- Nathaniel, nie. Ona jest za droga. - Kłóciłam z nim.- Podoba ci się? - Zapytał, na co skinęłam głową. - Więc ją weźmiemy. - Odparł.
- Nie, nie zgadzam się. - Odpowiedziałam, patrząc na cenę sukienki.
Ona kosztowała tyle samo co połowa mojej wypłaty!
- Camila. - Powiedział, patrząc na lustro przed nami. - Ściągaj ją i idziemy do kasy. - Odparł, zostawiając mnie samą, na co westchnęłam, patrząc jeszcze raz w moje odbicie lustrzane.
Miałam na sobie, piękną, satynową sukienkę w kolorze butelkowej zieleni z rozcięciem na plecach, które było lekko związane paseczkami, tego samego koloru co sukienka.
Sięgała ona do podłogi, a cienka satyna idealnie opinała się na moim ciele.
Dekolt był nie duży, lecz widoczny.
Moim zdaniem był wsam raz.
Uśmiechnęłam się do siebie i przebrałam się w ciuchy, w których tu przyjechałam.
Ostrożnie zawiesiłam suknie na wieszak, odsłaniając futrynę od przymierzalni.
- Już się przebrałaś? - Zapytał mnie, na co skinęłam głową.
Chłopak przejął ode mnie sukienkę i podszedł do kasy.
- Świetny wybór. - Powiedziała młoda, atrakcyjna blondynka, uśmiechając się ciepło w naszą stronę.
- Ja tylko doradzałem. - Zaśmiał się. - Ta o to pani wybierała. Ma świetny gust. - Pochwalił mnie, na co się zarumieniłam.
Chłopak zapłacił za sukienkę i wyszliśmy z sklepu, uprzednio żegnając się z sympatyczną dziewczyną.
- Wiesz, że naprawdę nie musia...
- Przestań. - Przerwał mi. - Nie widzę w tym problemu. Sukienka jest śliczna, pasuje ci, a co najważniejsze czujesz się w niej komfortowo i ci się podoba. - Odparł, otwierając mi drzwi od samochodu, na co mu cicho podziękowałam.
- Oddam ci pieniądze za nią. - Powiedziałam, czując się bardzo głupio.
Nie chciałam go naciągać na pieniądze. I tak wystarczająco już dla mnie zrobił.
- Potraktuj to jako prezent ode mnie. - Uśmiechnął się.
- Dziękuję, Nathaniel. - Odwzajemniłam uśmiech.
Droga minęła w ciszy.
Chłopak jechał, patrząc uważnie przed siebie, a ja totalnie pochłonięta przez myśl, zerkałam co jakiś czas na jego skupiony wyraz twarzy.
****
Dziś był dzień balu.
Ubrana już w suknię, kręciłam swoje gęste, brąz włosy.
Postanowiłam zostawić je rozpuszone i bardziej nie kombinować, przechodząc tym razem do makijażu.
Nałożyłam pod oczy i na jakieś drobne niedoskonałości korektor, który wklepałam gąbeczką.
Następnie rozłożyłam bronzer, rozblędowując go na kościach policzkowych, robiąc to samo z różem.
Nałożyłam beżowy cień na powiekę, wraz z jasno brązowym i wytuszowałam swoje gęste, dość długie rzęsy.
Wyczesałam brwi na żel i przypudrowałam twarz, dodając również rozświetlacz na kości policzkowe, nos i w kącikach oczu.
Na samym końcu wyrysowałam usta konturówką, przejeżdżając po nich także bezbarwnym błyszczykiem.
Spsikałam się moimi perfumami i gotowa do wyjścia udałam się na parter, gdzie czekał szatyn.
Był ubrany w czarną koszlę, na której kilka guzików od góry było odpietych, czarną marynarkę i tego samego koloru spodnie.
Wszystko wyglądało jakby było szyte na jego wymiar.
Włosy miał w nieładzie, co tylko dodawało mu uroku.
Na jego lewej dłoni widniał złoty zegarek, który na pewno do tanich nie należal.
- Wyglądasz, wow... - Powiedział z szeroko otwartymi ustami, na co parsknęłam śmiechem.
- Dziękuję, ty też niczego sobie. - Uśmiechnęłam się.
- Ta suknia była strzałem w dziesiątkę.
I miał rację, ta sukienka była śliczna.
Ba! Prześliczna.
- Chodźmy już, bo nie zdążymy. - Odparłam zarzucając na siebie płaszcz.
****
Spotkanie przebiegało bardzo w przyjaznej atmosferze.
Wszyscy ci ludzie byli naprawdę bardzo uprzejmi.
Chwilę zostałam sama, kiedy Nathaniel poszedł wpłacić pieniądze na cel charytatywny, lecz nie na długo.
Obok mnie stanął mężczyzna.
I to nie byle jaki.
Moje serce znacznie zaczęło bić szybciej, a ja przez moment zapomniałam jak się oddycha.
- Witam, Camillo. - Uśmiechnął się szyderczo. - Jak się masz?
CZYTASZ
When the night comes
RomansaCamilla Brown i Nathaniel De Luca to dwa różne światy. Jedno spotkanie i całe życie szatynki zostało wywrócone do góry nogami. Wysoki brunet, który od razu zauroczył się w brunetce nie mógł przestać o niej myśleć. Wtedy jeszcze nie wiedział przez ja...