11. |Bucky Barnes|

727 27 11
                                    

Lina udała się do swojego nowego pokoju. Widok kartonów ponownie ją załamał, a o kurierze ani widiu, ani słychu. Miała nadzieję, że zjawi się jutro, kiedy ma tylko jedne zajęcia z samego rana. Wtedy mogłaby na spokojnie sobie ogarnąć cały pokój, żeby był bardziej przytulny.

Jedynie biuro było całkiem pojemne i wpadało w jej gust. Postawiła na nim swoje długopisy, roślinę i lampkę w kształcie grzyba. Usiadła przy nim i włączyła swojego iPada, żeby zrobić burzę mózgów. Jednak burza mózgów poszła w złą stronę.

Coś czuję, że mogę tego pożałować.

Lina weszła do łazienki. Na pierwszy rzut oka od razu coś jej nie pasowało. Na półkach pojawiły się nowe kosmetyki - męskie, nowiutkie. A przy umywalce leżała zapakowana szczoteczka o różowym kolorze z napisem „Dla Liny".

Dziewczyna uśmiechnęła się i odłożyła ją na bok. Miły to był gest. Musiała to przyznać. Zawalił i teraz chciał się jakoś zrehabilitować. Jednak to nie przyćmiło tego co chciała zrobić, a mianowicie wejść do jego pokojów.

Nie wierzę, że wpadłam na pomysł, żeby coś takiego zrobić, ale cóż... mam alarm w zegarku. Ojciec mnie uratuje.

Przycisnęła na klamkę. I powoli weszła do środka. Sypialnia była pusta. Wyglądała identycznie jak jej, ale były tam większe okna i lepszy widok. Zabolało to ją, ale ona przynajmniej miała biurko.

Weszła do salonu, a z niego do garderoby, która w porównaniu do jej wypełnionej po brzegi była jedną wielką pustką. Kilka ubrań poukładanych na półkach i tyle. Niektóre były nawet z metkami.

To przykre

A w pokoju nie znalazła jego rzeczy osobistych. Jakby przyjechał do hotelu.

Kiedy wychodziła z garderoby z pochyloną głową, prawie zemdlała z przerażenia. Stał tam on.

Boże... czemu oni zawsze się tak zakradają bezszelestnie.

Bucky stał z tym surowym spojrzeniem i założonymi rękoma. Miał podwinięte rękawy w koszulce. Lina widziała jego metalowe ramię, która serio budziło respekt, a raczej przerażenie.

Przecież jakby on mnie zaczął dusić. Co!? Stop! Nie o to chodzi. Bez podtekstów.

Oparty był o framugę drzwi i zagradzał przejście. Milczał.

- Co tak stoisz Barnes? - zrobiła taką samą pozę co on. Brunet nie powiedział nic. - A widzisz, poznałam Twoje nazwisko.

Aha. Więc tak chcę się bawić.

- A może Ty też byś się czegoś nauczył... Na przykład, że nie zagradza się przejścia i przepuszcza się innych, kiedy ci chcą wyjść. - Dziewczyna zrobiła rok do przodu. Ten zagrodził całe drzwi.

Oho. Trzeba będzie grać.

- Co tu robisz? - zapytał najbardziej bez emocji jak się da.

Lina zmieniła spojrzenie.

- Chciałam Ci podziękować - wyrzekła trochę skołowana. Nie potrafiła być miła, wdzięczna i kochająca na zawołanie. - Za szczoteczkę.

- Drobiazg - westchnął.

Nie wierzę, że to zrobię, ale cóż. Sama się wkopałam, więc teraz muszę za to zapłacić.

- A i przepraszam, że tak na Ciebie wczoraj nawrzeszczałam. Pomyłki się zdarzają.

- Przeprosiny przyjęte - rzucił i odsunął się, żeby ta mogła przejść. Minęła go przytrzymując oddech i tym razem wyszła normalnymi drzwiami.

Jeszcze jedna taka nieudolna akcja i chyba trafię na listę Zimowego Żołnierza, kiedy ten znowu zacznie nim być. Za dużo adrenaliny na dziś. Czas zrobić projekt.

______________________

Możecie pisać co chcielibyście, żeby się wydarzyło!!!

Frozen Hearts I,II &III| Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz