Rozdział 56

1.1K 41 10
                                    


- Puszczaj mnie. — Wywarczałam, wyrywając się z jego uścisku.

- Musimy porozmawiać. — Powiedział, nieugięty.

- Nie mam zamiaru z tobą rozmawiać, Nathanielu. Nie po tym wszystkim.

- Przypominam ci, że należysz do mnie. Jesteś moja czy ci się to podoba, czy też nie. — Również warknął, skanując moją twarz.

Nigdy wcześniej dla mnie taki nie był, co również potęgowało mój strach.

- Nie jestem twoja. — Zaśmiałam się gorzko. — Nie jestem i nigdy twoja nie będę. To mój ojciec namieszał, więc niech on poniesie za to konsekwencje. Ja na nic się nie zgadzałam!

- Podpisał dokument. Mogę zrobić z tobą wszystko, co żywnie mi się podoba. — Odparł nie opuszczając ze mnie wzroku.

Nie poznawałam go.

- Jesteś śmieszny. — Pokręciłam głową z próbą odejścia.

- Powiedziałem, że porozmawiamy i tak będzie, Camillo. — Syknął, boląco łapiąc mnie za nadgarstek.

- Co, teraz bawisz się w damskiego boksera? — Zaśmiałam się, nie odrywając wzroku od jego czarnych tęczówek. — No dalej, uderz mnie. Zrób to. — Zachęcałam go, lecz ten ani drgnął. — Co, nagle nic już nie powiesz? No dalej, zrób to. Zrób to, co wszyscy robili ze mną do tej pory. W końcu jestem workiem treningowym.

- Nie mów tak. — Wysyczał przez zaciśnięte żeby. — Nigdy więcej tak na siebie nie mów, Camillo.

- A nie mówię prawdy? Patrz, co teraz robisz. — Uniosłam dłoń, na której zaciskały się jego palce.

Ten panicznie rozluźnił swój nacisk i spojrzał ponownie w moje oczy.

- Nie mam nic więcej do powiedzenia. — Powiedziałam, ale ten mnie do siebie pociągnął, zarzucając moje ciało na swój bark.

- Puszczaj mnie, psycholu! — Krzyczałam, wierzgając się. — Jeżeli w tym momencie nie postawisz mnie na ziemię, przysięgam, że gorzko tego pożałujesz. — Zacisnęłam dłonie w pięści, uderzając w jego plecy, ale ten niewzruszony szedł dalej. Przed siebie.

Kiedy poczułam jak jego dłoń, delikatnie uderzyła mój pośladek myślałam, że się zagotuje.

- Spierdalaj z tymi łapami zboczeńcu. Ratunku! — Krzyczałam.

- Krzycz sobie dowoli, Camillo, lecz radził bym, abyś oszczędzała głosu na później, przyda ci się. — Prychnął, a ja zaczęłam jeszcze bardziej się wyrywać.

Nie chciałam tego.

Bałam się, że coś mi zrobi.

Cholernie się tego bałam.

Moje ciało zaczęło drżeć, a łzy stanęły w moich oczach.

Kiedy doszliśmy do jego auta, zapiął mnie pasami i zamknął auto od środka.

Brałam głębokie wdechy, aby się uspokoić, a silny ból brzucha, który przyszył moje podbrzusze był niedopisania.

- Co się dzieje? — Zapytał, kiedy z moich oczu popłynęły łzy.

Złapałam się za brzuch, odchylając głowę do przodu.

- Spokojnie Camillo, przecież dobrze wiesz, że ze mną nic ci nie grozi. Nic ci nie zrobię. — Powiedział spokojnie, lecz mnie ani trochę to nie uspokoiło. — Bierz głębokie wdechy. — Poinstruował mnie, jakbym wcale tego nie robiła.

Przymknęłam powieki, biorąc trzy głębokie oddechy, lecz ból coraz bardziej nasilał się w moim brzuchu.

- Boli cię coś? — Zapytał, najprawdopodobniej domyślając się, że coś jest nie tak.

- Brzuch. — Wydukałam, pomiędzy oddechami.

Chłopak nic więcej nie powiedział, a przekręcił kluczyk w stacyjce i ruszył w nieznanym mi kierunku.

Po kilku minutach ujrzałam duży, biały budynek.

Mężczyzna wziął mnie na ręce w stylu panny młodej i wbiegł ze mną do szpitala.

***

Leżałam tępo patrząc się w sufit.

W badaniach wszystko wyszło w porządku.

Lekarze kazali ograniczyć mi stres do minimum.

Czekając aż skończy mi się kroplówka, poprosiłam aby pielęgniarka nie wpuszczała do środka Nathaniela, który przez ten cały czas siedział na korytarzu.

Zadzwoniłam po Vanessę aby po mnie przyjechała.

Nie chciałam z nim wracać, a wiedziałam, że nie będę na siłach przepychać się między ludźmi w metro, bądź autobusie.

***

Parę godzin później leżałam już u siebie.

Vanessa postanowiła zostać na noc, w razie potrzeby, gdyby coś się wydarzyło.

Mówiłam jej, aby się nie wygłupiała i wracała do siebie, lecz ta się uparła.

- Proszę, zrobiłam jedzenie. Musisz to zjeść, nie będzie podrażniło ci żołądka, jest to lekkostrawne. — Podała mi kaszkę.

- Nie chce. — Powiedziałam, czując jak wymioty podchodzą mi do gardła.

Jak najszybciej wstałam i zwymiotowałam całą zawartość żołądka.

- Cam, może ty jesteś w ciąży? — Zapytała, odgarniając moje włosy.

- Co ty, weź nawet tak nie żartuj. — Przepłukałam twarz wodą.

- Miałaś już okres? — Zapytała zmartwiona.

- Jeszcze nie. Wypada mi za dwa tygodnie. — Powiedziałam.

- A kiedy uprawiałaś seks z Nathanielem? — Spytała.

- Nie jestem w ciąży, Van. Byłam w szpitalu, robili mi badania.

- No może na USG ci nie wyszło, ale warto zrobić test ciążowy. Tak wcześnie nie widać dziecka.  — Mruknęła.

- Kochaliśmy się około tydzień temu.

- No, to idealnie. Skoczę do apteki. — Powiedziała, zostawiając mnie samą w osłupieniu.

***

Stałam nad testem ciążowym i czekałam.

Czas wydłużał się niemiłosiernie.

Mimo tego, że byłam pewna wyniku, stresowałam się.

Sama nie wiem dlaczego.

- Już możesz otworzyć. — Powiedziała, a ja spojrzałam na jedno z trzech pudełeczek testów.

- Boje się. — Powiedziałam. — Nigdy czegoś takiego nie robiłam.

- Oh, daj to. — Powiedziała, biorąc pierwsze opakowanie.

Otworzyła pudełko i wyciągnęła wykonany przeze mnie test ciążowy.

Popatrzyłam na jej minę, a mnie ścięło z nóg.

When the night comesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz