rozdział 4

2.3K 67 10
                                    

-Na co masz dziś ochotę?- Zapytałam gładząc jego blond, gęste włosy.

-Eee, naleśniki!- Powiedział podekscytowany.

-W porządku, zrobię ci naleśniki.- Zaśmiałam się.

-Camilla?- Zapytał machając nóżkami na krześle.

-Hmm.

-Kocham cię wies?- Powiedział a moje oczy się zaszkliły.

-Ja ciebie też kocham, rybko.- Odpowiedziałam całując go w czułko, na co zachichotał.

-O Boże, bo się zrzygam.- Powiedział ojciec wchodząc do kuchni, na co przęknęłam ślinę.

Podszedł do blatu i rozglądał sie, następnie uderzając pięściami w niego.

-Do kurwy nędzy! Gdzie jest kurwa obiad.- Przeklną.

-Evan idź do mojego pokoju, dobrze? Zaraz przyjdę.

Nie chciałam aby oglądał ojca kiedy mnie bije.

Bo jestem pewna, że właśnie to jako pierwsze zrobi.

-Co? Dlaczego ma iść niech patrzy jak powinno obchodzić się z takimi zjebami i nieudacznikami jak ty.- Warknął.

Evan popatrzył na mnie przestraszony i zeskoczył z krzesła podbiegając do mnie.

Schował się za moimi nogami i wtulił się w nie.

-Evan proszę, zaraz przyjdę.

Chłopczyk popatrzył na mnie ostatni raz i po chwili zniknął za ścianą.

-Proszę nie zachowuj się tak przy nim.- Poprosiłam.

-Ty mi nie będziesz mówiła gówniaro co ja mam robić!- Wycedził podchodząc do mnie.

Zacisnęłam oczy i czekałam na cios, który zaraz nastąpił.

Uderzył mnie najpierw w policzek, a później w żebra.

Złapałam łapczywie oddech i skuliłam się w kącie.

-Gdzie jest kurwa obiad!- Pociągnął mnie w górę za włosy i uderzył nogą w brzuch.

-Z-zaraz zrobię.

-Nie zaraz tylko teraz kurwo! Nic przez całe życie nie potrafisz zrobić.- Wycedził i mnie opuścił.- Jak wrócę, obiad ma być zrobiony.- Oznajmił i kopnął mnie na koniec w brzuch i odszedł.

Otarłam dłonią twarz, po której między czasie zaczęły spływać słone łzy.

-Cam?- Zapytał Evan podbiegając do mojego ciała.- Dlaczego płaczesz?

-Nie, nie płacze.- Powiedziałam kręcąc głową i pociągając nosem.

-Dlaczego masz ała?

-Wywróciłam się, nic mi nie jest.- Wymusiłam uśmiech.

Blondyn popatrzył na mnie ze łzami w oczach, a mi małe igiełki wbijały się w serce.

Nie mogłam patrzeć na niego jak płacze...

-Daj pomogę ci.- Powiedział gdy zobaczył jak nieustannie chciałam wstać.

-Skarbie, poradzę sobie. Proszę idź jeszcze na chwilkę zaraz do ciebie przyjdę.

Nie chciałam żeby widział mnie w tym stanie.

Musiałam się ogarnąć.

-Psestań mnie wyganiać.- Tupnął nóżką.

-Evan daj mi pięć minut.- Poprosiłam a chłopczyk spuścił głowę i odszedł.

Podparlam się dłońmi o podłogę i z całej siły próbowałam się podnieść lecz szybko się poddałam, gdy poczułam przyszywający ból w okolicach żeber.

Wzięłam parę głębokich wdechów i oparłam głowę o ścianę.

Musisz dać radę.  Wstań.  Poradzisz sobie. — Powtarzałam sobie.

Evan w tym momencie był najważniejszy.

Przęknęłam gulę, która urosła w moim gardle i wstrzymam oddech kiedy usłyszałam trzask drzwi.

Jak to możliwe?

Już wrócił?

Jeśli tak to już jestem martwa...

Zacisnęłam mocno zeby i przymknęłam powieki.

-Kochanie, co się dzieje?!- Krzyknęła sąsiadka, podbiegając do mnie.

-Oh, to nic takiego. Jestem taką sierotą.- Próbowałam brzmieć wiarygodnie.- Nie zauważyłam rozlanej wody na podłodze i się wywróciłam. Wzięła byś proszę na chwilkę małego do siebie? Zaraz bym po niego przyszła. Trochę się poturbowałam.- Zmyśliłam na szybko.

-No dobrze, ale na pewno nic poważnego się nie stało? Może wezwać pogotowie?- Zapytała zmartwiona.

-Wszystko jest w porządku. Trochę siniaków zostanę, ale jak to mówią do wesela się zagoi.- Próbowałam złagodzić atmosferę, żartując.

-No dobrze.- Powiedziała mało przekonana i wzięła chłopczyka za rączkę, który powstrzymywał się od wyłania łez.

Było mi tak cholernie głupio.

Czułam się bardzo źle z tym, że chłopczyk musiał to wszystko oglądać.

Zawsze z wszystkich sił starałam się, aby nie musiał tego widzieć.

Unikać takich spornych sytuacji, do których doprowadza ojciec podnosząc na mnie rękę lecz moją życiową dumą jest to, że mojemu braciszkowi nigdy nie spadł żaden włos z głowy przez ojca głupotę.

Nie wybaczyłabym sobie tego do śmierci.

Kiedy starsza kobieta opuściła mieszkanie wraz z Evanem, który szczerze mówiąc nie wiedział co się stało, podniosłam się resztkami sił z podłogi i opatrzylam sobie z grubsza rany.

Krew nie robiła już na mnie tak dużego wrażenia, czy paniki.

Przyzwyczaiłam się już do sinych, czy gorszych ran na swoim ciele.

Dla mnie to już była codzienność.

Nie było dnia przez trzy lata kiedy ojciec nie podniósł na mnie ręki.

Wczesniej to było tylko raz od jakiegoś czasu.

Teraz robi to regularnie.

Bez powodu, tylko tak po prostu.

Kiedy będzie miał taką zachciankę lub będzie zdenerwowany, po prostu wyładowuje swoją złość na mnie.

Mimo, że wygląda to cholernie ciężko to i tak uważam, że inni mają gorzej.

Mam dom nad głową, kochającą "babcie" bo uważam moją sąsiadkę, która mi cholernie pomaga jako babcie.

Kocham ją z całego serca.

A co najważniejsze mam swoją miłość.

Mianowicie brata.

Zależy mi na nim jak na nikim innym.

Jest moim małym promyczkiem, który daje mi nadzieję na dalsze jutro.

Jest jak mój tlen.

Nie wyobrażam sobie bez niego życia.

Nie wyobrażam sobie dnia bez niego.

Moje życie już w ogóle nie miałoby sensu.

Żyje i jestem tu tylko i wyłącznie dla niego.

__________________________________

Kolejny rozdział za nami!

Dajcie znać jak wam się podobał!

Do następnego skarby!

Wasza autorka:
KwiatLata ❤️

When the night comesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz