♣️ Rozdział 55 ♣️

210 4 14
                                    

♣️

"Diabli Dół"

Jack po tygodniowej przerwie czuł się nieco lepiej. Noga zdążyła się nieco podkurować i nie dawała się już tak bardzo we znaki. Na szczęście pułapka nie zmiażdzyła kości tylko nieco pogruchotała mięśnie oraz skórę. Mimo kulawego chodu mężczyzna mógł się poruszać o własnych siłach. Łapanki na ludzi Jokera szły zaskakująco dobrze zmniejszając tym samym liczebność jego szeregów. Wybrał do tego odpowiednią porę, porę w której zielonowłosy był rozkojarzony swoją kukiełką. Jack tak naprawdę nie chciał zdradzać Jokera ale nie miał innego wyjścia ponieważ jemu bratu groziło niebezpieczeństwo. Godząc się na współudział w odbiciu córki nietoperza mógł mu zapewnić jakiekolwiek bezpieczeństwo. Nie był znakomitymym bratem. W końcu Jack nawet zdążył o nim nieco zapomnieć pogrążając się w wirze obowiązków zlecanych przez swojego byłego pracodawcę. Mimo wszytko obiecał, że po niego wróci. Po raz kolejny nie chciał go zawieść. Chciał z nim zacząć nowe życie z dala od kryminału i niebezpieczeństwa które chcąc nie chcąc wiązało się z jego życiem. Nie zdawał sobie jednak sprawy, że zdradził człowieka który postanowił go odbić, któremu na nim zależało bo cenił sobie jego współpracę. A także z tego, że przyjdzie mu wybrać między jego bratem a powrotem na swoje stanowisko. 
Tego wieczoru siedział w "Diablim Dole" próbując poszerzyć swój oddział o większą ilośc ludzi nie nawidzących zielonowłosego. Skoro miał odbić Margaret w "noc oczyszczenia" potrzebował do tego paru zawodowych najemników. Każdy kto tylko żywił urazę do Króla Gotham mógł się zwerbować i stawić czoła jego ludziom. Chcąc nie chcąc miało to przypominać woję gangów. Wojnę z której Dalitz wyjdzie zwycięsko dodatkowo mszcząc się na Johnnym Froście który zostawił go na pastwę losu tamtej felernej nocy kiedy byli na przeszpiegach na obcym terenie Bruce'a Wayne'a. Popijając szklaneczkę z dobrze schłodzonym Whisky siedział w kącie lokalu obserwując osobistości, które postanowiły dzisiaj spędzić tu swój wolny czas. Z dokładnością próbował wyłapać swoim czujnym wzrokiem osoby, które mogły mu pomóc w tym zadaniu. W między czasie pomyślał o tej smarkuli od której to wszystko się zaczęło, a także ekscytacji zielonowłosego, który postanowił podzielić się z nimi swoim planem schwytania jej. Gdyby do tego nie doszło on nie zdradziłby Jokera, Joker by się nie zmienił a wszystko dalej toczyłoby się dalej. Król Gotham wybrał sobie dosyć ambitne zadanie pewny, że zabawa którą z nią rozegra zadziała w jedną stronę. Mylił się z takich zabawch mało kto wychodził zwycięsko. Prędzej czy później zawsze kończyły się tak samo. Kończyły się chorą miłością, a w tym przypadku tą toksyczną. Doskonale pamiętał ten wzrok swojego szefa gdy zawoził ich na misję do kasyna a później gdy je opuszczali w zawrotnym tempie po zabójstwie tamtego goryla którego Margaret skutecznie uśmierciła. Nie mógł tego zapomnieć ponieważ nigdy nie widział Jokera w takim stanie, a to było dla niego największym zaskoczeniem.


...
- Czy ja umrę? 
- Nie pozwolę na to...

...

Przypomniał sobie Dalitz zastanawiając się jak on w ogóle mógł to do niej poczuć. Osoba wyprana z uczuć do dna. Osoba, która była sadystą do szpiku kości, której ból innych sprawiał największą radość. W tamtej chwili dostrzegł w jego oku iskierkę współczucia oraz zmartwienie nad jej losem którego nigdy u niego nie widział. Wtedy zdał sobię sprawę, że Joker przepadł i wszystko wyjdzie mu spod kontroli. Nie był nauczony miłości i dlatego to uczucie mogło go zniszczyć, jego oraz potęgę, którą zbudował. 

...

Po kilkunastominutowej obserwacji postanowił podejść do niewiele starszego mężczyzny, mężczyny którego kiedyś słyszał. Był największym wrogiem Jokera. Był to szef drugiego największego gangu zaraz po Jokerze. Black Mask bo tak go zwali. Był to człowiek siejący postrach nie tylko w mieście ale i również w umysłach niewinnych obywateli. Pogłoski, które krążyły na jego temat mogły być bardzo prawdopodobne. Podobno lubił zdzierać twarze ze swoich ofiar i to nie tych martwych a tych żywych. Do tej pory nie było wiadomo co się później z nimi działo. Jednakże ludzie bali się go tak samo jak Jokera. Gdyby istniała społeczna aniketa pod tytułem kto był gorszy i straszniejszy zastanawiałby się kto by nią wygrał. Obydwoje byli siebie warci. Pojebani wariaci, krwiożerczy do szpiku kości. 

- Słyszłem, że masz na pieńku z Jokerem. - powiedział jako pierwszy Dalitz rzucającem okiem na jego wyhawtowany garnitur. 
- Znam cię Dalitz... - warknął po czym złapał go z całej siły za szyję. - Co tutaj robisz? - pogłębił uchwyt zbliżając tym samym twarz do jego. 
- Przyszedłem do ciebie z propozycją... - wyharczał próbując odciągnąć dłonie mężczyzny, któreo dcieły mu dopływ tlenu.
- Gdzie jest Joker?! - powiedział zdenerwowany rozglądając się po barze. - To zasadzka? - spytał.
- Nie tym razem... - odrzekł. - Puść mnie... - wydyszał. - Poza tym już dla niego nie pracuję... - wyharczał podduszony. - Ściągnij ze mnie łapska to wszystko ci wytłumaczę.
Black Mask rzucił na niego nieodgadnione spojrzenie po czym popuścił uścisk by chwile potem całkowice zdjąć z niego dłonie. 
- Nie pracujesz już dla Jokera? - spytał próbując wyczuć w tym podstęp, podstęp którego się nie doszukał.
- Owszem a tobie chciałem złożyć propozycję na pozybcie się go... 
- Propozycję? - spytał. - Mam z ciebie zedrzeć skórę za robienie ze mnie kretyna? - wyciągnął dłoń by znowu go poddusić jednak Jack był szybszy i wykonując unik odsunął się od niego.
- Nie robię z ciebie kretyna. - powiedział krótko po czym postawił mu szklaneczkę Whisky. - Nie chciałbyś się pozbyć Jokera i zostać największym postrachem Gotham? - spytał próbując wziąć go pod włos.
- Dlaczego przestałeś z nim współpracować? - spytał nie wierząc w jego intencje.
- Ponieważ jeden z jego ludzi a dokładniej Johnny Frost zalazł mi za skórę. - warknął. 
- I to jest ten cały powód dlaczego miałbym włączyć się w część twojej zemsty? - parsknął nie dowierzając w to z jaką wyskoczył do niego propozycją.
- Słyszałeś o tym, że Batman żyje... 
- Widziałem go na własne oczy zabijając ludzi z gangu Jokera kilka godzin temu. - powiedział. - A co on ma z tym wspólnego?
- Każdy wie, że Joker ma jego córkę i próbuje z niej zrobić swojego pieska. - przedstawił. - Johnny Frost zostawił mnie na pastwę losu tylko po to by wpaść chwilę potem w jego łapska. Zaproponował mi współpracę w której zdradzając Jokera miałbym odbić jemu jego córkę. Miałbym mu w tym pomóc przez co puści mnie w wolno. Mnie i Cloe którą również znasz.
- Chyba cię pojebało skoro myślisz, że wplątam się w te chore układy.
- Batman nie zainteresuje się tobą. Jego interesuje tylko i wyłącznie Margaret... Skutecznie uszczupla szeregi Jokera by w Noc Oczyszczenia ułatwić sobie zadanie. Nie będzie się tobą interesował, tobą i twoimi ludźmi. Jego interesuje ta suka i Joker. Chce ich dopaść za wszelką cenę. Dlatego mam dla ciebie propozycję... - mruknął rozglądając się. - Weźmiesz swój gang i stawisz się za pięć dni o północy w Boatland Company. W tym opuszczonym porcie. Joker tam planuje rozpocząć swoje obchody.  Batman pozbędzie się Jokera a ty jego ludźi. Staniesz się potęgą, numerem jeden w Gotham. To ty będziesz trzymał ludzi za jaja a nie Joker. Co ty na to? - spytał zniecerpliwiony nie będąc pewny czy Black Mask w ogóle pójdzie na takie układy.
Mężczyna przyodziany w wyhawtowany bordowy garnitur siedział w ciszy zamyślony propozycją, którą złożył mu Dalitz. Dobrze znał Margaret, pragnienie większości wrogów jej ojca, znakomiecie również wiedział o tym co planował z nią Joker ponieważ zielonowłosy nawet zbytnio się z tym nie krył wyjawiając szczegóły swojego planu Pingwinowi. W kryminalnym świecie każdy znał każdego i nie było w tym nic dziwnego. Zawsze rywalizował z Jokerem o to kto zasiądzie na niepisanym kryminalnym tronie Gotham. Jemu wizja siedzenia na nim bardzo się podobała a Joker był tylko jedną z przeszkód, której trzeba było się w tym celu pozbyć. Zmierzył Jacka niechętnym wzrokiem rozmyślając jeszcze chwilę nad jego słowami. Wszystko wydawało się realne. Po co miałby kłamać skoro był jego lewą ręką. Ręką, której z pewnością nie żyło się źle będąc u jego boku. Coś musiało się tam wydarzyć, Jack należał raczej do osób, które nie puszczają pary z ust. Jak widać Batman musiał go w jakiś sposób docisnąć by zmusić go do zdrady. Każdy również zdawł sobie sprawę z tego, że po latach nieobecności po swoim powrocie nie pozwoli dłużej na zabawy z jego członkiem rodziny gdyż było to dla niego jak wymierzenie siarczystego policzka. Z pewnością musiał planować jakiś odwet w którym odbije swoją córkę z rąk Jokera. To nie mogłoby dłużej trwać, Batman zawsze unosił się dumą i nie mógłby znieść dłużej takiej zniewagi. Skubaniec ukrył się na kilka lat tylko po to by wrócić z większym impetem. 
- Powiedzmy, że przystanę na twoją propozycję ale gdy tylko dowiem się o tym, że mnie zdradziłeś moi ludzie wybiją nie tylko gang Jokera ale ciebie powieszą za jaja a ja będę rozkoszował się widokiem twojej nagiej skóry po tym jak ją z ciebie zedrę. - warknął podając mu dłoń.
- Uwierz mi zależy mi na tym by jeszcze nacieszyć się tym życiem. Nie ima mi się życie z Batmanem, powiedział jasno. Córka to jego priorytet, a nas puści wolno. Oczywiście nie licz na to, że będziesz miał imunitet do końca życia. Wszystko wróci jak dawniej po tym jak ją odzyska. Dalej będzie nas ścigał ale jeszcze chwilę mu to zajmie. Dopiero co wrócił z zaświatów. - powiedział podając mu dłoń którą mężczyzna uścisnął. 
- Za pięć dni, północ, Boatland Company... - sprecyzował Jack. - Joker i Margaret z pewnością będą ukryci gdzieś na terenie portu a to kolejny powód by w niego uderzyć z zaskoczenia.
- Skąd wiesz, że akurat tam będą? - spytał. 
- Zawsze trzymał wszystko w sekrecie ale teraz gdy jest w tym swoim dziwnym stanie jest rozkojarzony. Udało mi się podglądnąć kilka planów na jego biurku a mi wystarczyła sama nazwa, którą widziałem na kartce. - mruknął. 
- Joker się zakochał? - poarsknął złoczyńca delektując się dobrze schłodzonym trunkiem.
- Na to kurwa wygląda. - parsknął Jack. - Dlatego wszystko będzie łatwiejsze. Tak jak już wspomniałem ona wybiła go z rytmu i pasuje by ktoś naprowadził go znowu na właściwe tory. - uśmiechnął się. 
- Zakochany Joker... - zaśmiał się. - Nie znałem go od tej strony, takiego przedstawienia jeszcze w Gotham nie grali. W takim razie w imieniu moim i mojego gangu obiecuję ci stawić się o danej porze wraz z moimi ludźmi. 
- W końcu zasiądziesz na tronie Black Mask. - rzekł. - To ty będziesz królem Gotham. - puścił mu oczko uśmiechnięty, że udało mu się dobić targu. Stuknęłi się naczyniami po czym opróżnili je do dna. 
- W takim razie trzymam cię za słowo. - mruknął odstawiając szklaneczkę na barze.


...

Po trzydziestu minutach w kryjówce Batmana...

Po wejściu do środka usłyszał jakąś strzelaninę. Po chwili wyciągnął swój pistolet i skupiony marszcząc czoło powoli przemierzał kolejne metry korytarza. 
- Myślisz, że mnie zabijesz Wayne? - warknął nieco znajomy głos, po którym uslyszał kolejny strzał.
Nie doczekał się odpowiedzi, doczekał się kolejnego wystrzału broni. Przez myśl przeszło mu, że to może Cloe się zbuntowała jednak on należał do jakiegoś mężczyzny. Mężczyzny, którego skądś kojarzył. A może to Joker wynajął kogoś by go odbić? 
Jack zamyślony wyjrzał zaa framugi dębowych drzwi po czym dojrzał sylwetkę w czerwonym taktycznym kombinezonie z maską na twarzy.  Drugą zaś w przywdzianym kombinezonie nietoperza. Obydowej zażarcie walczyli między sobą. Jakimś cudem Deadshoot bo doskonale zdał sobie z tego sprawę znalazł drogę by się tutaj włamać. Co on mógł tutaj robić? Dostał zlecenie by zabić Batmana? A może sam Joker go do tego wynajął? Chociaż nie, dla Jokera Batman był miłością jego popierdolonego życia. Z pewnością nie chciał go zabić. A może to sam zielonowłosy postanowił go odbić? Bijąc się z myślami nie miał za wiele czasu na podjęcie decyzji. Mógł albo sam pomóc Batmanowi albo temu drugiemu. Stawka z pewnością mogła być wysoka. Przerażony myślą o tym, że drugi scenariusz wydawał mu się bardziej prawdopodobny przełknął ślinę. Czy on właśnie zdradził człowieka który pokrywał w nim nadzieje, któremu na nim zależało. Czy on z taką łatwością zdradził Jokera, który z jakiś względów postanowił po niego wrócić. Stracił jedyną możliwą szansę na powrót w jego szeregi. Ale co też miał zrobić skoro nietoperz trzymał go za jaja grożąc mu, że zabiję małego Jareda tylko jeśli Jack wykręci mu jakiś podstępny numer. A co z Jokerem? On z pewnością nie puściłyby płazem takiej zniewagi. To było oczywiste, że się go pozbędzie jeśli dowiedziałby się o tym, że Jack puścił parę ust na temat Margaret oraz jego planów. Pragnął powrotu, tak bardzo lubił tę pracę. Ale wybór zdawał się mu oczywisty. Psychopata z pewnością rozliczyłby się z nim przy pierwszej nadarzającej mu się okazji. On nie nawidził kapusiów... Po prostu jeszcze o tym nie wiedział, że go zdradził mając nadzieję, że Jack jakoś znosił tortury. Joker nie zostawiał swoich ludzi co Jackowi wypadło z głowy z chwilą gdy zobaczył swojego brata pojmanego przez tę rudowłosą szajbuskę. Mógł jeszcze chwilę poczekać, znieść tortury oraz inne cierpienia, może i by wtedy wrócił. Ale wyłożył się na pierwszej możliwej lini oporu. 
- Gdzie jest Jack Dalitz?!- krzyknął najemnik siedząc na Batmanie siłując się z nim trzymajac w ręki nóż. Broń była poza ich zasięgiem gdy chwilę przedtem skutecznie obydwoje się jej pozbyli.
- Trafisz do pierdla... - warknął po czym uderzył go z łokcia w twarz z zaskoczenia i cisnął nim o stół który swoim ciałem połamał w locie. - Wróciłem silniejszy i w końcu zrobię z wami wszystkimi porządek. - warknął wyciągając za pleców batarang którym cisnął w Deadshoota przyszpilając go do ściany. - Wiem, że się za mną stęskniliście... 
Deadshoot warknął coś pod nosem po czym wyciągnął go z siebie, rzucił na bok i splunął krwią. Ruszył z prędkością światła na nietoperza przewracając się tym samym z nim na podłogę.


Pomóc mu? Czy nie? Wrócić w szeregi Jokera? A co z Jaredem? Nie przecież Joker mnie zabiję gdy się tylko dowie... Co ja narobiłem... - pomyślał Jack ściskając dłoń na swojej broni. Postanowił jednak pomóc Batmanowi. To było nierealne by Joker pozwolił mu żyć. A co jeśli zabiłby Batmana i jakimś cudem się to wszystko nie wydało? Zacisnął zęby na swojej wardzę. Wplątał się w niezłe gówno... A może to znak, żeby przestać i zacząć wszystko od nowa? Jared był jedyną osobą, która mu jeszcze została... Nie wróci w szeregi Jokera. Miał się pozbyć Frosta, doprowadzić do odbicia Margaret... Zemsta miała być zemstą. Nie wyobrażał sobię pracę obok tego frajera. Na samą myśl o tym gdy go porzucił coś się w nim zagotowało. Postanowił się trzymać własnego planu. Wyszedł za rogu z ukrycia po czym wpakował w niczym nieświadomego Deadshoota dwie kulki. Mężczyna tylko wrzasnął i wygiął się z bólu, gdy próbował odwrócić wzrok by zobaczyć kto to zrobił w bardzo szybki sposób został obezwładniony przez Batmana. Nietoperz spojrzał na Dalitza, który oddał dwa strzały które pomogły mu się z nim uporać. Kiwnął tylko głową w jego stronę.
- Kto cię wynajął?!- warknął łapiąc go za dziury postrzałowe w które włożył palce by spowodować u niego piorunuący ból mięśni.
- Myślisz, że ci powiem? - splunął w jego stronę.
- Tak, powiesz mi... - wcisnął palce jeszcze mocniej na co Deadshoot przewrócił oczami z bólu jęcząc coś niekontrolowanie pod nosem.
- Spierdoliłeś to Dalitz... - zacmokał niezadowolony najemnik. 
Jack nie odezwał się do niego ani jednym słowem patrząc tylko na całą tę scenę. Czuł poczucie winy, że zdradził Jokera. Jednakże Joker nie był już tym samym Jokerem a on już nie był jego szefem. 
- To ty to spierdoliłeś... - zaśmiał się Batman. - Myślałeś, że byś mnie pokonał? - spytał niedowierzając. - Jeden pobyt w pierdolu niczego cię nie nauczył? Tym razem postaram się by był dożywotni. Myślałeś, że po moim zniknięciu wróciłem osłabiony? 
Deadshoot tylko coś warknął i szarpnął się unieruchomiomy. 
- Nie mogłem się doczekać mojego powrotu tylko po to by znowu to poczuć... - przewrócił oczami. 
- Nie chodzi ci tak naprawdę o nią staruszku? - spytał Jack unosząc ze zdziwienia brwi zastanawiając się czy ona nie była tylko pretekstem do tego by znowu pojawić się w tym świecie. Czyżby brakowało mu tej dawki adrenaliny i kryminalnego świata z którym od zawsze miał do czynienia? Może tak naprawdę Batmanowi na niej nie zależało, a mimo wszystko on sam próbował sobie to wmówić tylko po to by mieć pretekst by wykonać swój wielki comeback. Może nie cieszyło go przejście na emeryturę? Wyleczył się i żyjąc w ciszy uznał, że to nie jest życie dla niego? Skoro nie była dla niego ważna całe jego życie to dlaczego miałaby być ważna teraz? Coś mu to śmierdziało... A może ona sam stęsknił się z swoim psychopatycznym klaunem? Co prawda sam tak miał ze swoim bratem ale on nie pławił się nigdy w luksusach i musiał podjąć tę decyzję by tochę się odkupić. To wydawało mu się najłatwiejszą drogą ale Batman? Człowiek który miał wszystko? Z czasem pieniadzę nie dawały szczęścia gdy było się nimi otoczonym z każdej strony. Może próbował spokojnego życia, które jednak okazało się nie być dla niego? Batman był okrutny na swój sposób i patrząc po nim to mogło się nawet okazać prawdą.  Szukał pretekstu tylko po to by znowu się tutaj pojawić i łapać na nowo złoczyńców. Lubił bawić się w kotka i myszkę. To była jego rozrywka tam gdzie pieniadzę nie dawały już rady go zaspokoić.
- Ona jest moim priorytetem... - warknął zakładając na dłonie Deadshoota kajdanki. - A ty jak zwykle za bardzo przeceniasz swoje możliwości. Jak widać niczego się nie nauczyłeś. Joker cię wynajął? - spytał. - Ile ci zaproponował może pięć milionów dolarów? - zaśmiał się. - Zawsze byłeś chytry przez co mało używałeś mózgu. Wróciłem silniejszy i przebieglejszy. Nareszcie zrobię z tym miastem porządek raz na zawsze. - szarpnął go do góry stawiając go na nogi po czym zerknął na Dalitza. - Mam na was nową strategię.Jak wiadać bardzo ci zależy na twoim bracie skoro postanowiłeś mi pomóc. - zwrócił się w stronę Jacka.
- Byłbym głupcem myśląc, że Joker pozwoli mi żyć po tym jak go wydałem... - odpowiedział. - Poza tym obiecałem mojemu bratu, że po niego wrócę a ja nie mogę po raz kolejny go zostawić. -powiedział widząc w jego oczach nadmierną ekscytację tym pojedynkiem, który musiał trwać przeszło z godzinę widząc skalę zniszczeń pomieszczenia w którym się znajdowali. 
Czy Deadshoot naprawdę myślał, że da sam sobię radę? To, że Batman miał swoje lata i przeżył ten felerny wypadek to nie wykluczało go z formy w jakiej był kiedyś. Kulał to prawda ale na to istniało wiele lekarstw uśmierzających ból. Naprawdę mu tego brakowało, oczu nie dało się oszukać. Bruce tylko parsknął pod nosem widząc Deadshoota po czym wyprowadził go z pomieszczenia siłą. 
- Japierdole... - szepnął do siebie Jack chowając broń do kabury przymocowanej do jego lewego boku pod marynarką. -  Co tutaj się odpierdala? Czy tak naprawdę chodzi mu o nią? - spytał sam siebie po czym zerknął na jej zdjęcie stojące na parapecie. - Czy to tylko jego pretekst by znowu namieszać w życiu innych ludzi? - spytał sam siebie siadając na zakurzonym fotelu zastanawiając się tym samym co porabiał zespół którego się wyparł.
 


♣️

...

Jak się podoba? Jak myślicie, Batmanowi chodzi o Margaret czy tak naprawdę brakuje mu jego starego życia? Życia przepełnionego adrenaliną oraz pasmem niebezpieczeństw? 

♣️

Porwana Przez JokeraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz