Rozdział 37

1.3K 49 17
                                    


Nathaniel pov:

Reakcja szatynki wcale mnie nie zdziwiła.

Poniekąd wiedziałem, że tak zareaguje i właśnie tego się obawiałem.

- Wiesz, że nie uda mi się jej pomóc, skoro sama tego nie będzie chciała. - Odparła jasnowłosa, patrząc na mnie współczującym wzrokiem.

- Wiem, dziękuję Anselmo za fatygę. - Westchnąłem. - Postaram się z nią porozmawiać.

- Nathaniel, tylko proszę bądź delikatny. - Skanowała uważnie moją twarz. - Osoby z traumami oraz depresją dogłębnie odbierają słowa skierowane do nich. Dlatego proszę, abyś porozmawiał z nią na spokojnie. - Dopowiedziała.

- W porządku. - Skinąłem głową. - Jeżeli uda mi się ją jakoś przekonać dam ci znać. - Uścisnąłem jej dłoń na pożegnanie.

- Pewnie, w takim razie jesteśmy w kontakcie. - Uśmiechnęła się.

***

Minęło trzy godziny od konfrontacji Camilli z Anselmą.

Postanowiłem, że pójdę zobaczyć do szatynki, jak się czuje.

Jasnooka leżała na łóżku plecami w moją stronę.

Nie wiedziałem co powiedzieć.

- Wiem, że chciałeś dla mnie dobrze, ja to doceniam ale nie potrzebuje tego. Nie powinieneś umawiać mnie na spotkania bez mojej wiedzy. - Odezwała się, jakby wyczuwając, że jestem za nią.

- Camilla sama widzisz, że ostatnio nie jest z tobą najlepiej. - Powiedziałem siadając obok niej.

- Po prostu mam gorszy czas. - Wzruszyła ramionami.

- Wiem, że przeszłaś traumę ale nie możesz się poddawać Cam. Jesteś silna, wiesz? Nigdy nie widziałem tak walecznej kobiety poza moją matką. - Uśmiechnąłem się. - A ten skurwiel więcej cię już nie dotknie, obiecuje. - Wyszeptałem, gładząc ją po włosach.

Słyszałem jej nierównomierny oddech i to jak reaguje na mój dotyk.

Bała się.

- Przemyśl jeszcze moją propozycję z psychologiem. - Odparłem. - To właściwa opcja. - Powiedziałem, zostawiając ją samą.

Chciałem, aby miała czas do zastanowienia się, jednak nie naciskałem.

Jeżeli się nie zdecyduje znajdę jakiś inny sposób, aby jej pomóc.

Jeszcze do końca nie wiedziałem jaki ale jej pomogę.

***

Następnego dnia obudziłem się dosyć wcześnie, ponieważ obiecałem Evanowi, że zawiozę go do kolegi.

Kiedy wróciłem zastałem szatynkę, która pichciła coś przy kuchence.

- Cześć. - Powiedziałem, a dziewczyna posłała mi lekki uśmiech.

Mimo tego widziałem jak się nad tym wysila.

- Hej. - Odpowiedziała, przekręcając naleśnika na drugą stronę.

- Cieszę się, że wstałaś z łóżka. - Uśmiechnąłem się do niej.

- Gdzie byłeś? - Zapytała.

- Odwiozłem Evana. Mówił, że rozmawiał z tobą o tym, że jedzie dziś do kolegi. - Powiedziałem, patrząc na nią z góry.

Byłem bardzo blisko niej, a dziewczyna, która była przynajmniej o dwie głowy niższa ode mnie musiała hardo unieść głowę w górę aby na mnie spojrzeć.

When the night comesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz