Rozdział 15

1.5K 46 14
                                    


- Nathaniel, nie. Ona jest za droga. - Kłóciłam z nim.

- Podoba ci się? - Zapytał, na co skinęłam głową. - Więc ją weźmiemy. - Odparł.

- Nie, nie zgadzam się. - Odpowiedziałam, patrząc na cenę sukienki.

Ona kosztowała tyle samo co połowa mojej wypłaty!

- Camila. - Powiedział, patrząc na lustro przed nami. - Ściągaj ją i idziemy do kasy. - Odparł, zostawiając mnie samą, na co westchnęłam, patrząc jeszcze raz w moje odbicie lustrzane.

Miałam na sobie, piękną, satynową sukienkę w kolorze butelkowej zieleni z rozcięciem na plecach, które było lekko związane paseczkami, tego samego koloru co sukienka.

Sięgała ona do podłogi, a cienka satyna idealnie opinała się na moim ciele.

Dekolt był nie duży, lecz widoczny.

Moim zdaniem był wsam raz.

Uśmiechnęłam się do siebie i przebrałam się w ciuchy, w których tu przyjechałam.

Ostrożnie zawiesiłam suknie na wieszak, odsłaniając futrynę od przymierzalni.

- Już się przebrałaś? - Zapytał mnie, na co skinęłam głową.

Chłopak przejął ode mnie sukienkę i podszedł do kasy.

- Świetny wybór. - Powiedziała młoda, atrakcyjna blondynka, uśmiechając się ciepło w naszą stronę.

- Ja tylko doradzałem. - Zaśmiał się. - Ta o to pani wybierała. Ma świetny gust. - Pochwalił mnie, na co się zarumieniłam.

Chłopak zapłacił za sukienkę i wyszliśmy z sklepu, uprzednio żegnając się z sympatyczną dziewczyną.

- Wiesz, że naprawdę nie musia...

- Przestań. - Przerwał mi. - Nie widzę w tym problemu. Sukienka jest śliczna, pasuje ci, a co najważniejsze czujesz się w niej komfortowo i ci się podoba. - Odparł, otwierając mi drzwi od samochodu, na co mu cicho podziękowałam.

- Oddam ci pieniądze za nią. - Powiedziałam, czując się bardzo głupio.

Nie chciałam go naciągać na pieniądze. I tak wystarczająco już dla mnie zrobił.

- Potraktuj to jako prezent ode mnie. - Uśmiechnął się.

- Dziękuję, Nathaniel. - Odwzajemniłam uśmiech.

Droga minęła w ciszy.

Chłopak jechał, patrząc uważnie przed siebie, a ja totalnie pochłonięta przez myśl, zerkałam co jakiś czas na jego skupiony wyraz twarzy.

****

Dziś był dzień balu.

Ubrana już w suknię, kręciłam swoje gęste, brąz włosy.

Postanowiłam zostawić je rozpuszone i bardziej nie kombinować, przechodząc tym razem do makijażu.

Nałożyłam pod oczy i na jakieś drobne niedoskonałości korektor, który wklepałam gąbeczką.

Następnie rozłożyłam bronzer, rozblędowując go na kościach policzkowych, robiąc to samo z różem.

Nałożyłam beżowy cień na powiekę, wraz z jasno brązowym i wytuszowałam swoje gęste, dość długie rzęsy.

Wyczesałam brwi na żel i przypudrowałam twarz, dodając również rozświetlacz na kości policzkowe, nos i w kącikach oczu.

Na samym końcu wyrysowałam usta konturówką, przejeżdżając po nich także bezbarwnym błyszczykiem.

Spsikałam się moimi perfumami i gotowa do wyjścia udałam się na parter, gdzie czekał szatyn.

Był ubrany w czarną koszlę, na której kilka guzików od góry było odpietych, czarną marynarkę i tego samego koloru spodnie.

Wszystko wyglądało jakby było szyte na jego wymiar.

Włosy miał w nieładzie, co tylko dodawało mu uroku.

Na jego lewej dłoni widniał złoty zegarek, który na pewno do tanich nie należal.

- Wyglądasz, wow... - Powiedział z szeroko otwartymi ustami, na co parsknęłam śmiechem.

- Dziękuję, ty też niczego sobie. - Uśmiechnęłam się.

- Ta suknia była strzałem w dziesiątkę.

I miał rację, ta sukienka była śliczna.

Ba! Prześliczna.

- Chodźmy już, bo nie zdążymy. - Odparłam zarzucając na siebie płaszcz.

****

Spotkanie przebiegało bardzo w przyjaznej atmosferze.

Wszyscy ci ludzie byli naprawdę bardzo uprzejmi.

Chwilę zostałam sama, kiedy Nathaniel poszedł wpłacić pieniądze na cel charytatywny, lecz nie na długo.

Obok mnie stanął mężczyzna.

I to nie byle jaki.

Moje serce znacznie zaczęło bić szybciej, a ja przez moment zapomniałam jak się oddycha.

- Witam, Camillo. - Uśmiechnął się szyderczo. - Jak się masz?

When the night comesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz