Rozdział 51

1.1K 40 9
                                    


Niewyspana wraz z Vanessą pojechałam do firmy.

Bałam się tego dnia.

Wiedziałam, że on tam będzie.

Od razu skierowałam się do biura, gdzie na moim biurku leżał kolejny bukiet, lecz tym razem białych tulipanów.

Zastanawiało mnie to, skąd wiedział, że lubię białe kwiaty.

Jeszcze okaże się, że jest pierdolonym psychopatą.

Ociągając się, podeszłam do kwiatów, z których wyciągnęłam karteczkę.

" Jeszcze raz przepraszam, nie powinienem się zachowywać w ten sposób. Mam nadzieję, że mi wybaczysz.
Nathaniel. "

Oderwałam wzrok od starannie napisanego pisma na śnieżnobiałym papierze i włożyłam je do flakonu.

Miałam mieszane uczucia.

Niby tylko na mnie nakrzyczał lecz to dla mnie naprawdę nie było przyjemne.

Byłam na to cholernie wyczulona.

Kiedy się odwróciłam zderzyłam się z twardym torsem, przesiąkniętym perfumami Nathaniela.

Hardo uniosłam głowę w górę, tak aby móc popatrzeć mu w oczy.

- Podobają ci się? — Zapytał niepewnie.

- Myślisz, że przekupisz mnie kwiatami? — Zapytałam, unosząc w górę brew.

- Martwiłem się. Mogłaś napisać bynajmniej jakąś wiadomość, że nie wrócisz na noc.

- A co ty jesteś moim rodzicem? — Warknęłam. — Nie muszę ci się ze wszystkiego spowiadać.

- Cam...

- Nie, Nathaniel. — Przerwałam mu. — Nie pozwolę tobie, mną pomiatać, rozumiesz?

- Cam przysięgam ci, że to był pierwszy i ostatni raz.

- I o jeden raz za dużo. — Syknęłam. — Co gdybyś tak zareagował na coś przy Evanie? Nie kontrolujesz nad sobą.

- Nigdy coś takiego by się nie wydarzyło. — Odparł poważnie. — Nie dopuściłbym do takiej sytuacji.

- Zostaw mnie samą.

- Camillo, proszę. Co ja mam jeszcze zrobić?

- Zostawić mnie samą.

- Ale wrócisz dziś do domu? — Spytał.

- Nathaniel, wyjdź. — Przymknęłam oczy, a kiedy usłyszałam kroki do drzwi odetchnęłam z ulgą.

Popatrzył jeszcze na mnie i wyszedł.

***

Minął miesiąc.

Pogodzilam się z Nathanielem, który do tej pory nie wykazywał od siebie żadnego agresywnego zachowania.

Razem z nim i Evanem udaliśmy się do Vanessy, gdzie również miał być Andrea.

Przywitaliśmy się i usiedliśmy wszyscy na kanapie.

Van, wygłupiała się z Evanem, a ja siedziałam oparta głową o bark kurczowłosego.

- Chcesz się czegoś napić? — Zaproponował blondyn.

- Nie, dziękuję. — Uśmiechnęłam się delikatnie.

- Cam, zobacz! — Krzyknął Evan, odsłaniając firankę. — Spadające gwiazdy!

- No to musisz pomyśleć jakieś życzenie. — Zaśmiałam się, głaszcząc go po głowie.

When the night comesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz