Wystawił ją.
Tak po prostu ją wystawił.
Siedziała w restauracji, popijając kieliszek wina i patrząc na widoki za oknem. Mieli się spotkać z okazji ich trzeciej rocznicy związku, ale najwidoczniej Kastiel postanowił mieć inne plany. Zresztą, jak zawsze. Wielokrotnie przekładał ich randki, bo "musiał zostać dłużej z zespołem". Trzeba przyznać, że Antoniette zaczynała mieć dość tego wszystkiego. A tego dnia była wściekła.
- Kutas - warknęła pod nosem, po czym wstała od stolika i ruszyła w stronę wyjścia z restauracji. Zapłaciła za wszystko wcześniej, więc nie musiała się już tym wszystkim przejmować.
Wsiadła do taksówki, a gdy dotarła do ich apartamentu, zdecydowała się na krok, o którym wcześniej nie myślała. Zaczęła pakować swoje ubrania do torby, nie zwracając uwagi na nic. Nawet na drzwi, które otworzyły się po pół godzinie. Jednak gdy usłyszała głos Kastiela, wzdrygnęła się.
- Przepraszam - szepnął, stając za nią.
Odwróciła się i zobaczyła, że mężczyzna trzyma w ręce bukiet jej ulubionych białych róż. Jednak tym razem nie chciała być taka naiwna.
- W dupę sobie wsadź te kwiaty - warknęła. - Wiesz, który to już raz? Jedenasty! - zacisnęła dłonie w pięści. - Za każdym razem obiecujesz, że "to już ostatni raz" i za każdym razem jest inaczej!
- Mała, zrozum - westchnął. Wiedział, że dziewczyna ma prawo być zła i rozumiał to. - To nie moja wina, że mój zespół...
- No tak, oczywiście! - krzyknęła. - Tylko zespół i zespół! A gdzie "moja dziewczyna"? Już dawno przestałam być dla Ciebie ważna, ważny jest dla Ciebie tylko ten pierdolony zespół! Gdzie jestem ja w tym wszystkim?! - w jej oczach stanęły łzy, mimo że od dawna nie płakała.
- Niette, nie płacz... - odłożył kwiaty na biurko i objął jej twarz dłońmi. Ona jednak się odwróciła. - Wiem, że spieprzyłem, ale kurwa, proszę, zrozum też mnie - westchnął ciężko. - Jest coś, o czym muszę Ci powiedzieć - wziął głęboki wdech. - Szykujemy się do trasy koncertowej, która ma trwać dwa lata...
- Ile?! - praktycznie wrzasnęła. - Dwa lata?! Kiedy zamierzałeś mi o tym powiedzieć?! Kastiel, kiedy zacząłeś być taki? To w ogóle nie ma sensu! Jestem spychana na drugi plan. Jedenasty raz przekładasz naszą randkę! Pamiętasz w ogóle, jaki dzisiaj jest dzień?
Spojrzał na nią niezrozumiale, a jej puściły nerwy. Podeszła do niego i uderzyła go w policzek tak mocno, jak tylko była w stanie. Była wściekła jak nigdy.
- To nasza trzecia rocznica, gnoju! - czuła już ból w gardle, ale nie obchodziło jej to teraz. - Trzecia! Mieliśmy mieć dzisiaj randkę, ale oczywiście ważniejszy był zespół i to, żeby ukrywać przede mną tę jebaną trasę koncertową! Mam tego dosyć! - zacisnęła dłonie w pięści. - Gdzie byłeś, gdy płakałam przy okresie? Z zespołem. Gdy moja mama była chora i bałam się o nią? Z zespołem. A gdy musiałam zrobić badania krwi, bo lekarze podejrzewali poważną infekcję intymną? Tak samo! Ciągle tylko zespół! Stali się ważniejsi ode mnie, mimo że mówiłeś, że jesteśmy na tym samym stopniu! - wplotła palce w swoje gęste włosy. - Powiedziałeś mi kiedyś, że chcesz się ze mną ożenić. Nie ma mowy.
***
Gdy następnego dnia wrócił wcześniej do domu, nie znalazł na wieszaku kurtki ukochanej kobiety. Głębiej, nie widział jej perfum na szafce. Wreszcie, w sypialni w szafie nie zobaczył jej ubrań. Sięgnął po leżącą na łóżku kartkę, a jej treść spowodowała u niego łzy. Kiedy ostatnio płakał? Gdy Debra go zostawiła.
Kastiel, nie obchodzi mnie, czy żałujesz, czy nie. Wystawiłeś mnie zbyt dużo razy, bym dalej miała to znosić. Jeśli chcesz traktować zespół jak bóstwo, nie powinieneś mieć kobiety i rodziny. Żegnaj na zawsze.
CZYTASZ
One-shoty na zamówienie | Słodki Flirt i Sally Face ✅
Short StoryTytuł chyba mówi sam za siebie ^^' ✅ - otwarte ❌ - zamknięte UWAGA: Piszę one-shoty tylko z Sally Face i Słodkiego Flirtu ♥️