Rozdział 54

1K 38 9
                                    


Camilla pov:

Wzięłam kilka głębszych wdechów i na drżących nogach, podniosłam się z chodnika.

Jedynie czego chciałam, to przytulić się do  Evanka.

***

Po około dwóch godzinach wróciłam do domu brązowowłosego.

Czułam jak stres, coraz bardziej we mnie narasta.

Drżącymi dłońmi, Szarpnęłam za klamkę.

W pomieszczeniu panowała cisza.

Kiedy weszłam od razu napotkałam się na wzrok mojego blondyna, który do mnie podbiegł.

Niemal od razu wzięłam go w ramiona, kucając razem z nim.

Niekontrolowany szloch wydostał się z mojego gardła.

Nie mogłam przestać płakać.

- Cam? Co się stało? Gdzie byłaś? - Zaczął zadawać pytania, a ja odgarnęłam mu włosy z czoła.

- Idź się pakować. - Uśmiechnęłam się delikatnie w jego stronę.

- Co? - Zapytał zdziwiony. - Dlaczego mam się pakować? Trzeba zadzwonić po Nathaniela, szuka cię od paru godzin.

- Nie dzwońcie do niego. - Poprosiłam Vanessę, która weszła w tym momencie do pomieszczenia z Andreą u boku.

- Cam! Boże, tak bardzo się martwiłam. - Powiedziała, wtulając się we mnie. - Co się stało? - Zapytała, na co pokręciłam głową.

- Muszę stąd jak najszybciej wyjść, proszę pomóżcie mi. - Spojrzałam błagalnie na blondyna.

- Chodź. - Jasnowłosa wzięła mnie za rękę. - Pomogę ci się spakować.

***

Po kilkunastu minutach, stałam z walizkami w ręce.

Bardzo możliwe, że czegoś zapomniałam, lecz na ten moment mnie to nie interesowało.

Chciałam jak najszybciej stąd wyjść.

- Cam, muszę powiadomić Nathaniela, że wróciłaś. On się naprawdę o ciebie martwi. - Powiedział Andrea.

- Proszę cię, nie rób tego. - Błagałam. - Ja nie mogę do niego wrócić. Muszę stąd jak najszybciej uciec.

- A nie lepiej z nim porozmawiać? - Spytał.

- Nie. - Pokręciłam głową. - Nie będę z nim rozmawiać. - Zaprzeczyłam. - Van, odwieziesz mnie? - Zapytałam.

- Jasne. - Powiedziała, przyjmując ode mnie jedną z walizek.

- Evan! Chodź już. - Krzyknęłam, a chłopczyk pojawił się obok mnie.

- Nie chce stąd iść. - Powiedział smutno.

- Chodźmy. - Powiedziałam, kierując się w stronę drzwi, które nagle ktoś otworzył.

Cofnęłam się o kilka kroków w tył, skanując spojrzeniem bruneta, który z ulgą mi się przyglądał.

- Boże, Cam. Jak dobrze, że nic ci nie jest. Gdzie ty do cholery byłaś? Wiesz jak się o ciebie martwiliśmy? Szukałem cię. - Zaczął na starcie, zbliżając się do mnie.

- Nie podchodź, do mnie. - Wysyczałam, patrząc na niego z obrzydzeniem.

- Co?

Wzięłam Evana za rękę i próbowałam z nim wyjść, lecz ciało mężczyzny mi to uniemożliwiało.

- Przepuść mnie. - Powiedziałam.

- Po co ci walizki? - Zmarszczył brwi, patrząc to na mnie, to na parę, znajdującą się za nami. - Dlaczego płaczesz?

- Odejdź do kurwy! - Wrzasnęłam, próbując się przedostać.

- Nigdzie nie idziesz. - Zacisnął szczękę.

Spojrzałam na niego z zaciśniętymi pięściami.

Patrzyłam mu hardo w oczy.

Brzydzilam się nimi.

- Jeżeli zaraz mnie stąd nie wypuścisz, zadzwonię na policję, że mnie tutaj przetrzymujesz! - Krzyknęłam, na co się zaśmiał.

Co za pierdolony dupek.

Wściekłość rosła we mnie z każdą sekundą, a kiedy znów do mnie podszedł, zdzieliłam go w twarz.

- Nigdy, ale to nigdy kurwa więcej się do mnie nie zbliżaj. - Powiedziałam przez łzy, a wielka gula, która rosła w moim gardle powodowała, że miałam ochotę zwymiotować.

- Cam. - Pisnął Evan, chowając się za moimi nogami.

- Spokojnie kochanie, nie bój się. - Ukucnęłam przy nim. - Van, wyprowadzisz stąd Evana do samochodu? - Skierowałam do niej, a ta się ocknęła.

- Tak. - Skinęła głową. - Chodź, skarbie. Nie denerwuj się, Camilla się tylko pokłóciła z Nathem, niczym się nie martw. - Szeptała mu, a kiedy przeszła obok szatyna, popatrzyła na niego z pogardą.

Podeszłam do walizek, biorąc dwie za uchwyty.

- Camillo, możesz mi powiedzieć o co ci chodzi? - Zapytał, trzymając się za czerwony policzek.

- O co mi chodzi? Ty tępy kretynie. - Zaśmiałam się przez łzy. - Po co to robiłeś, co?

- Ale co robiłem? - Spytał zirytowany.

- Okłamywałeś mnie! Od samego pierdolonego początku to robiłeś.

- Cam, to nie tak. - Pokręcił głową, robiąc parę kroków w tył.

- Nie pogrążaj się bardziej, Nathanielu. Nie istniejesz już dla mnie. - Ledwo, co te słowa przeszły mi przez gardło, ale wiedziałam, że to co zrobiłam było odpowiednie.

Ten człowiek musiał przestać dla mnie istnieć.

- Nie wypuszczę cię stąd. - Zastawił mi drzwi.

- Odsuń się. - Wywarczałam.

- Nie, Camillo. Nie pozwolę ci odejść. - Mówił.

- Stary odpuść, daj jej ochłonąć. - Wtrącił się Andrea, który przez ten cały czas nie powiedział ani jednego słowa.

- Nie. - Wciąż trzymał swojego, a mi coraz bardziej kręciło się w głowie.

Wiotkim ciałem oparłam się o ścianę biorąc głębokie wdechy.

- Cam? - Usłyszałam głos Nathaniela, który zaczął się do mnie zbliżać.

- Nie podchodź do mnie. - Wyciągnęłam dłoń, którą zaraz oparłam o kolano.

Przymknęłam oczy, próbując zapanować nad oddechem.

- Idź do salonu, Nath. - Rozkazał mu Andrea.

- Nie ma opcji, nie puszczę jej.

- Wypierdalaj do tego salonu! - Krzyknął na niego, co podziałało.

Już po chwili zostałam sama z jasnowlosym.

- Usiądź. - Wziął mnie za ramiona, pomagając mi się przedostać na taboret. - Poczekaj tu chwilę, przyniosę ci wody. - Powiedział.

Parę sekund później wrócił z szklanką, którą mi podał.

Wzięłam kilka łyków i oddałam mu ją.

- No już, spokojnie. - Powiedział. - Lepiej się już czujesz? - Zapytał.

- Strasznie boli mnie brzuch. - Powiedziałam.

- To od stresu, musisz się uspokoić.

- Chce już stąd iść. - Wydukałam.

- Najpierw ochłoń. Chyba nie chcesz, aby Evan zobaczył cię w takim stanie. - Powiedział, na co skinęłam głową.

***

Na waszą prośbę wstawiam kolejny, ostatni rozdział na dziś❤️

Miłego czytania!

When the night comesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz