Rozdział 14

1.6K 52 9
                                    


Następnego dnia wstałam i posprzątałam całą rezydencję Nathaniela, który oczywiście nic o tym nie wiedział.

Chciałam choć trochę odwdzięczyć się mężczyźnie, za to co dla mnie zrobił.

Przyrządziłam również obiad, który wyłożyłam na trzy talerze.

Za piętnaście minut brunet powinien skończyć pracę, a więc na spokojnie powinnam się wyrobić.

Miałam również mojego małego pomocnika, który odrobinę pomagał mi w kuchni.

Odkąd mama zmarła starałam nauczyć coś Evana, aby poradził sobie w życiu i umiał gotować parę dań.

Jak na razie wychodziło mi to średnio, ale nie poddawałam się.

Gdyby nie patrzeć był on jeszcze mały i twierdziłam, że wszystko przyjdzie mu z czasem.

Uśmiechnęłam się pod nosem, kiedy do pomieszczenia wszedł szatyn podrzucając blondyna w górę.

- Cześć. - Mruknął. - Co tak pięknie pachnie? - Zapytał, odkładając Evana na podłogę.

- Hej. - Uśmiechnęłam się. - Robię zapiekankę z makaronem, mam nadzieję, że lubisz.

- Oczywiście. Wszystko co gotujesz jest pyszne. - Odparł, czochrając gęste, blond loki chłopaka, który stał obok niego.

Evan jedynie zachichotał i wrócił do oglądania bajek, które przed chwilą mu włączyłam.

- Pomóc ci w czymś? - Zapytał, podchodząc do mnie.

- Nie trzeba, poradzę sobie. Wszystko już zrobiłam.

- No dobrze, w takim razie pójdę się przebrać. Za chwilę zejdę na dół. - Poinformował, na co skinęłam głową.

Nałożyłam każdemu porcje dania i zawołałam jasnowłosego, który od razu wziął się za jedzenie.

Natomiast ja zaczęłam jeść wtedy, kiedy Nathaniel do nas dołączył.

W ciszy jedliśmy posiłek, a ja poraz kolejny zatraciłam się w myślach.

****

Dochodziła północ.

Wichura za oknem nie ustąpywała, a ja wpatrywałam się tępo w biały sufit.

Kiedy usłyszałam krzyk Evana z pokoju obok, mało nie zeszłam na zawał.

Szybko zerwałam się na nogi i pobiegłam do jego obecnego pokoju.

Kiedy otworzyłam drzwi, zobaczyłam jak również w pomieszczeniu znajdywał się brunet, który uspokajająco głaskał go po głowie.

- To tylko koszmar. - Powiedział do mnie, na co zacisnęłam oczy.

Nie tylko mnie one prześladywały. - Pomyślałam.

Podeszłam do blondyna i wzięłam go w ramiona, aby dodać mu choć trochę otuchy.

Ułożyłam go na swoich kolana i wtuliłam się w niego, kiwając się lekko na boki, aby go uspokoić.

- No już, Shhh. - Szepnełam, ścierając z jego polika ciepłą łzę.

Kiedy usłyszałam, że jasnowłosy znowu miarowo oddycha odetchnęłam z ulgą, układając go znów do łóżka.

Przykryłam go jeszcze kołdrą i pocałowałam w czoło.

Kiedy wyszliśmy z pokoju udałam się do kuchni, aby napić się wody.

Obok mnie stanął brunet, opierając się o blat.

- Przepraszam, pewnie się obudziłeś. - Powiedziałam ze skuruchą.

- Spokojnie, nie mogłem zasnąć. - Powiedział przecierając twarz, patrząc tym samym na piekarnik, na którym widniała godzina.

Popatrzyłam na niego i usiadłam na krześle.

- Kakao? - Zapytał, śmiejąc się.

- Kakao. - Przytaknęłam, uśmiechając się.

Wpatrzona byłam w jego plecy, odziane czarną luźna koszulką.

Kiedy dostrzegłam również jego wzrok na sobie, zarumieniłam się i spuściłam wzrok na paznokcie.

- Proszę. - Podał mi biały kubek, wypełniony słodkością.

- Dziękuję.

- Cam, mam głupie pytanie. - Powiedział, na co spojrzałam na niego pytająco.

- Wal śmiało.

- Za trzy dni jest organizowany bal charytatywny. Nie chciałabyś się ze mną na niego wybrać? - Zapytał w końcu.

Szczerze byłam bardzo zszokowana.

- Nie wstydzisz się mnie? - Odparłam zaskoczona.

- Co? - Zmarszczył brwi. - Dlaczego miałbym się wstydzić?

- Nieważne. - Pokręciłam głową, z zażenowania.

Ojciec powtarzał mi, że mieć taką córkę to wstyd.

Że jestem nikim.

Że jestem tylko i wyłącznie dziwką do pieprzenia.

- Odpowiedź na moje pytanie. - Powiedział poważnie, na co przęknęłam ślinę. - Dlaczego miałbym się ciebie wstydzić. - Kontynuował, kiedy zamilkłam.

- Nie wiem, tak po prostu mi się powiedziało. Wiesz czasami mówię to co mi przyniesie ślina na język. - Wzruszyłam ramionami. - Ale pewnie, pójdę z tobą. - Uśmiechnęłam się. - Czego będzie dotyczyć ten bal?

- Między innymi osobami chorujące na raka. - Odpowiedział, a wielka gula stanęła mi w gardle.

Od razu przypomniała mi się mama.

- W porządku. - Skinęłam głową w celu zrozumienia. - Pójdę się położyć. Późno już. - Odparłam zmieszana, chowając brudne kubki do zmywarki.

- Jasne, dobranoc perełko.

Powiedział na co zmarszczyłam brwi.

- Dobranoc. - Odpowiedziałam, kierując się do pokoju.

Perełko.

Moje myśli pochłonęły moją głowę, a ja zmęczona oparłam ciężarem na bardzo wygodne łoże.

When the night comesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz