rozdział 19

1.3K 48 5
                                    

Byłam zagubioną nastolatką w Los Angeles.

Nastolatką z małym dzieckiem u boku.

Nie wiedziałam co będzie dalej, co się z nami stanie, ale w głębi duszy czułam, że zrobiłam dobrze.

Jeszcze parę lat temu, kiedy uciekłam od ojca nie wiedziałam co będzie dalej, lecz wtedy zjawił się On.

Nathaniel.

Nigdy nie zapomnę tego człowieka, który mi pomógł.

Mimo ubiegu czasu wciąż pamiętam te jego czarne jak noc oczy. To jak pachniał i to jakie miał złote serce.

- Evan, chodź bo się spóźnisz. Dobrze wiesz jaka jest pani Rosalia. - Mruknęłam od niechcenia.

Współczułam mu cały sercem, że musiał oglądać w szkole tę małpę, która niestety była jego wychowawczynią.

- Ugh, nawet nie wspominaj mi tego imienia bo puszczę pawia. - Zaśmiał się wywracając oczami, na co również prychnęłam.

Roztrzepałam mu jego gęste blond loki i podałam mu plecak.

- No już, nie marudź tylko chodź bo zaraz naprawdę się spóźnimy. - Powiedziałam, na co chłopak skinął głową.

Mój ośmiolatek rosną naprawdę w szybkim tempie.

Zanim się obejrzałam, on już skończył przedszkole i szedł do podstawówki.

Odwiozłam go do szkoły, życząc mu przy tym miłego dnia i ruszyłam w stronę firmy, gdzie byłam asystentką mojego szefa Pana Reubena.

Był on nieco podstarzałym, miłym człowiekiem.

Po przylocie tutaj, szukałam różnych prac aż trafiłam na to ogłoszenie.

Choć z początku nie do końca się tu odnajdywałam pan Reuben był pozytywnie do mnie nastawiony i cierpliwy.

Dlatego też w wieku dwudziestu jeden lat osiągnęłam dość spory sukces.

Z moimi wcześniejszymi oszczędnościami, gdzie pracowałam jako barmanka odłożyłam na mieszkanie, które kupiłam na spokojnej dzielnicy.

- Camila, hej! - Krzyknęła blondynka, rzucając się w moje ramiona.

- Część Vanessa. - Przywitałam ją, oddając uścisk. - Jak się masz? - Zapytałam, skanując uważnie jej twarz.

Jej duże niebieskie oczy i delikatne piegi, które miała na twarzy wygladały uroczo. Jej nieskazitelna skóra, bez żadnych wyprysków i promienny uśmiech dodawały jej piękności.

Zaprzyjaźniłam się z nią od razu, kiedy weszłam do tego budynku.

Obecnie przyjaźniliśmy się już prawie cztery lata.

- Wszystko okej. - Uśmiechnęła się delikatnie. - Nie martw się, w ogóle ostatnio poznałam takiego jednego chłopaka... - Przyznała mi się, na co otworzyłam szerzej oczy.

Niedawno zerwał z nią chłopak. Była z nim rok, ale ja wiedziałam od początku, że coś z nim jest nie tak. Koniec końców okazało się, że jej ukochany był gejem.

Wiem, całkiem zabawnie to brzmi, lecz chciał aby nikt z jego rodziny jak i z znajomych nie dowiedział, że podoba mu się płeć męska.

Cóż... nie mnie oceniać bynajmniej tyle, że jest wszystko dobrze z Vanessą.

- Oh, to wspaniale! Mam nadzieję, że teraz zagustujesz w innym typie. - Zażartowałam, na co się zaśmiała.

- Zapewniam cię, że jest w stu procentach hetero. - Parsknęła śmiechem.

- A co to za śmiechy? - Do pomieszczenia wszedł szef, z grobową miną. - Żartowałem. - Wybuchł śmiechem. - Nawet sobie nie wyobrażacie, jak komiczne miałyście miny.

- Przepraszam, już zmykam na górę. - Powiedziałam, klepiąc w ramie niebieskooką.

- Camillo, poczekaj. Musimy porozmawiać, udaj się do mojego gabinetu, ja zaraz przyjdę. - Rozkazał, na co skinęłam głowie.

- Się robi szefie. - Przyłożyłam dwa palce do czoła, śmiejąc się, na co mi zarównał.

- Ta młodość. - Pokręcił głową, a ja weszłam do windy.

Otworzyłam swoją torebkę, szukając swojego smartfona, lecz tam go nie było.

Cholera.

Musiałam zapomnieć go wziąć z mieszkania.

Usiadłam na krześle, obok gabinetu Pana Reubena i czekałam, aż się pojawi.

Na szczęście nie musiałam czekać długo, bo już po chwili przyszedł, zapraszając mnie gestem dłoni, abym weszła.

- Dziękuję. - Powiedziałam, kiedy przepuścił mnie w drzwiach.

- Usiądź. Musimy porozmawiać.

- Mam się bać? - Powiedziałam nie co zmartwiona.

Co jeżeli chciał mnie zwolnić?

Co jeżeli stracę pracę, z czego będziemy żyć?

- Spokojnie, nie chce cię zwolnić. - Zapewnił mnie, widząc moją relacje, na co odetchnęłam z ulgą. - Sama dobrze wiesz, że już mam sporo lat na karku, a wiecznie młody nie będę, choćbym chciał. - Zaśmiał się. - Muszę niestety przejść na emeryturę.

- Co? Jak to? Co to oznacza. - Wypaliłam.

- Spokojnie, wszystko zostanie na swoim miejscu tylko szef wam się zmieni. Andrea to mój znajomy od lat. Na pewno będzie wam się miło współpracować. - Uśmiechnął się łagodnie w moją stronę, a moje oczy się zaszkliły.

- Jak to. - Powiedziałam.

W trakcie tych lat naprawdę się do niego przywiązałam.

Był jak... mój ojciec.

Lecz nie ten ojciec.

Zawsze rozumiał moje trudne chwile, wspierał mnie, był po prostu moim oparciem.

- Przestań, bo zaraz i ja się popłaczę. - Powiedział, przytulając mnie.

Co jeżeli mój nowy szef okaże się jakiś starym gburem bez uczuć?

Co jeżeli nie podołam, jak wtedy skończę?

When the night comesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz