♦
- Dzisiaj wybieramy się do kasyna... - powiedział poważnym głosem Joker i spojrzał na Johnnego.
- Dawno nas tam nie było, można wiedzieć czemu akurat tam? - mruknął Johnny, popijając poranną kawę w biurze zielonowłosego.
- Otóż mój drogi, odwiedziłem wczoraj naszego starego przyjaciela Raskolnikova... - zaśmiał się. - Chcąc nie chcąc wyjawił mi całkiem sporo informacji na temat pewnej osoby, muszę potwierdzić czy mówił prawdę.
- Ten specyficzny śmiech podpowiada mi, że już od kilkunastu godzin pewnie gryzie piach... - spojrzał na swojego szefa Johnny.
- No cóż... dobrze wiesz, że zawsze spłacam swoje długi, dlatego oczekuję tego również od innych. - przeciągnął się po czym obrócił się dookoła na czarnym skórzanym fotelu obrotowym. - Czemu do kasyna? - spytał, nie oczekując na odpowiedź. - Otóż Raskolnikov, często tam bywał i nie powinno to nikogo dziwić skoro uzależnił się od hazardu tak mocno, że sprzedał nawet własną żonę... tak przy okazji ciekawe jak jej się teraz żyje w Azji Południowo-wschodniej... - uśmiechnął się po czym odchylił się na fotelu i wyłożył nogi na dębowe, pięknie zdobione biurko. - Przechodząc do rzeczy... spotkał tam jak to ujął podejrzanego gościa, który bardzo interesował się moim życiem, gangiem i Margaret oczywiście... - poprawił swoje zielone włosy dłonią do tyłu, gładko je zaczesując. - Jestem ciekawy kim jest ta osoba, chciałbym ją poznać osobiście... jednak... - po tych słowach strzelił odruchowo palcami przed siebie. - Niczego się nie dowiem... gdy będę wyglądał tak jak teraz... postanowiłem trochę zmienić swój wygląd specjalnie na potrzeby tego spotkania...
- Tak, to ciekawe w jaki sposób? Nie chce szefa w żaden sposób urazić ale jest szef najbardziej rozpoznawalną osobą w Gotham, która posiada swój unikatowy wygląd... - mruknął Johnny opierając się o jego biurko.
- Toż to dla mnie bardziej komplement niż uraza... bo wiesz co Johnny? Nie można być szarym, zwykłym człowieczkiem, każdy powinien się wyróżniać i nieść za sobą niepowtarzalną historię. - mruknął Joker. - Obmyśliłem już plan w swojej istocie jest on bardzo prosty ale wręcz genialny. - zaśmiał się spoglądając kątem oka przez okno, za którym miasto Gotham budziło się ze snu. - Przebiorę się tak by nikt nie był w stanie mnie rozpoznać, zmienię ton głosu... zakryję swój kolor włosów i zrobię sobie makijaż... - zaśmiał się. - Nagle postrach całego miasta stanie się zwykłym biznesmanem, który postanowił się oderwać od nudnych codziennych obowiązków i trochę pobawić się w kasynie.
- W sumie jakby na to spojrzeć pomysł wydaje się być genialny... - spojrzał na niego Johnny. - Ale czy będziemy w stanie na tyle ucharakteryzować szefa by nikt go nie poznał?
- W tych czasach, mamy taki zaawansowany poziom charakteryzacji, że nie będzie to większym problemem. - uśmiechnął się. - Dodatkowo wątpię by ktoś rozpoznał mnie w tej postaci... Zresztą pomyśl jak miałbym się dogadać z gościem, który prawdopodobnie wie kim jestem i wie jak wyglądam... Byłoby to nie możliwe. - zaśmiał się po czym wstał i podszedł do swojej biblioteczki, przeszukując pewne dokumenty.
- Racja, ale nie lepiej byłoby wysłać kogoś innego? Kogoś z naszego gangu, kogoś kto nie naraziłby się na zdemaskowanie? - zmarszczył czoło Johnny.
- Czy słyszę nutkę powątpienia w twoim głosie? - warknął po czym odsunął się od biblioteczki i podszedł do niego.
- Chodziło mi o to czy nie lepiej byłoby posłać kogoś kto mógłby wyciągnąć takie same informacje bez narażania się na nieprzyjemne skutki... w końcu makijaż nie jest do końca trwały... nie chciałbym by szefa zdemaskowano... - mruknął po czym na niego spojrzał z pewnością siebie.
- A co martwisz się o mnie? - warknął po czym złapał go z całej siły jedną dłonią za policzki. - Chce spotkać się z nim sam na sam... chcę na własne oczy przekonać się kim jest ta osoba rozumiesz? - warknął. - Może to być również Batman w przebraniu... po tylu latach nieobecności kto wie jak teraz wygląda... - spojrzał na niego wściekły. - Gwarantuje ci, że mnie nie rozpozna... - zaśmiał się. - A teraz lepiej znajdź mi najlepsze charakteryzatorki w mieście bo inaczej to ja zacznę powątpiewać w sens twojego zatrudnienia... - warknął. - A i zabieram ze sobą Margaret... powinna zacząć się uczyć i zbierać doświadczenie... dobrze wie, że jej życie nigdy nie powróci do normalności... ją też trzeba będzie ucharakteryzować tak by nikt jej nie rozpoznał... Poza tym będzie miała do odegrania pewną rolę by wszystko wyglądało na realniejsze. - zaśmiał się. - Dobrze wiesz, że jestem świetnym aktorem jeszcze się dziwie, że nie zaproponowano mi jeszcze Oscara...- przewrócił oczami. - A teraz już idź i nie marnuj mojego czasu, znajdź mi kogoś godnego uwagi który zna się na tym fachu... - spojrzał na niego po czym wypchnął go za drzwi.
...
- Wstawaj Margaret... - mruknął Joker po czym szturchnął mnie w ramię.
- Czego chcesz... daj mi spać... - fuknęłam zaspana po czym zakryłam się kołdrą.
- Jest już południe przespałaś śniadanie. – warknął po czym zrzucił mnie z łóżka a kołdrę i poduszkę wywalił na drugi koniec pokoju.
- Pojebało cię?! – warknęłam wściekła po czym na niego spojrzałam uważnie, przecierając zaspane oczy. – Moje plecy... - jęknęłam. – Johnny je dopiero wczoraj zszywał! – krzyknęłam zła.
- Język młoda damo to po pierwsze! – warknął po czym złapał mnie za włosy i podciągnął do góry spoglądając się na mnie złośliwie, kilka centymetrów od mojej twarzy.
- Zrzuciłeś mnie z łóżka... - warknęłam zła patrząc mu w oczy, jednak kątem oka zerknęłam na jego czerwone usta.
- Bo śpisz jak królewna, którą nie jesteś... wczorajszy dzień się skończył, od dzisiaj znowu masz działać jak w zegarku... - spojrzał na mnie zaciskając dłoń jeszcze mocniej na moich włosach odchylając moją głowę do tyłu.
- Tak? A ja już myślałam, że jestem twoją królewną w końcu król Gotham bez królewny to nie król... - przewróciłam oczami złośliwie, zagryzając podstępnie wargę.
- Od kiedy król potrzebuje królewny... - przewrócił oczami. – Życie to nie bajka kruszynko.
- A szkoda bo wtedy mogłabym ciebie traktować jak wytwór mojej wyobraźni. – mruknęłam cicho.
- Nawet jako wytwór twojej wyobraźni prześladowałbym cię na każdym kroku... - uśmiechnął się po czym poluźnił uścisk dłoni.
- Wtedy mogłabym po prostu się obudzić i traktować ciebie jako zły sen... - uśmiechnęłam się ponownie spoglądając co jakiś czas na jego usta. Dlaczego tak bardzo mnie do niego ciągnęło. Joker obserwując moje reakcje przybliżył się jeszcze o kilka centymetrów tak, że jego oddech był odczuwalny na mojej skórze.
- No co tam Meggy? – uśmiechnął się szyderczo. – Coś zbladłaś... - mruknął. – Może powinienem otworzyć okno? – uśmiechnął się ponownie wpatrując się w jego oczy.
Ciekawość... Ciekawość... Ciekawość.
Ten uśmiech... ten dotyk... te usta...
Dobrze pamiętałam to do czego był zdolny. To jak pierwszy raz mnie pocałował. Nie było to co prawda na poważnie... była to kara za nieposłuszeństwo... ale było to coś nowego, coś nieznanego... coś co powodowało, że pragnęłam więcej. Do teraz odczuwałam to w jaki sposób mnie dotykał... jak się do mnie zwracał i jak mnie szantażował. Dobrze wiedział, że nigdy z tym wszystkim nie miałam do czynienia... dlatego tak bardzo mnie kusił, nawet najprostszymi rzeczami. Mój rozum z moją ciekawością wciąż toczyły zażarte walki, jednak to rozum zdawał się przegrywać.
- Ja zbladłam? – podniosłam brew powoli do góry. – Czuję się wyśmienicie... - zaprotestowałam, czując jego ciepły oddech, moja skóra dostała dreszczy.
- Po prostu się nie wyspałam... ale powiew świeżego powietrza dobrze by mi zrobił... - spojrzałam się na niego próbując się w jakikolwiek sposób od niego odsunąć... był tak blisko... zaledwie dzieliły nas centymetry.
- W takim razie chodź... - spojrzał na mnie po czym pociągnął mnie za rękę, wyszliśmy na balkon.
- Nie o taki powiew powietrza mi chodziło... jest grudzień... - spojrzałam na niego. – Jestem w samej piżamie bez skarpetek... - spojrzałam na niego zła, przechodząc z nogi na nogę. – Ale sobie wymyśliłeś naprawdę... - warknęłam po czym się objęłam.
- Mi tam jest ciepło. – mruknął po czym oparł się o barierkę.
- Zajebiście... szkoda, że mi nie... - przewróciłam oczami, po czym odwróciłam się by wrócić do pokoju.
- No gdzie idziesz... dopiero chciałaś się przewietrzyć. – zaśmiał się po czym na mnie spojrzał i mnie objął z całej siły. – Teraz ci cieplej? – spojrzał na mnie z góry.
- Chyba powinnam wypchać cię za tą barierkę, w końcu mam okazję... - przewróciłam oczami, chociaż rzeczywiście poczułam od niego bijące i przyjemne ciepło.
- Wtedy pociągnął bym cię za sobą... - zaśmiał się po czym poczochrał mi włosy dłonią. – Pomysł beznadziejny... nie uważasz?
- Jak dla mnie idealny, zamortyzowałbyś upadek... - zaśmiałam się po czym na niego spojrzałam poprawiając swoje rozczochrane włosy.
- Widzę, że jesteś zbyt pewna siebie... chyba trzeba to zmienić. – mruknął po czym objął mnie mocniej, w taki sposób że poczułam każdy jego mięsień na swoim ciele.
- Przecież nowa Margaret powinna tryskać pewnością siebie, tak mówiłeś i nie wmawiaj mi, że nie... dobrze to pamiętam. – wzięłam głęboki wdech, zagryzając lekko wargę, nigdy nie miałam poczucia takiej bliskości jak w tym momencie.
- Dobrze, że nie czymś innym... - szepnął tak cicho, że nie usłyszałam.
- Co? – spojrzałam na niego, mój oddech stał nie wyraźnie niespokojny i dłużej to trwało tym bardziej moje ciało pragnęło więcej od środka.
- Nic... nic... - mruknął po czym złapał mnie mocno za policzki. – Dzisiaj mamy ważną misję... - uśmiechnął się. – Obyś się spisała.
- My mamy? – spojrzałam w jego oczy, mój wzrok wędrował niczym wędrownik raz na jego oczy a raz na jego krwiste wargi.
- Tak mamy... wybierzemy się dzisiaj do kasyna... poza tym obiecałem ci kiedyś, że nauczę cię grać w pokera... dzisiaj będziesz miała okazję nauczyć się od najlepszego gracza w tym mieście... - mruknął po czym przejechał delikatnie opuszkiem kciuka po moich ustach. Mój organizm szalał cały od środka. Im bardziej mnie prowokował tym bardziej mój umysł uginał kolana.
- Pamiętam jak ograłeś kiedyś pewnego faceta z karty kredytowej i samochodu... kilka miesięcy temu... wtedy już zauważyłam twój talent do tej gry... poza tym jesteś całkiem niezłym aktorem odgrywającym minę obojętności... - uśmiechnęłam się do niego zagryzając mocniej wargę, do takiego stopnia aż uleciał z niej mały strumyk ciepłej krwi.
- Widziałaś tylko przesmyk tego do czego jestem zdolny... - uśmiechnął się po czym starł krew z mojego podbródka. – Posiadam wiele licznych talentów kruszynko... - uśmiechnął się. – Tylko od ciebie zależy czy będzie chciała je poznać... - mruknął po czym powoli z wyczuciem ujął moją twarz w zamiarze pocałunku, chciał wiedzieć czy sama do niego doprowadzę.

CZYTASZ
Porwana Przez Jokera
FanfictionZastanawialiście się czasami, jak to jest być córką największego bohatera w mieście? Bohatera którego potrzebowało mroczne Miasto Gotham? W którym grasowało pełno najgorszych przestępców? Bycie córką Batmana to nie lada wyzwanie, ciągłe niebezpiecz...