Był wieczór kiedy Bucky usiadł z Ayo przy ognisku. Mężczyzna był po specjalnej terapii, którą musiał przechodzić każdego popołudnia. Zmęczenie malowało mu się na twarzy i zdawał się być jakby nieobecny. Widok Quinjeta przynosił mu na myśl wiele wspomnień. Mieszały się. Raz były one szczęśliwe, a raz te, za których usunięcie z pamięci zrobiłby wszystko. Najgorszej jednak było wspomnienie Liny. Myślał o niej codziennie. Czasami mniej intensywnie, czasami bardziej. Dziś był ten drugi rodzaj dnia. Poczucie winy nie potrafiło go opuścić. Mimo iż nie pamiętał, co dokładnie zrobił Liny sama wiedza, że ją skrzywdził wystarczyła, że czuł się jak najgorszy człowiek na świecie. Mógł się tylko domyślać, że Stark powiedział jej kto stoi za śmiercią jej dziadków. Był pewien, że pewnie go teraz nienawidzi.
A przecież było tak dobrze. Lina wyciągnęła do niego rękę.
- Ciężki dzień, hmm? - zapytała wojowniczka, licząc tylko na potwierdzenie. Bucky burknął coś pod nosem.
- Nic zaskakującego.
- Chcesz jutro przejść się po centrum miasta? Zobaczyć targ, napić się drinka?
Mężczyzna skrzywił się na jej propozycję.
- Tutaj nie brakuje mi niczego - mruknął.
- Jednak wskazania księżniczki są zupełnie inne - rzekła Ayo, a Bucky parsknął. Kobieta wyprostowała się. - Przyjdę po Ciebie w południe, biały Wilku.
James tylko przewrócił oczami. Nie był do tego przekonany.
Lina siedziała w eleganckiej jadalni w pałacu w Wakandzie, czekając na Shuri. Kolacja miała być ich pierwszym spotkaniem od przyjazdu, ponieważ księżniczka, jak to miała w zwyczaju, była zajęta swoimi eksperymentami i projektami. Lina zdążyła zobaczyć tylko mały fragment Wakandy i chociaż była zachwycona tym, co zobaczyła, wiedziała, że to dopiero początek.
– Przepraszam za spóźnienie! – Shuri wpadła do sali z uśmiechem, od razu zajmując miejsce przy stole naprzeciwko Liny. – Nie mogłam się wyrwać wcześniej. Praca w laboratorium czasem zabiera mi cały dzień.
– Nic nie szkodzi – odpowiedziała Lina, uśmiechając się do niej. – Coś o tym wiem.
Shuri zaśmiała się, zerkając na T'Challę, który siedział po ich prawej stronie i z uśmiechem obserwował rozmowę.
– Jak podróż? – zapytała Shuri, sięgając po kieliszek z wodą. – Mam nadzieję, że wszystko poszło gładko.
– Tak, całkiem przyjemnie – odparła Lina. - Wakanda naprawdę jest przepiękna.
– Cieszę się, że tak myślisz – odpowiedziała księżniczka. – Zawsze staramy się pokazywać najlepsze oblicze naszego kraju. Ale jeszcze przed tobą sporo do zobaczenia. Myślę, że będzie ci się podobało, jak tylko bardziej się rozejrzysz.
T'Challa skinął głową, sięgając po przystawki, które właśnie przyniosły służące. Na stole pojawiły się kolorowe dania, typowe dla wakandyjskiej kuchni, pełne smaków i zapachów.
– Spróbuj tego – powiedział czarna pantera, wskazując na jedną z potraw. – To nasz tradycyjny posiłek, przyrządzany na specjalne okazje. Jest delikatnie pikantny, ale bardzo smaczny.
Dziewczyna sięgnęła po kawałek i uśmiechnęła się po pierwszym kęsie.
– Całkiem niezłe! – powiedziała, wyraźnie zachwycona. – Nigdy wcześniej czegoś takiego nie jadłam.
– Wakanda ma swoje unikalne smaki – dodała Shuri. – To tylko początek.
Rozmawiały dalej o podróży i o pierwszych wrażeniach Liny z Wakandy, kontynuując swobodną wymianę zdań między kolejnymi kęsami. Shuri miała w sobie naturalny luz, który sprawiał, że rozmowa płynęła gładko, a dziewczyna zaczynała czuć się coraz bardziej na miejscu. Kiedy przeszli do głównego dania, Shuri nagle spojrzała na nią z błyskiem w oku.
– Tak sobie myślałam – zaczęła, opierając się wygodniej na krześle – skoro już jesteś tu, w Wakandzie, i będziesz pracować z nami nad technologią... może powinnaś mieć coś, co będzie bardziej twoje?
Lina zmarszczyła brwi, nie do końca rozumiejąc, o co chodzi.
– Co masz na myśli?
Księżniczka uśmiechnęła się szeroko, a T'Challa, który z zaciekawieniem przyglądał się rozmowie, uniósł brew.
– Stroje bojowe! – wyjaśniła entuzjastycznie Shuri. – Technologia to nie tylko narzędzia. To również wyraz osobowości. Myślę, że powinnyśmy stworzyć dla ciebie coś specjalnego. Coś, co będzie dostosowane do twoich potrzeb. Wiesz, gdybyś kiedykolwiek miała ochotę... no wiesz, wskoczyć w akcję.
Lina zaśmiała się, choć była wyraźnie zaskoczona propozycją.
– Strój bojowy? Dla mnie? – zapytała, a jej głos brzmiał, jakby nie do końca wierzyła w to, co usłyszała. – Nigdy nie myślałam o czymś takim. Nie jestem superbohaterką, Shuri. To raczej wasza działka...
– Nie musisz być superbohaterką, żeby mieć coś stylowego i funkcjonalnego – odparła, wzruszając ramionami. – Technologia to zabawa. A poza tym, nigdy nie wiadomo, kiedy przyda ci się dodatkowa ochrona. Może nawet jakieś specjalne gadżety? Wakanda ma wiele do zaoferowania.
T'Challa wtrącił się z uśmiechem:
– Wiesz, Lina, moja siostra ma rację. Jeśli już jesteś tutaj, dlaczego nie skorzystać z tej okazji i stworzyć coś dla siebie? W końcu nie zawsze masz dostęp do wakandyjskich laboratoriów.
Lina spojrzała na nich oboje, starając się zebrać myśli. Propozycja była kusząca, choć wydawała się być trochę poza jej strefą komfortu.
– Nie wiem... Musiałabym się nad tym zastanowić – odpowiedziała powoli, próbując zyskać na czasie. – To całkiem spory krok.
Shuri machnęła ręką.
– Oczywiście, przemyśl to. Nie musisz od razu decydować. Ale myślę, że miałabyś niezłą frajdę, projektując coś swojego. Zresztą, kto by nie chciał mieć własnego stroju bojowego?
Lina uśmiechnęła się, chociaż w jej głowie wciąż kotłowały się różne myśli.
– Dobrze, obiecuję, że się nad tym zastanowię.
Shuri skinęła głową, zadowolona z odpowiedzi, a atmosfera przy stole znów się rozluźniła. Zaczęły rozmawiać o innych tematach, a T'Challa dorzucał swoje uwagi od czasu do czasu, gdy rozmowa dotyczyła Wakandy lub jej historii.
– A skoro już mówimy o poznawaniu Wakandy... powinnaś jutro odwiedzić targ w centrum. To miejsce pełne barw, kultury i świetnego jedzenia. W szczególności powinnaś spróbować naszego streetfoodu. To inny poziom doświadczenia niż ta kolacja – dodała z uśmiechem.
T'Challa pokiwał głową.
– To prawda. Targ jest jednym z najciekawszych miejsc w naszym kraju. Znajdziesz tam wszystko, od rękodzieła po najlepsze jedzenie w całej Wakandzie. Na pewno ci się spodoba.
– Streetfood brzmi świetnie. Myślę, że jutro mogę to zrobić.
– Świetnie! – Shuri klasnęła w dłonie. – Pamiętaj tylko, żeby się przygotować na tłumy. Wakandczycy uwielbiają zakupy na targu, zwłaszcza w weekendy.
Lina uśmiechnęła się szeroko, wyraźnie podekscytowana perspektywą kolejnego dnia.
CZYTASZ
Frozen Hearts I,II &III| Bucky Barnes
FanfictionPART I |Lina, córka Tony'ego Starka, wprowadza się do Avengers Tower, gdzie jej sąsiadem staje się Bucky Barnes. Ich relacja szybko staje się skomplikowana - raz są wobec siebie obojętni, innym razem nie mogą się znieść, a ich wzajemne uczucia są co...