♠ Rozdział 56 ♠

85 5 3
                                    

Następnego dnia rano...

To co zastało Johnnego w salonie mocno go zszokowało. W pierwszej kolejności zauważył połamaną kawową ławę oraz brązową skórzaną kanapę w której ktoś zostawił przecięte dziury nożem kuchennym. On zaś leżał nieopodal na na ziemi. Fotele również nie wyglądały najlepiej. Zasłony leżały na ziemi widocznie ściągnięte w niedbały i brutalny sposób niszcząc tym samym wyżej zawieszone złote karnisze. Komoda pod telewizorem zawieszonym na ścianie posiadała roztrzaskane szyby których elementy walały się gdzieś niebezpiecznie na podłodze. Oględziny Johnnego trwały nie dłużej niż piętnaście sekund, sekund których jeszcze w całym swoim życiu oraz karierze nie widział. Kuchnia połączona z salonem wyglądała tak jakby przeszedł przez nią huragan. Oderwane, zwisające w poprzek drzwiczki, powysuwane szuflady, powyrzucane sztućce. Nawet ulubione obrazy Jokera leżały zrzucone na ziemi. Niewiele można było w nich znaleźć obecnie piękna. Dziury po kulach w ścianie oraz opróżniony do dna barek nie wróżyły nic dobrego. Po salonie walało się kilkanaśnie mniejszych lub większych butelek przeróżnego alkoholu. Jedne były roztrzaskany w drobny mak, drugie do połowy pełne, inne puste a jeszcze inne opróżnione do dna. Przez chwilę przez myśl mu przeszło, że może po wczorajszej nocy coś zaszło między Margaret i Jokerem ale chwilę później wybił sobie ten pomysł z głowy gdy zauważył Jokera, który półsiedząco opierał się o deskę pianina z zaciśniętą w dłoni butelką wódki. Spał i to był jedyny raz w którym widział swojego szefa w takim stanie. W stanie kompletnego rozbicia. Nigdy nie zatracał się w alkoholu, owszem lubił go ale nie do takiego stopnia by całkowicie upijać się nim do nieprzytomności. Gdy zerknął nieco w prawą stronę zauważył zdjęcie Margaret przybite do ściany, zdjęcie na którym znajdował się ślad postrzału umiejscowiony na środku jej czoła. Zmarszczył czoło podszedł do tego zdjęcia bezszelestnie tylko po to by nie obudzić Jokera po czym zdjął je ze ściany tak by przypadkiem ona go nie zauważyła. Wsadził je ostrożnie do kieszeni, gdy chciał się odwrócić przypadkiem nadępnął na rozbite szkło, które z prędkością światła postawiło zielonowłosego na nogi. Ten wziął swój pistolet i trzymając w drugiej dłoni do połowy pełnej butelki czystego trunku wycelował w Johnnego. Warknął coś pod nosem nieco go nie rozpoznając.
- Szefie! Stój! - krzyknął Johnny podnosząc dłonie do góry w geście kapitulacji. - To ja. Johnny, twoja prawa ręka!
- Johnny? - spytał, tak jakby nawet tochę niepewny nie spuszczając go z celownika.
- Tak... To ja... - zapewnił go nie opuszczając dłoni, nie wiadomo było co mogło strzelić Jokerowi do głowy w stanie nietrzeźwości. - Proszę... - przeciągnął. - Nie strzelaj.
Joker zagryzł skupiony wargę po chwili odkładając broń do kabury. Odpuścił sobie pomysł zgładzenia go. Wstał go góry mało się przy tym nie wywracając. Podparł się jednocześnie jedną dłonią pianina a drugą przyłożył butelkę do ust z której upił porządnego łyka zerując tym samym naczynie. Gdy skończył rzucił szkło za siebie nie zwracając uwagi na to co znajdowało się za nim.
Nigdy nie czuł cięższych nóg niż w tej chwili i nawet brutalne tortury w Arkham Asylum nie przypominały mu tego stanu. Je dało się znieść ale potężnemu kacu mało kto dał radę. Zrobił jeden krok a później drugi, przeszedł kilka metrów i usiadł ociężałym ruchem na pociętej kanapie. Odchylił się na niej by oprzeć głowę na oparciu po czym wsunął wytatuowaną dłoń na czoło z niezadowoloną miną.
- Japierdole... - warknął pod nosem.
- Szefie... - spróbował zwrócić na siebie uwagę. - Co tutaj się stało? - spytał próbując mu w jaki kolwiek pomóc.
- Co tutaj się stało? - spytał próbując sobie przypomnieć, zadając samemu sobie to samo pytanie.
- Dobre pytanie. - powiedział czując suchość w ustach.
- Czy mogę szefowi jakoś pomóc? - spytał nawet z lekko wyczuwalną troską pomimo tego co zrobił niedawno z Nesryn.
- Przynieś mi wody. - powiedział krótko oblizując wysuszone z pragnienia usta. Musiał zwilżyć gardło i wargi zanim całkowicie wyschnęłyby na wiór.
Johnny nie czekając dłużej poszedł do kuchni po czym nalał świeżą szklankę wody i wchodząc do salonu wręczył Jokerowi. Przy okazji niechcący zdjęcie które ukrył chwilę temu przed nim i samą prawdopodobnie prowodyrką tego zajścia wypadło mu z kieszeni wprost przed oczy zielonowłosego. Johnny nie odezwał się, modląc się o to by do niczego więcej nie doszło.
- Czemu schowałeś jej zdjęcie? - spytał, jego wzrok przykuła dziura po kuli na jej czole.
- Nie chciałem by je zobaczyła.
- Słusznie. - powiedział rozkojarzony dopijając szklankę wody do dna.
- Czy coś pomiędzy wami zaszło? - spytał nie wiedząc czy Margaret w ogóle żyje mimo iż nie widział nigdzie śladów krwi.
- To skomplikowane... - opowiedział nieco wymijająco, pił by zapomnieć jednak tego uczucia, momentu oraz pragnienia nie dało się od tak wymazać z pamięci.
Joker warknął zagryzając wargę przewracając oczami z bólu jaki promieniował mu pod czaszką.
Johnny obserwował jego reakcje zastanawiając się nad tym czy opowie mu co się stało. W końcu był nie tylko jego prawą ręką ale również przyjacielem. Był gotowy na to co powie Joker mając nadzieję, że będzie go mógł wesprzeć jakąś dobrą radą. Nie chciał go naciskać, chciał mu pozwolić by słowa same z niego wypłynęły. Johnny był jedyną osobą, która wiedziała o Jokerze jak najwięcej. W końcu znali się kupę lat razem budując potęgę gangu który teraz istniał. Mężczyzna zrobił dla niego tyle iż ciężko było to wszystko policzyć na palcach obydwu dłoni. Wspierali się na dobre i na złe. Mimo wściekłości zielonowłosego na związek jego i Nesryn o którym przypadkowo dowiedział się od Margaret przymknął na to oko. Póki co nie poruszał tego tematu.
- Chyba się... - przełknął ślinę nie mogąc wypowiedzieć tego przeklętego słowa. Zdenerwowany wstał i ruszył w stronę okna by wyjrzeć na grudniową atmosferę otaczającą całe miasto.
Prawa ręka Jokera doskonale wiedziała co Joker chciał powiedzieć gdyż zawsze przychodziło mu to z trudem. On sam zresztą miał z tym problem. Podszedł do swojego szefa po czym ostrożnie położył mi dłoń na barku w geście męskiego wsparcia.
- To nic złego. - powiedział podążając wzrokiem za jego mową ciała.
- Zabiję ją. - warknął bez ogródek wpatrzony w spadający śnieg.
- Ale czy ona zasługuje na śmierć? - spytał gdyż polubił Margaret i nie chciał by miało jej zabraknać w ich życiu. Przyzwyczaił się do niej a nawet ją polubił tak samo jak Nesryn. Razem wiele przeszli co zbliżyło ich do siebie.
- Nie, ale taki był mój plan od początku do końca. - odwrócił się do niego i spojrzał mu w oczy. - I muszę doprowadzić go do finału.
- Margaret stała się członkiem naszego gangu szefie...
- Gówno prawda. - rzekł krótko. - Nie przeszła naszego oficjalnego chrztu więc nim nie jest. Nie potrzebuję jej. - po tych słowach odwrócił się z powrotem do okna. - Nie mogę mieć pod dachem kogoś kto rozprasza moje zmysły. Nie po to budowałem wszystko latami by w jednej chwili to stracić. Margaret zginie i nikt mnie przed tym nie powstrzyma. - zignorował dalsze tłumaczenia Johnnego rzucając wzrokiem na to do czego doprowadził demolując własne mieszkanie. Puściły mu nerwy, zresztą nie pierwszy raz. Westchnął poprawiając kołnierz swojej koszuli. Przypomniał sobie znowu taniec, który ich połączył, przyspieszone oddechy i ciepłość ciała którą czuli wzajemnie. Każdy skrawek siebie i intymność która doprowadziła go do szału. Cichy głos w jego głowie nie kłamał... Obiecał mu, że nie przestanie o niej myśleć i właśnie tak się działo. Wrócił myślami o tym gdy opowiadał jej o historii swojego powstania. Jej zamyślonym i współczującym wzrokiem gdy wysłuchiwała go z poważną miną. Przejęciem, które oznajmiało mu, że znalazła osobę na której jej zależy. Tylko Johnny, Nesryn i ona wiedzieli o nim więcej niż inni ludzie. Myśląc o tym ponownie złapał się za czoło przymykając tym samym powieki.
- Zwołaj tu kogoś by to posprzątał. Muszę doprowadzić się do ładu. - rzekł po czym powolnym krokiem omijając bałagan na podłodze, który zostawił poszedł do swojego pokoju. Na korytarzu jednak zmierzył się z nią wzrokiem. Była odziana w czerwoną poranną koszulę, która swoim prześwitem ukazywała jej krągłości i czarną koronkową bieliznę. Widząc jego wzrok automatycznie speszona zasłoniła się ramionami. Poranne potargane włosy mówiły z daleka, że dobrze się wyspała po wczorajszej gorącej imprezie.

Porwana Przez JokeraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz