♠ Rozdział 60 ♠

240 4 26
                                    

Z grymasem bólu spowodowanego odkażeniem rany owinęłam swoje ramię bandażem. Trochę oberwaliśmy ale były to rany na tyle niewielkie, że nie powodowały zagrożenia życia. Zerkałam kątem oka na zielonowłosego, który co jakiś czas przykładał jedwabną chustkę do swojego krwawiącego policzka. Drugą dłoń trzymał na kierownicy prowadząc samochód. Gdyby nie on nie wiadomo gdzie by mnie teraz wywieźli. Ze słów tego bandziora pewne było, że dostarczyliby mnie do mojego ojca ale zanim by to się stało zrobiliby mi inne paskudne rzeczy.
Westchnęłam po czym na niego spojrzałam.
- I jak policzek? - spytałam z delikatną troską w głosie w zupełności tego nie kontrolując.
- Ujdzie w tłumie. Mogło być gorzej, kilka milimetrów i straciłbym oko... - powiedział skupiając się na drodze ponieważ była śliska z powodu niskiej temperatury. - Musiałbym chodzić w opasce niczym Czarnobrody...
- Myślę, że byłoby ci w niej do twarzy... - uśmiechnęłam się próbując nieco rozluźnić atmosferę.
- Szkoda, że nas napadli... Zostawiłam bigos na chodniku...
- Bigos? - powtórzył to słowo ze swoim amerykańskim akcentem.
- Tak, to co ci tak smakowało. - zachichotałam słysząc to jak wymówił to słowo. - Szkoda, bo zrobiłam się nieco głodna.
- Może zaraz nieco poskromisz swojego tasiemca. - roześmiał się skręcając w jedną z ulic.
- Serio? Czy jest to w miejscu do, którego się udajemy?
- Poniekąd. Mówiąc ryzyko nie miałem na myśli niczego poważnego, po prostu musimy być uważniejsi. - sprostował swoje wcześniejsze słowa. - Powinniśmy obserwować teren i ludzi, którzy się na nim znajdują kukiełko.
- By uniknąć takiej sytuacji jak ta przed chwilą.
- Dokładnie tak. - kiwnął głową.
- Skoro jesteśmy już w klimacie świąt, czy to być może świąteczny jarmark w samym centrum miasta?
- Nie wykluczam takiej możliwości. - przewrócił oczami z niezdawoleniem z powodu, iż zgadłam jego niespodziankę.
- Super! - krzyknęłam podekscytowana. - Mają tam pełno dobroci, grzane wino i takie tam... - przygryzłam wargę. - Może usiądę na kolanach świętego mikołaja?
- Żebyś się czasami nie przeliczyła... - parsknął. - I tak dostałabyś od niego rózgę więc nie spodziewaj się cudów.
- Nie spodziewam się... Dobrze wiem, że na nią zasłużyłam. Ale przecież nas rozpoznają... Tym razem nie mamy na sobie charakteryzacji tak jak w kasynie...
- No i co z tego? Będzie tam tyle ludzi, że nie będą na nas zwracać zbytniej uwagi rozproszeni magiczną aurą tego miejsca.
- Masz czapkę świętego mikołaja... - mruknęłam. - Musiałbyś mieć jeszcze brodę by nie rzucać się w oczy, Nie chce ci mówić, że jesteś brzydki no ale sam wiesz jak to wygląda... Mi wystarczy owinąć się szalem ale z tobą jest trochę gorzej... - westchnęłam.
- W takim razie musimy napaść na tego co będzie się znajdował w tym miasteczku. Żeby to zrobić, musimy zakraść się od tyłu jego świątecznego domku i poczekać, aż będzie miał przerwe pomiędzy przyjmowaniem rozwydrzonych dzieciaków.
- Nie można napadać na świętych... - zażartowałam widząc, że lekkorozbawiło go to stwierdzenie.
- A kto mi zabroni? Sam jestem w tym mieście uważany za świętego. - poruszał łukami brwiowymi powoli dojeżdżając na miejsce.

Uśmiechnęłam się lekko słysząc te słowa odkręcając się do szyby, podziwiając w dalszym ciągu świąteczne ozdoby. Każda ulica była wystrojona w zupełnie innym klimacie. Nawiązywała oczywiście do tego co rocznego okresu ale tym razem przejeżdżając zauważyłam, że na latarniach zawieszone były ozdoby przypominające w kształcie piernikowe wzory.
Spojrzałam również na pierwsze płatki śniegu spadające z nieba, wirujące w dzikim tańcu na ziemię. Odczuwałam pewnego rodzaju szczęście oraz ekscytację siedząc obok osoby przez, którą tak się czułam. Wzięłam lekki wdech wsuwając dłoń na końcówkę swojego płaszcza z powrotem go lekko ściskając. Nie wiedziałam jak wytrzymam dzisiejszy wieczór nie rzucając się na niego z powodu pożądania, które zaczynałam odczuwać z każdą kolejną atrakcją bądź niezapomnianym przeżyciem.
- Śnieg zaczął padać. - zauważyłam zagryzając delikatnie wargę próbując się wewnętrznie uspokoić.
- Zauważyłem. - powiedział zerkając na nią gdy nie patrzyła. Przęłknął ślinę ponieważ zaczął o niej myśleć. Nie przewidywał, że ten wieczór będzie tak wyglądał. Nikt oprócz niego nie mógł zrobić jej krzywdy, widząc kilku tych bandziorów próbujących ją porwać coś się w nim zagotowało. Nie mógł na to pozwolić, ona była jego. Nikt inny nie miał do niej praw.

Porwana Przez JokeraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz