Rozdział 55

1.1K 37 14
                                    


Po kilku minutach zaczęłam czuć się lepiej.

Andrea pomógł mi spakować do auta walizki, a ja wsiadłam do środka samochodu.

Widziałam przez szybę wykłócającego się Nathaniela i Vanessę, ale ja nie dałam rady wyjść.

Nie miałam na to zwyczajnie sił.

***

Kilkanaście minut później byłam już w mieszkaniu Vanessy.

Moje emocje wtedy po prostu wyszły górą, a ja nie panując nad tym po prostu płakałam.

Wypłakiwałam się w ramie jasnowłosej, która głaskała mnie po włosach.

- Już, shhh. - Szepnęła, ścierając łzy z moich oczu.

- Dlaczego on mi to zrobił? - Zapytałam z zaciśniętym gardłem. - Dlaczego mi nic nie powiedział.

- Bał się, że właśnie tak zareagujesz jak zareagowałaś teraz. - Powiedziała spokojnie.

- A jak miałam zareagować? Okłamywał mnie. Przez ten cały czas mnie okłamywał. - Łkałam. - Ja już nie dam rady, Van. Ja mam jakiegoś pierdolonego pecha. Nie chce mi się już żyć.

- Cam, proszę. Przestań tak mówić. - Jej oczy się zaszkliły. - Jesteś kurwielsko silną osobą. Musisz być tu dla mnie, dla Evana. Nie damy sobie rady bez ciebie, więc proszę. Nie wpadnij na jakiś głupi i impulsywny pomysł.

- Ja już nie daje rady. - Pokręciłam głową. - To jest tak cholernie ciężkie. On się o mnie tak troszczył. Traktował niczym księżniczkę, a okazało się, że nie bez przyczyny. - Zaśmiałam się gorzko. - Pierdolony dupek.

- Już spokojnie, postaraj się o nim nie myśleć.

- Jak mam o nim nie myśleć, Van? Zaufałam mu. Zaufałam mu jak nikomu innemu. Oddałam mu się, a on to perfidnie wykorzystał, aby się do mnie zbliżyć.

***

Minęły cztery dni.

Nathaniel przez ten cały czas się do mnie dobijał, lecz ja to ignorowałam.

Nie przychodziłam do pracy, nie otwierałam drzwi, odrzucałam wszystkie połączenia.

Nie byłam na siłach z nim rozmawiać.

Obecnie siedziałam na łóżku w pokoju gościnnym Vanessy i szukałam mieszkania, w którym mogłabym się zatrzymać.

W duchu dziękowałam sobie, że na koncie miałam zadowalającą kwotę, dzięki której będzie mnie stać na jakieś ładne, przytulne mieszkanie.

Szykowałam także wypowiedzenie do pracy.

Nie miałam zamiaru tam pracować, ani widzieć tego psychola więcej na oczy.

Jedynie czego byłam pewna było to, aby jak najszybciej o nim zapomnieć i ruszyć dalej.

Dla Evana.

- Cam? Dlaczego nie możemy już wrócić do Natha, tęsknię za nim. - Spuścił głowę, siadając obok mnie.

- Ten człowiek już dla nas nie istnieje, Evan. - Powiedziałam przytulając go. - Dla mnie też nie jest to łatwe, ale poradzimy sobie. - Uśmiechnęłam się do niego, aby choć trochę go pocieszyć i zamaskować swój ból, który trzymałam w sobie. - No już, rozchmurz się. - Mruknęłam, łaskocząc go.

***

Rozglądałam się po pomieszczeniu, które naprawdę przypadło mi do gustu.

Jasnoszare ściany, duże okna, nad którymi wisiały karnisze, a na nich biała firana, po bokach znajdywały się odrobinę ciemniejsze zasłony, od koloru ścian.

Kuchnia była połączona z salonem.

W blat kuchenny była wbudowana kuchenka, lodówka, oraz mikrofala.

Na środku salonu rozłożony był beżowy dywan, a za nim kanapa, na której położyłam koc i ułożyłam poduszki.

Przed kanapą znajdował się również stolik kawowy, który był w kształcie dwóch kół.

Po prawej stronie, tuż obok okna znajdował się stół z szarymi krzesłami, a do wazonu, który był położony na nim włożyłam białe goździki.

W mieszkaniu znajdywały się również dwa niewielkie pokoje, które służyły mi i Evanowi jako sypialnia, oraz jedna łazienka.

Z cichym westchnięciem opadłam na kanapę, odchylając głowę do tyłu.

Czas rozpocząć nowy etap...

Kolejny.

***

Resztkami sił nałożyłam na siebie ubrania, które składały się z czarnego, luźnego sweterka, tego samego koloru spódniczkę z delikatnym rozcięciem na udzie i czarne rajtuzy.

Do tego na wierzch zarzuciłam również czarną marynarkę i związałam włosy w kitkę, kręcąc przy tym końcówki włosów i wyciągnęłam dwa pasemki przy twarzy.

Byłam tak zestresowana, że dłonie drżały mi przez cały czas.

Spakowałam jeszcze telefon do mojej czarnej, małej torebki i ruszyłam do firmy.

Bardzo się tego bałam, lecz musiałam w końcu się tam pojawić.

Oczywiście nie zamierzałam tam zostawać, a jedynie złożyć wypowiedzenie.

***

- Hej kochana. - Przywitała się Van, kiedy weszłam do budynku.

- Hej. - Uśmiechnęłam się do niej.

- Nie stresuj się. Widzę jak cała się trzęsiesz. - Zauważyła. - Andrea czeka na ciebie już w gabinecie.

- Boje się, że go spotkam. - Powiedziałam.

- To jest bardzo możliwe, ale dasz radę. - Dodawała mi otuchy.

Wzięłam głęboki oddech i poszłam w stronę gabinetu blondyna, który jak mi wiadomo właśnie tam czeka.

Zapukałam delikatnie do drewnianych drzwi i weszłam do środka.

- Witaj, Camillo. - Odezwał się Andrea, a mój wzrok padł na szatyna, który miał zaciśniętą szczękę do granic możliwości.

- Cześć. - Odpowiedziałam mu, poprawiając włosy, nerwowo.

***

Wszystko poszło na szczęście po mojej myśli.

Nathaniel przez ten cały czas nie powiedział ani jednego słowa, z czego naprawdę byłam zadowolona.

- I jak? - Zapytała blondynka.

- Wszystko poszło po mojej myśli, więc jest dobrze. - Odparłam. - Będę już wracać do siebie, muszę znaleźć nową pracę.

- Będę tęsknić za naszymi ploteczkami na przerwach. - Przytuliła mnie.

- Ja też, ale nic nie poradzimy. - Westchnęłam. - Zaglądnij do mnie wieczorem.

- Jasne. - Skinęła głową. - Uważaj na siebie.

Pożegnałam się z nią i wyszłam.

Moje szczęście nie trwało zbyt długo, kiedy poczułam jak męska dłoń, zaciska się na mojej.

When the night comesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz