rozdział 43

1.1K 46 8
                                    

Nathaniel pov:

Przetarłem swoją zmęczona twarz i poszedłem do kuchni.

Przy kuchence stała Camilla, która coś pichciła.

- Pomóc ci w czymś? — Zapytałem.

- Nie trzeba, dziękuję. — Uśmiechnęła się delikatnie, na co mimowolnie i moje końciki ust drgnęły w górę.

Co ty ze mną robisz perełko...

Z zimnego chuja obudziła we mnie nie znane mi dotąd emocje.

Nie wiedziałem dlaczego tak się dzieje, ale odkąd jak się pojawiła nie potrafiłem być oschłym dupkiem mimo tego, że nie raz próbowałem nim być.

- Zawołam Evana. — Oznajmiłem, na co dziewczyna skinęła głową.

***

Siedzieliśmy przy stole, słuchając opowieści Evana.

Ten mały był naprawdę mądrym dzieckiem.

Wyrósł na dobrego chłopaka.

I to dzięki Camilli.

- Dlaczego nie ubrałaś sobie dania? — Zapytałem, odrywając wzrok od jasnowłosego.

- Nie jestem głodna, jadłam przed chwilą. — Zapewniła, na co zmarszczyłem brwi.

- Co jadłaś? — Zapytałem, na co ta otworzyła usta, lecz równie szybko je zamknęła.

- Zrobiłam sobie kanapki. — Wzruszyła ramionami, na co uniosłem brew.

- Dlaczego kłamiesz? — Spytałem, wciąż jej się przyglądając.

- Nie kłamię. — Odpadła, na co zacisnąłem dłonie.

Spokojnie, Nathaniel.

Bierz głębokie oddechy. — Tłumaczyłem sobie w myślach.

Bardzo nie lubiłem, gdy ktoś przy mnie kłamał.

Zdążyłem na tyle poznać szatynkę i wiem kiedy mówi prawdę, a kiedy kłamie.

Nie chciałem zareagować na to zbyt porywczo, bo taki właśnie byłem.

Czasami nie potrafiłem zahamować nad emocjami i wpadałem w furię.

- Nałóż sobie jedzenie. — Nakazałem.

- Nathaniel. Mówię, że nie jestem głodna. — Powiedziała, również nerwowo.

- A ja mówię, że masz coś zjeść. — Uparłem się.

- Kłócicie się jak dzieci. — Jęknął Evan, wywracając oczami. — Dziękuję za kolację, była pyszna. — Podszedł do jasnookiej i dał jej buziaka w policzek, następnie wychodząc z pomieszczenia.

Dziewczyna wstała i posprzątała.

Ja natomiast stanąłem za jej plecami, przez co się zatrzymała.

Była odwrócona do mnie tyłem, lecz wiedziałem, że czuje moją obecność za swoją osobą.

- O co ci tak właściwie chodzi, co? — Fuknęła.

- O to, że mnie okłamujesz. — Powiedziałem, pewny swojego.

- Co ty sobie uroiłeś. — Odwróciła się przodem do mnie, kładąc dłonie po obu stronach bioder.

Tak się bawić nie będziemy, perełko.

- Jeżeli nie zjesz sama, pokarmie cię. — Ostrzegałem, na co ta się zaśmiała. — Ja nie żartuje. — Odparłem z powagą, lecz ta nie panowała nad swoim śmiechem.

Wywróciłem oczami i przerzuciłem ją na swoje ramię, wchodząc do jadalni.

- Nathaniel, puść mnie! — Krzyknęła, wierzgając nogami.

Usadziłem ją na swoich kolanach i sięgnąłem po widelec, nabijając na niego ziemniaka.

- Otwórz buzię. — Nakazałem, na co ta spojrzała na mnie jak na debila. — Cam, ja nie będę powtarzał dwa razy. — Wysyczałem, a ta spoważniała.

- Puść mnie. — Powiedziała próbując wyrwać się z moich obięć.

Zacisnąłem zęby, kiedy poruszała się wciąż na moich kolanach.

Pogorszyła sytuację.

Przytrzymałem jej biodra w bezruchu i czekałem aż się uspokoi.

- Otwórz buzię, Camillo. — Powiedziałem.

Tym razem mnie posłuchała i otworzyła swoje pełne usta, gdzie zaraz wylądował widelec.

Nabrałem kolejnej porcji na metalowy przedmiot i usadziłem ją przodem do mnie, tak aby było mi wygodniej.

Nasze twarze były bardzo blisko siebie, przez co mogłem również usłyszeć jej płytki oddech.

- Nie chce już. — Pokręciła głową, kiedy poraz kolejny chciałem ją pokarmić.

- Zjedz jeszcze trochę. — Powiedziałem.

- Nie dam rady. — Powiedziała ze łzami w oczach. — Nie chce. Dlaczego mnie do tego zmuszasz?

- Ponieważ nic od pierdolonego rana nie jadłaś. — Warknąłem.

Nie mogłem pozwolić, aby popadła jeszcze w jakieś zaburzenia odżywiania i inne gówna.

Tu w końcu chodzi o jej zdrowie.

Nie chciałem dla niej źle, choć wiem, że nie do końca było w porządku to co robię.

Ale liczyła się ona.

Ona, Evan i ich zdrowie.

- Przecież mówiłam ci, że jadłam.

- Wciąż kłamiesz.

- Nieprawda. — Zaprzeczyła, na co wziąłem kolejny oddech.

– Camilla, proszę cię. Wiem kiedy kłamiesz. Marszczysz wtedy brwi i nos.

***

Camilla pov:

Ja naprawdę tak robię?

- Przestań. — Odparłam, próbując kolejny raz uciec z jego obięć.

- Cam. — Usłyszałam jego cichy jęk obok mojego ucha, przez co na niego spojrzałam. — Możesz się tak nie wiercić? — Poprosił, a ja zrozumiałam o co mu chodzi.

Spojrzałam przelotnie w dół, a moje poliki pokrył soczysty rumieniec.

- To mnie puść. — Powiedziałam.

- Nie jest ci wygodnie? — Uniósł brwi w górę.

Jest cholernie wygodnie, ale nie chce jeść.

- Nie, nie jest. — Wywróciłam oczami, na co ten sie zaśmiał.

- Tym razem ci odpuszczę lecz następnym razem naprawdę nakarmię cię siłą, jeżeli nie będziesz chciała. — Odparł, a ja jak najszybciej wstałam i poszłam do siebie.

Co za kretyn.

When the night comesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz