rozdział 25

1.3K 44 2
                                    


Nathaniel wyszedł z mojego mieszkania przed dwudziestą trzecią, a ja poszłam się wykąpać i położyć.

Jutro musiałam wstać do pracy i zawieść Evana do szkoły.

Zaglądnęłam jeszcze do jego pokoju i powędrowałam do łóżka.

Marzyłam o chwili odpoczynku, a sen wydawał mi się najlepszą opcją.

***

Porankiem, zrobiłam śniadanie i tak jak mówiłam wcześniej zawiozłam Evana do szkoły, a ja sama ruszyłam do pracy.

Nie chciałam się spóźnić drugiego dnia swojej pracy z nowym szefem.

Kiedy weszłam do firmy, powitała mnie blondyna, która się do mnie szczerzyła.

Pogadałyśmy chwilę i ruszyłam do pracy, której miałam dość sporo.

- Cześć Camillo. — Uśmiechnął się szeroko blondyn, wchodząc do mojego biura.

- Witam panie Andrea. — Odwzajemniłam uśmiech.

- Przeglądanij te dokumenty. — Podał mi plik papierów. — Ja będę musiał na chwilę chwilę wyjść z firmy. Jak skończysz zanieś proszę je do mojego biura, tam najprawdopodobniej będzie mój przyjaciel, więc mu je przekaż. — Powiedział, poprawiając krawat.

- Oczywiście. — Skinęłam głową.

***

Kiedy przeglądnęłam dokument i poprawiłam nieliczne błędy, znajdujące się na nim, wstałam z mojego wygodnego, czarnego krzesła i ubrałam brązowy płaszcz, na swoją sukienkę.

Dzisiaj pogoda mnie nie rozpieszczała, a zimny wiatr panujący na zewnątrz nie dawał mi powodu do uśmiechu.

Podeszłam do gabinetu i pociągnęłam za klamkę.

Stwierdziłam, że najprawdopodobniej nikogo tam nie ma, przez ciszę, która panowała zza drzwiami, lecz jak szybko wpadłam na ten pomysł, to i tak samo tego pożałowałam.

Kiedy mój wzrok padł na Nathaniela, który obściskiwał się z pracownicą firmy, poczułam się niezręcznie.

- Um, przepraszam, że przeszkadzam, ale pan Andrea kazał przed wyjściem zostawić mi dokumenty. — Odchrząknęłam, powodując, że oboje od siebie odskoczyli.

Szatynka zaczęła nerwowo zapinać guziki od koszuli, którą miała na sobie.

- To ja już pójdę. — Mruknęła cicho, zaciągając jeszcze swoją ołówkową spódnice w dół.

odprowadziłam wzrokiem średniego wzrostu dziewczynę, a ja sama podeszłam do drewnianego biurka, na którym położyłam dokumenty.

- Przepraszam, nie powinnaś tego widzieć. — Podrapał się po karku.

- Spokojnie, w porządku. — Uniosłam nieśmiało kąciki ust ku górze. — Do widzenia. — Pożegnałam się.

- Camilla, poczekaj. — Zatrzymał mnie, optaczając swoje długie palce wokół mojego nadgarstka.

- Co pan robi? — Zapytałam, odsuwając się od niego.

- A więc teraz zwracamy się do siebie na per pan? — Uniósł w górę brwi.

- Przepraszam, ale muszę już iść. — Niemal nie Szepnęłam. — Nathaniel. — Zwróciłam się do niego, unosząc także jego wzrok, na jego osobę.

- Dlaczego zawsze musisz tak szybko uciekać? — Zapytał, podchodząc jeszcze bliżej niż stał.

- Na prawdę się spieszę. — Odparłam nerwowo, wbijając swoje paznokcie w skórę, u drugiego nadgarstka.

- W takim razie nie zatrzymuje cię. — Powiedział, a ja wtedy zorientowałam się, że już dawno puścił mój nadgarstek.

To chore.

To wszystko co się dzieje w mojej głowie, jest po prostu chore.

- Do zobaczenia, perełko. — Wyszeptał, kiedy już wychodziłam. Jednak wszystko usłyszałam.

Byłam wstrząśnięta tym wszystkim.

Ten uścisk powodował u mnie niemiłe wspomnienia.

Pod moimi powiekami zebrały się łzy, a ja opadłam ciałem na chodnik, zanosząc się cichym szlochem.

Nigdy o tym nie zapomnę.

- Wszystko w porządku? — Usłyszałam głos jakiejś staruszki.

Uniosłam na nią załzawione spojrzenie i schowałam w dłoniach twarz.

- Tak, pewnie. — Ledwo co wydukałam.

- Oh, złotko. — Szepnęła, siadając obok mnie.

Odgarnęła moje włosy do tyłu, gładząc moje plecy.

- Niech zgadnę, chłopak? — Powiedziała.

Jej głos był spokojny i pełny opanowania.

- Nie, nie. — Pokręciłam głową. — Gorszy dzień. — Mruknęłam, podgryzając wargę.

- Wiesz, czasem potrzebne nam są te gorsze dni w życiu. Gdyby nie one, nie dostrzegali byśmy piękno świata i natury. — Odparła. — Wiesz... Życie nigdy nie było łatwe i najprawdopodobniej nigdy nie będzie, lecz zawsze mamy na to wpływ. To my podejmujemy decyzję, chociaż nie zawsze są one właściwe. - Szepnęła.

- Dziękuję pani. — Przytuliłam ją.

- Tylko nie pani, czuje się wtedy staro. — Pogroziła mi palcem. — Jestem Bettina, a ty jak się mnie wasz kochana?

- Camilla. — Uśmiechnęłam się w jej stronę. — Widzę, że ma pani siatki z zakupami, chętnie Pani. — Zatrzymałam się, kiedy napotkałam jej gardzący wzrok. — Tobie Bettino zanieść je do domu. — Zaproponowałam, na co przystała.

- Z miłą chęcią. — Uśmiechnęła się szeroko, strzepując kurzu, ze swojej sukienki.

***

Po odbrowadzeniu pani Bettiny do swojego domku i wypicia herbaty, wróciłam do siebie.

Musiałam odpocząć i uspokoić zbędne emocje, które mną buzowały.

Pół godziny później usłyszałam dzwonek do drzwi.

Niechętnie wygramoliłam się spod koca i poszłam otworzyć.

- Cześć. — Usłyszałam zadowolony głos Vanessy.

- Hej. — Odparłam, przeczesując włosy palcami.

- Cam! — Przytulił się do mnie blondyn.

- Cześć skarbie. — Ucałowałam go w czoło. — Jak było w szkole? — Zapytałam.

- W porządku. — Uśmiechnął się.

- Super, w takim razie zmykaj do pokoju odrabiać lekcje, a między czasie zamówimy z Camillą jedzenie, co ty na to? — Zwróciła się do niego, na co skinął głową i poszedł do siebie. — A my droga panno, zdaje się, że mamy do pogadania. — Popatrzyła na mnie spod rzęs.

When the night comesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz