Rozdział 62

1.3K 37 6
                                    


- Śpij, ja pójdę. - Powiedział Nathaniel, całując mnie w czoło.

Podszedł do płaczącej Liv, przewijając ją.

Było dość ciężko.

Liv w nocy często się budziła, a ja przez brak doświadczenia nie potrafiłam sobie poradzić.

Czułam, że zawodze jako matka, narzeczona, oraz siostra.

Kompletnie pogubiłam się w swoim życiu.

Kilkanaście minut później mężczyzna wrócił, kładąc się obok mnie.

Przytulił mnie do swojego ciała, a ja cicho westchnęłam.

- Przepraszam. - Powiedziałam, czując jak pod moimi powiekami zbierają się łzy.

- Za co? - Zapytał, unosząc mój podbródek.

- Nie potrafię zająć się własną córką. - Mój głos się załamał, powodując, że ciemnowłosy pokręcił głową.

- Nie mów tak, skarbie. - Szepnął. - Jeszcze nie doszłaś do siebie po porodzie, nie narzucaj na siebie wszystkiego, bo to cię skończy.

- Boje się, że sobie nie poradzę, Nath. Może przesadzam, ale czuję się tak... Tak inaczej.

- Rozmawiałaś z Anselmą? - Zapytał.

- Nie. - Przyznałam, podgryzając wargę.

- Jutro umówię cię z nią na wizytę. - Mruknął, wtulając się w moje zagłębienie w szyi.

***

Wstałam niewyspana.

Nakarmiłam moją córeczkę, kładąc ją następnie w łóżeczku, w którym sobie spała.

Za parę godzin miała przyjechać Anselma, która za prośbą Nathaniela, miała ze mną porozmawiać.

Uśmiechnęłam się pod nosem, dotykając główki Livi.

- Cam, kiedy Livia będzie mówiła? - Zapytał mnie Evan, na co się zaśmiałam.

- Nie wiem kochanie, nie wiem. - Powiedziałam. - Na pewno nie tak prędko.

- No dobrze. - Mruknął, przekręcając głowie w bok. - Nie mogę uwierzyć w to, że jestem wujkiem.

- Ja też. - Uśmiechnęłam się szeroko, przytulając go.

- Kocham cię, siostrzyczko.

- Ja ciebie też, Evanku. - Pocałowałam go w czoło.

***

- I jak? - Spytał brązowooki, przytulając się do mnie.

- Było dobrze. - Uśmiechnęłam się łagodnie. - Powiedziała to samo co ty. - Wzruszyłam ramionami. - Choć wzięła pod uwagę również depresję poporodową, ale to nie możliwe.

- Będzie dobrze, perełko. - Pocałował mnie. - Jesteś głodna? - Zapytał, na co moja mina zrzedła.

- Nie. - Zaprzeczyłam, podgryzając wargę, a w mojej głowie pojawiły się słowa pielęgniarki, która "opiekowała" się mną po porodzie.

- Jadłaś coś? - Zapytał.

- Tak. - Przyznałam.

- Wiesz, że musisz teraz dużo jeść, karmisz piersią.

- Wiem. - Mruknęłam, odsuwając się od niego.

- A jak się czujesz? Boli cię coś?

- Dzisiaj czuje się lepiej niż w ostatnich dniach, więc chyba jest dobrze. - Odpowiedziałam. - Pójdę zrobić tobie i Evanowi obiad.

- Nie ma mowy. - wziął mnie za dłoń. - Ty teraz idziesz odpocząć, a ja pójdę coś ugotować. - Powiedział, na co uniosłam brew.

- A nie spalisz kuchni? - Zaśmiałam się.

- Za kogo ty mnie masz? - Skrzyżował ręce, udając obrażonego.

Dałam mu lekkiego kusańca w ramię i poszłam wziąć prysznic, który bardzo mi się przydał.

***

Minęły dwa tygodnie, a ja z każdym dniem czułam się coraz lepiej.

Obecnie przewijałam moją kruszynkę, ubierając ją również w białe bodziaki w kwiatki.

Jej duże, błękitne oczy, które odziedziczyła po mnie, wpatrywały się we mnie z niezwykłą intensywnością

Uśmiechnęłam się do niej, całując jej czółko.

Włożyłam ją do wózka i przykryłam białym kocykiem, mając zamiar wybrać się z nią na spacer.

Pogoda dzisiaj dopisywała, a ćwierkające ptaki na dworze, uspokajały mnie.

***

Po dwóch godzinach wróciłam do domu, w którym od razu poczułam przyjemny zapach, unoszący się z kuchni.

Wyjęłam Livie z wózka i ruszyłam do pomieszczenia, w którym stał Nathaniel.

- Cześć perełko. - Odparł szatyn, całując mnie.

- Hej. - Odparłam. - A co to za okazja? - Spytałam, przyglądając się wielkiemu bukiecie białych róż, który mi wręczył.

- A czy musi być jakaś okazja, abym kupił bukiet kwiatów swojej narzeczonej? - Zapytał, całując w czoło naszą córkę.

- Nie, oczywiście, że nie. - Powiedziałam z szerokim uśmiechem. - Dziękuję, są piękne.

***

Przepraszam, że tak późno ale ostatnio coś nie mam weny do pisania💕

Miłej nocy skarby!

Wasza autorka:
KwiatLata

When the night comesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz