością przestępczego miasta. Może nareszcie chciał skończyć z rodzinom Waynów a, że zostałam jej jedynym członkiem zadanie nie należało do najtrudniejszych.

...

Patrzyłam się tępo w przyciemnione okno bordowego sportowego Lamborghini. Z szybką i zawrotną prędkością mijaliśmy sprawnie kolejne przecznice zamglonego Gotham. Czułam się okropnie nie wiedząc co będzie dalej. Niepewność jaka mi towarzyszyła zaczęła skręcać mi żołądek powodując nieprzyjemne uczucie nudności. W głowie kotłowało się tysiące scenariuszy w których ostatecznie traciłam życie z rąk psychopaty w różnych dziwnych i pokręconych miejscach do których normalnie ludzie baliby się zapuszczać. Strach... a zarazem powoli narastająca nienawiść do osoby siedzącej po mojej lewej stronie osiągała zenitu. W tym momencie zdałam sobie sprawę, że moje zycie zmieni się o sto osiemdziesiąt stopni i nigdy już nie będzie takie samo jak przedtem. Joker z pewnością nie przpuściłby okazji po prostu wypuszczając mnie na wolność. To nie należało do jego natury.

...

Porwana Przez JokeraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz