Rozdział 59

1.2K 39 6
                                    

Minęło trzy miesiące, dziś miałam poznać płeć dziecka.

Pomimo tego, że nie chciałam aby jechał ze mną Nathaniel, zgodziłam się na to.

Wiem, że było to dla niego ważne tak jak i dla mnie.

Między nami wyglądało to różnie.

Częściej to ja rozpoczynałam niepotrzebne kłótnie przez hormony, a Nathaniel po prostu odpuszczał, aby mnie nie denerwować, no cóż...

- No idę, idę. - Jęknęłam do telefonu.

- Czekam na ciebie już od piętnastu minut, zaraz się spóźnimy. - Pośpieszał mnie.

- Nie kazałam ci ze mną jechać, sam nalegałeś. - Przypomniałam mu, rozłączając się.

No sory, ale jestem w końcu kobietą.

Mężczyźni wezmą prysznic, przeczeszą włosy i są gotowi, muszą nas zrozumieć, choć wątpię, że kiedykolwiek to nastąpi.

Zeszłam na dół i weszłam do samochodu.

- Gotowa? - Zapytał, na co skinęłam głową.

***

- Wiedziałam! - Pisnęłam. - Czułam to. - Powiedziałam, kładąc dłoń na brzuchu.

- Myślałaś już nad imieniem? - Spytał, otwierając przede mną drzwi.

- Livia. - Powiedziałam dumnie. - Od zawsze chciałam nazwać tak swoją córkę.

- Pięknie. - Pocałował moje czoło. - Co powiesz na obiad? - Zapytał.

- Masz szczęście, że jestem głodna. - Zaśmiałam się.

***

Po zjedzonym posiłku wróciłam do siebie.

Nathaniel chciał wejść do środka, lecz powiedziałam mu, że źle się czuje i chciałabym odpocząć.

Czułam jak znowu go pragne, a na to pozwolić sobie nie mogłam.

Popełnił błąd, za który musi ponieść jakieś konsekwencje.

Widzę jak mu zależy, a to dla niego najlepsza nauczka.

***

Obudziłam się z mdłościami.

Co chwilę chciało mi się wymiotować i było mi niedobrze.

Zdecydowanie nie przechodziłam ciąży zbyt dobrze i jestem pewna, że na drugie dziecko się nie zdecyduje.

A przynajmniej nie przez najbliższy czas.

- Cześć perełko. - Usłyszałam dobrze znany mi głos, kiedy odebrałam telefon.

- Hej. - Odparłam, optulając się szczelnie kocem.

- Wszystko w porządku? - Zapytał zmartwiony.

- Mhm. - Mruknęłam, opierając głowę o poduszkę.

- Słyszę, że coś jest nie tak.

- Źle się czuje. - Powiedziałam. - Ciągle jest mi niedobrze, mam dość tego uczucia Nath. Boje się, że nie dam rady.

- No co ty gadasz, jesteś silna. - Odparł. - Za chwilę będę, daj mi chwilę. - Powiedział, rozłączając się, a ja westchnęłam.

Chwilę później usłyszałam dzwonek do drzwi.

Krzyknęłam, że jest otwarte i powróciłam do oglądania telewizji.

- Lepiej? - Spytał, przykrywając mnie szczelniej.

- Jak na razie tak.

- Przywiozłem ci kolejną porcję owoców. - Zaśmiał się. - Czytałem na internecie co robić na mdłości w ciąży, ponoć warto jest jeść owoce, które zawierają dużo wody, a więc kupiłem ci trzy arbuzy, wiem, że je lubisz. - Posłał mi uśmiech.

- Nie musiałeś.

- Ale chciałem. - Powiedział, obdarowując pocałunkiem moje czoło. - To mój obowiązek, Camillo. Jestem za ciebie odpowiedzialny perełko. - Wyszeptał.

- Nath! - Krzyknął blondyn.

- Cześć młody. - Zaśmiał się czochrając mu włosy.

- Musicie zawsze je roztrzepywać?- Warknął, a ja parsknęłam śmiechem.

***

Nathaniel zrobił mi sałatkę owocową i lekkostrawne danie, które swoją drogą było obłędnie.

- Może zostaniesz dzisiaj na noc? - Zapytałam nieśmiało, na co się uśmiechnął. - Nie idioto, nie to, że chce. Po prostu jest burza, a nie chciałabym abyś wychodził w taką pogodę na dwór. - Wytłumaczyłam, wywracając oczami.

- Martwisz się o mnie. - Posłał mi nonszalancki uśmiech, przyciągając mnie do siebie.

Jego dłoń spoczywała na moim biodrze, a te czarne jak noc tęczówki, wypalały we mnie dziury.

- Wcale nie. - Prychnęłam. - Nie dopowiadaj sobie.

- Oboje wiemy, że się o mnie martwisz. - Wychrypiał mi do ucha, na co przeszły mnie ciarki po całym ciele.

- Debil.

- Ale jaki uroczy debil. - Powiedział dumnie, na co wystrzeliłam brwi w górę.

- Chciałbyś. - Zaśmiałam się. - Najpierw trzeba mieć to coś w sobie. - Zlustrowałam go wzrokiem.

- A nie mam?

- Nie? - Odparłam ironicznie. - Jedynie co ci wychodzi, to ego, które pragniesz wszystkim wokół pokazać.

- To źle? - Znowu zapytał. - Znam swoją wartość.

- Nie mówię, że źle. Po prostu czasami to wkurwia. - Wzruszyłam ramionami. - A jeżeli chodzi o wartość siebie, to bardzo dobrze, że siebie cenisz. Jednakże zabierz te łapska z moich bioder i odsuń się na bezpieczną odległość, zanim zostaniesz bezpłodny. - Mruknęłampoważnie, a ten skwitował to głośnym śmiechem. - Mowę poważnie. - Skrzyżowałam dłonie pod piersiami.

- Wierzę. - Uniósł dwie dłonie w górę. - Napijesz się czegoś? - Zaproponował.

- To raczej ja powinnam cię o to spytać, nie ty mnie.

- Ty siadasz teraz na tym swoim jędrnym tyłku na sofie i czekaż, aż przyjdę. - Powiedział, a ja popatrzyłam na niego wymownie.

- Jeszcze raz tak do mnie powiesz, a przysięgam, że poćwiartkuję cię na małe kawałeczki i dam na pożarcie świniom. - Fuknęłam, przykrywając się beżowym kocem.

- Dobrze, dobrze. Przepraszam, że uraziłem królewnę. - Tym razem to on wywrócil oczami, a parę minut później położył na stoliku kawowym dwa kubki parującej czekolady.

Posłałam mu wdzięczny uśmiech i upiłam łyk gorącej cieczy.

- Coś czuję, że jak na razie będziemy musieli się powstrzymać nad planowaniem drugiego dziecka, jesteś nieznośna, a na dodatek w twojej głowie tworzą się dosyć krwawe scenariusze. - Wykrzywił twarz w grymas.

- Co? - Zaśmiałam się z jego głupoty. - Jakie drugie dziecko? Nie zamierzam mieć drugiego dziecka, nie z tobą. - Prychnęłam, a ten nade mną zawisł.

- Na pewno z nikim innym nie będziesz ich miała. - Mruknął, zawieszając wzrok na moich wiśniowych wargach.

- A może będę. - Odparłam złośliwie.

- Nie pozwolę na to, perełko. Jesteś moja i tylko moja. - Szepnął, wpijając się w moje usta.

*****

Miłego wieczoru, skarby!

Wasza autorka:
KwiatLata 💕

When the night comesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz