rozdział 21

1.3K 46 8
                                    


- Vanessa daj spokój, nie idę na tą imprezę. Wracam do domu, do Evana. - Powiedziałam zmęczona.

- Przestań. Musisz się rozerwać, chodzisz dziś przez cały dzień jakaś nieobecna, martwię się o ciebie Cam. Co się dzieje? - Powiedziała, kładąc dłoń na moim nagim ramieniu.

- Nic takiego. - Przygryzłam dolną wargę.

- Przecież widzę, że coś jest nie tak. - Powiedziała.

- Jest okej Van, po prostu jestem zmęczona. - Powiedziałam.

- Musisz się odstresować. Sama powiedziałaś, że Evan chciałby, abyś poszła i dobrze się bawiła. - pogłaskała mnie bo barku.

- No niby tak, ale ja nie jestem przekonana, czy to dobry pomysł, abym tam poszła. Tam będzie pewnie mnóstwo obcych mi facetów, a sama dobrze wiesz, że ja to niezbyt dobrze znoszę. - Powiedziałam, niemal szeptem.

- Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć? - Jej oczy się zaszkiły.

Kiedy jej powiedziałam przez co przeszłam, za każdym razem blondynka była tym wzruszona.

Lecz ja nie oczekiwałam i nie chciałam żalu, ani współczucia od nikogo.

Po prostu urodziłam się z takim życiem.

Musiałam iść dalej dla Evana.

Aby choc trochę pieniędzy zostało mu po mojej śmieci na dalsze życie i rozwój.

Byłam szczera ze sobą.

Ja tylko istniałam.

Ja nie żyłam.

Przestałam żyć wtedy, kiedy zgwałcił mnie kolega Richarda.

Odebrał mi wszystko.

Wolność, szacunek do siebie, zdrowie psychiczne i życie.

Zniszczył mnie, a ja żyłam tylko dla Evana.

- Przestań Vanessa, bo się rozkleje. - Powiedziałam kręcąc głową, chcąc pozbyć się niechcianych łez.

- Przepraszam, że wam przeszkadzam, ale musisz wracać na recepcję Vanesso. - Do pomieszczenia wszedł pan Andrea, skanując nasze twarze.

Najszybciej ja potrafiłam wstałam z podłogi wraz z jasnowłosą, próbując się opanować.

- Przepraszam, już wracam. - Powiedziała blondynka, zostawiając nas samych.

Zacisnęłam mocno oczy, przejeżdżając dłońmi po brunatnych włosach.

- Stało się coś? - Zapytał, na co pokręciłam stanowczo głową.

- Wszystko jest jak w najlepszym porządku. - Uśmiechnęłam się delikatnie, aby brzmieć wiarygodnie.

- Nie wyglądasz, jakby było. - Powiedział.

Przez te dwa dni zauważyłam, że chłopak był bardzo szczery.

- To moja sprawa. - Powiedziałam hardo, unosząc głowę.

- Skoro tak twierdzisz. - Wzruszył ramionami. - Impreza będzie o dziewiętnastej, wysłać po ciebie kogoś czy sama trafisz? - Zapytał mnie.

- Poradzę sobie.

- W porządku. - Odparł, zostawiając mnie samą.

Samą z natłokiem tych cholernych i nieprzyjemnych myśli.

***

Była prawie dziewiętnasta a ja wpatrywałam się w lustro.

Miałam na sobie długą, granatową, satynową sukienkę z rozcięciem na nodze.

Przylegała ona mi do ciała, podkreślając atuty i dodając nieco zadziorności.

- Boże laska, wyglądasz wspaniale!

- No nie wiem, nie za bardzo jest obcisła?

- No co ty, wyglądasz bosko. - Powiedziała, kończąc kręcić swoje długie, jasne włosy.

- Chodź, taksówka zaraz będzie. - Powiedziałam, chwytając za czarną kopertówkę.

***

Kiedy dojechałyśmy na miejsce, zobaczyliśmy duży budynek.

Był bardzo ładny.

Schodkami weszłyśmy na górę, aby dostać się do wejścia, przy którym stała dwójka ochroniarzy, którzy nas wpuścili.

Rozejrzałam się nieśmiało po pomieszczeniu, patrząc na dość sporo osób.

Impreza miała być również spotkaniem ze współpracującą z nami firmą.

- Dziewczyny, tu jesteście. - Usłyszałyśmy głos naszego byłego szefa.

- Pan Reuben. - Uśmiechnęłam się, ściskając jego dłoń.

- Cześć kochanie. Świetnie wyglądacie.

- Dziękujemy bardzo. - Odparła blondynka, również się z nim witając.

- Dołączmy do reszty. - Powiedział, przepuszczając nas przodem.

Wszyscy siedzieli przy dużym stole, a ja nie byłam w stanie unieść wzroku.

Znajdywały się tu tylko cztery kobiety, a wszyscy pozostali byli mężczyznami.

Wcale mnie to nie pocieszało.

Spokojnie Cam, są tu ochroniarze.

Kiedy przyszłyśmy zastała nas głucha cisza, przez co Uniosłam wzrok.

Widok, który zobaczyłam przed sobą spowodował, że niemal nie zachłysnęłam się powietrzem.

O kurwa.

Co jest grane.

When the night comesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz