Camilla pov:Wzięłam kilka głębszych wdechów i na drżących nogach, podniosłam się z chodnika.
Jedynie czego chciałam, to przytulić się do Evanka.
***
Po około dwóch godzinach wróciłam do domu brązowowłosego.
Czułam jak stres, coraz bardziej we mnie narasta.
Drżącymi dłońmi, Szarpnęłam za klamkę.
W pomieszczeniu panowała cisza.
Kiedy weszłam od razu napotkałam się na wzrok mojego blondyna, który do mnie podbiegł.
Niemal od razu wzięłam go w ramiona, kucając razem z nim.
Niekontrolowany szloch wydostał się z mojego gardła.
Nie mogłam przestać płakać.
- Cam? Co się stało? Gdzie byłaś? - Zaczął zadawać pytania, a ja odgarnęłam mu włosy z czoła.
- Idź się pakować. - Uśmiechnęłam się delikatnie w jego stronę.
- Co? - Zapytał zdziwiony. - Dlaczego mam się pakować? Trzeba zadzwonić po Nathaniela, szuka cię od paru godzin.
- Nie dzwońcie do niego. - Poprosiłam Vanessę, która weszła w tym momencie do pomieszczenia z Andreą u boku.
- Cam! Boże, tak bardzo się martwiłam. - Powiedziała, wtulając się we mnie. - Co się stało? - Zapytała, na co pokręciłam głową.
- Muszę stąd jak najszybciej wyjść, proszę pomóżcie mi. - Spojrzałam błagalnie na blondyna.
- Chodź. - Jasnowłosa wzięła mnie za rękę. - Pomogę ci się spakować.
***
Po kilkunastu minutach, stałam z walizkami w ręce.
Bardzo możliwe, że czegoś zapomniałam, lecz na ten moment mnie to nie interesowało.
Chciałam jak najszybciej stąd wyjść.
- Cam, muszę powiadomić Nathaniela, że wróciłaś. On się naprawdę o ciebie martwi. - Powiedział Andrea.
- Proszę cię, nie rób tego. - Błagałam. - Ja nie mogę do niego wrócić. Muszę stąd jak najszybciej uciec.
- A nie lepiej z nim porozmawiać? - Spytał.
- Nie. - Pokręciłam głową. - Nie będę z nim rozmawiać. - Zaprzeczyłam. - Van, odwieziesz mnie? - Zapytałam.
- Jasne. - Powiedziała, przyjmując ode mnie jedną z walizek.
- Evan! Chodź już. - Krzyknęłam, a chłopczyk pojawił się obok mnie.
- Nie chce stąd iść. - Powiedział smutno.
- Chodźmy. - Powiedziałam, kierując się w stronę drzwi, które nagle ktoś otworzył.
Cofnęłam się o kilka kroków w tył, skanując spojrzeniem bruneta, który z ulgą mi się przyglądał.
- Boże, Cam. Jak dobrze, że nic ci nie jest. Gdzie ty do cholery byłaś? Wiesz jak się o ciebie martwiliśmy? Szukałem cię. - Zaczął na starcie, zbliżając się do mnie.
- Nie podchodź, do mnie. - Wysyczałam, patrząc na niego z obrzydzeniem.
- Co?
Wzięłam Evana za rękę i próbowałam z nim wyjść, lecz ciało mężczyzny mi to uniemożliwiało.
- Przepuść mnie. - Powiedziałam.
- Po co ci walizki? - Zmarszczył brwi, patrząc to na mnie, to na parę, znajdującą się za nami. - Dlaczego płaczesz?
- Odejdź do kurwy! - Wrzasnęłam, próbując się przedostać.
- Nigdzie nie idziesz. - Zacisnął szczękę.
Spojrzałam na niego z zaciśniętymi pięściami.
Patrzyłam mu hardo w oczy.
Brzydzilam się nimi.
- Jeżeli zaraz mnie stąd nie wypuścisz, zadzwonię na policję, że mnie tutaj przetrzymujesz! - Krzyknęłam, na co się zaśmiał.
Co za pierdolony dupek.
Wściekłość rosła we mnie z każdą sekundą, a kiedy znów do mnie podszedł, zdzieliłam go w twarz.
- Nigdy, ale to nigdy kurwa więcej się do mnie nie zbliżaj. - Powiedziałam przez łzy, a wielka gula, która rosła w moim gardle powodowała, że miałam ochotę zwymiotować.
- Cam. - Pisnął Evan, chowając się za moimi nogami.
- Spokojnie kochanie, nie bój się. - Ukucnęłam przy nim. - Van, wyprowadzisz stąd Evana do samochodu? - Skierowałam do niej, a ta się ocknęła.
- Tak. - Skinęła głową. - Chodź, skarbie. Nie denerwuj się, Camilla się tylko pokłóciła z Nathem, niczym się nie martw. - Szeptała mu, a kiedy przeszła obok szatyna, popatrzyła na niego z pogardą.
Podeszłam do walizek, biorąc dwie za uchwyty.
- Camillo, możesz mi powiedzieć o co ci chodzi? - Zapytał, trzymając się za czerwony policzek.
- O co mi chodzi? Ty tępy kretynie. - Zaśmiałam się przez łzy. - Po co to robiłeś, co?
- Ale co robiłem? - Spytał zirytowany.
- Okłamywałeś mnie! Od samego pierdolonego początku to robiłeś.
- Cam, to nie tak. - Pokręcił głową, robiąc parę kroków w tył.
- Nie pogrążaj się bardziej, Nathanielu. Nie istniejesz już dla mnie. - Ledwo, co te słowa przeszły mi przez gardło, ale wiedziałam, że to co zrobiłam było odpowiednie.
Ten człowiek musiał przestać dla mnie istnieć.
- Nie wypuszczę cię stąd. - Zastawił mi drzwi.
- Odsuń się. - Wywarczałam.
- Nie, Camillo. Nie pozwolę ci odejść. - Mówił.
- Stary odpuść, daj jej ochłonąć. - Wtrącił się Andrea, który przez ten cały czas nie powiedział ani jednego słowa.
- Nie. - Wciąż trzymał swojego, a mi coraz bardziej kręciło się w głowie.
Wiotkim ciałem oparłam się o ścianę biorąc głębokie wdechy.
- Cam? - Usłyszałam głos Nathaniela, który zaczął się do mnie zbliżać.
- Nie podchodź do mnie. - Wyciągnęłam dłoń, którą zaraz oparłam o kolano.
Przymknęłam oczy, próbując zapanować nad oddechem.
- Idź do salonu, Nath. - Rozkazał mu Andrea.
- Nie ma opcji, nie puszczę jej.
- Wypierdalaj do tego salonu! - Krzyknął na niego, co podziałało.
Już po chwili zostałam sama z jasnowlosym.
- Usiądź. - Wziął mnie za ramiona, pomagając mi się przedostać na taboret. - Poczekaj tu chwilę, przyniosę ci wody. - Powiedział.
Parę sekund później wrócił z szklanką, którą mi podał.
Wzięłam kilka łyków i oddałam mu ją.
- No już, spokojnie. - Powiedział. - Lepiej się już czujesz? - Zapytał.
- Strasznie boli mnie brzuch. - Powiedziałam.
- To od stresu, musisz się uspokoić.
- Chce już stąd iść. - Wydukałam.
- Najpierw ochłoń. Chyba nie chcesz, aby Evan zobaczył cię w takim stanie. - Powiedział, na co skinęłam głową.
***
Na waszą prośbę wstawiam kolejny, ostatni rozdział na dziś❤️
Miłego czytania!
CZYTASZ
When the night comes
RomanceCamilla Brown i Nathaniel De Luca to dwa różne światy. Jedno spotkanie i całe życie szatynki zostało wywrócone do góry nogami. Wysoki brunet, który od razu zauroczył się w brunetce nie mógł przestać o niej myśleć. Wtedy jeszcze nie wiedział przez ja...