4.|Bucky Barnes|

385 32 24
                                    

Tony siedział za biurkiem w swoim biurze, wpatrując się w stos papierów. Jeden z pracowników, który od jakiegoś czasu sprawiał problemy, postanowił złożyć pozew przeciwko Stark Industries. Na dodatek, prawnik Tony'ego, który miał zająć się sprawą, od kilku godzin nie odbierał telefonu.

– Gdzie on jest, do cholery?! –  rzucił telefonem z irytacją. – Powinien być na to gotowy!

Pepper, która siedziała na kanapie, skrzyżowała ramiona i westchnęła.

– Może powinieneś poszukać nowego prawnika? Ten wyraźnie ma swoje priorytety gdzie indziej – zasugerowała, chociaż oboje wiedzieli, że znalezienie nowego prawnika na ostatnią chwilę to jak szukanie igły w stogu siana.

– Taa, oczywiście, po prostu zadzwonię do losowego gościa i poproszę, żeby wziął naszą sprawę – odpowiedział Tony sarkastycznie. – Ten pracownik... Jak on się w ogóle nazywa?

– Mendez – odparła kobieta. – Twierdzi, że firma naruszyła jego prawa pracownicze i że został zwolniony bez uzasadnienia.

– Mendez... – powtórzył z niesmakiem. – Facet prawie wysadził jedną z naszych hal produkcyjnych, a teraz chce nas pozwać? To jakiś pieprzony żart.

Pepper uniosła brew, patrząc na Tony'ego z lekkim niedowierzaniem.

– To nie pierwszy raz, kiedy ktoś nas pozywa. Zawsze sobie radzimy.

– Tak, bo zwykle mamy prawnika, który odbiera telefony, Pepper! – wybuchnął Tony, uderzając dłonią o biurko. – A teraz? Cisza. Zero. Jakbym gadał do ściany.

W tym momencie drzwi do gabinetu otworzyły się i do środka weszła Lina, ciągnąc za sobą dwie walizki. Była gotowa do podróży i zamierzała się pożegnać. Zatrzymała się, widząc minę swojego ojca i napięcie jakie panowało w pomieszczeniu.

– Widzę, że dzień masz wybitnie udany – rzuciła, stając w drzwiach.

Tony spojrzał na nią, a jego gniewne spojrzenie złagodniało nieco, choć wciąż kipiał frustracją.

– Nie uwierzysz, co się dzieje. Mamy problem, prawnik nie odbiera, a jeden z naszych „genialnych" pracowników próbuje nas zniszczyć.

– Który to tym razem? – zapytała jakby było to codziennością.

– Mendez – odpowiedziała za Tony'ego Pepper, wstając z kanapy.

Dziewczyna pokiwała głową, przypominając sobie twarz pracownika, o którym mówili. 

– Cóż, może akurat mam rozwiązanie twojego problemu – powiedziała, wchodząc głębiej do gabinetu.

Tony uniósł brew, wyraźnie zainteresowany.

– Rozwiązanie?

– Tak się składa, że znam prawnika.

Tony przyglądał się jej z nieufnością.

– Ach tak? I kto to taki? Ktoś, kto umie zająć się sądową sprawą na poziomie międzynarodowej korporacji? – spytał, wciąż lekko sarkastycznie.

Lina uśmiechnęła się szeroko.

– Może... Spotkałam go wczoraj. Całkiem sympatyczny gość. Może  zgodzi się pomóc nam w tej sytuacji.

- Jakoś mnie to nie zachęca - popatrzył na sceptycznie nastawiony Tony. 

– Wydaje się być godny zaufania. Myślę, że warto spróbować, skoro twój prawnik nie raczy odebrać – odparła Lina.

Mężczyzna westchnął ciężko.

– Dobrze, Lina, dawaj jego numer. Jeśli ten facet uratuje mnie przed kolejną biurokratyczną katastrofą, będę mu dozgonnie wdzięczny – powiedział Tony, wyciągając telefon z biurka.

– Zawsze do usług – uśmiechnęła się, podając numer, zanim podniosła walizki i skierowała się w stronę drzwi. 

Pepper i Tony pożegnali się z nią i ta udało się do hangaru, gdzie do wylotu szykowany był jeden z quinjetów. 

- Panienka Stark już gotowa? - zapytał pilot, który go miał "dostarczyć" ją do Wakandy.

- Bardziej chyba nie będę - rzuciła, a ten pomógł jej z walizkami. Po 10 minutach wyruszyli.

Kilka godzin później. Tereny należące do Wakandy.

- I jak przymiarki nowej ręki? - Okoye oparła się o swoją włócznie. Mężczyzna przerzucające słomę jedną ręką, odwrócił się do niej.

- Chyba mi pasuje - odparł bezbarwnie, nie odrywając uwagi od swojej pracy.

- Widziałam skany. Z wibranium Ci do twarzy. - Odparła z lekkim uśmiechem. Bucky jakby to zignorował. Wtedy oboje usłyszeli, że coś nadlatuje. Dla mężczyzny był to znajomy dźwięk. Podnieśli głowy do góry, a quinjet przeleciał tuż nad nimi. Bucky spojrzał na wojowniczkę. Ta tylko pokiwała głową.

- To nie kapitan - rzuciła, widząc jego duże jak na niego zaciekawienie. - Księżniczka Shuri spodziewa się gościa.

Mężczyzna burknął i ponownie zaczął przerzucać słomę. Od tego czasu się zmienił. Włosy sięgały mu prawie do ramion, a broda była gęstsza i dawno nie widziała cywilizowanej maszynki do golenia.

-----------

Moi drodzy! Za chwilę wybije 50 tys. wyświetleń. Już teraz chciałabym wam podziękować za to, że mogę na was liczyć, że podoba wam się co piszę i za wasze zawsze miłe komentarze! Jestem bardzo wdzięczna! Dzięki! <3

Frozen Hearts I,II &III| Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz