8.|Bucky Barnes|

247 24 8
                                    

- Już i tak złamałeś zasady, Biały Wilku - mówiła Ayo, która szła za Buckym do jego chatki. Mężczyzna był gorzej niż wkurzony. Był wkurwiony.

- Mam to gdzieś - prychnął i wszedł do środka chaty.
Wojowniczka przewróciła oczami. Nigdy nie miała do czynienia z tak gburowatym, niemiłym i upartym człowiekiem. - Nie rozumiem, dlaczego nie mogłem zostać i poczekać aż się obudzi.

- Takie są zasady, sierżancie, a ty masz skupić się na terapii...

- Ale ja ją znam i ona mnie też! - wysyczał. Machałby rękoma, ale miał tylko jedną.

- Shuri powiedziała, że narazie żadna osoba z twojej przeszłości nie może się z Tobą spotkać. Rozumiesz to? To bardzo ważne, jeżeli chcesz żyć normalnie!

Bucky kipiał złością. Natomiast kobieta ani nie drgnęła.

- Zaniosłeś ją do pałacu. Tyle chyba Ci wystaczy. - Dodała. Jednak... Buckyemu to nie wystarczało. Miał ją na wyciągnięcie ręki. Mógł przeprosić za to co zrobił i dowiedzieć się co u niej słychać oraz to jak bardzo ją skrzywdził.

Barnes kopnął w pierwsze lepsze coś. Miał ochotę się na czymś wyżyć.

Dzień później.

Dzień po wypadku na targu, Lina już czuła się znacznie lepiej. Mimo guza i lekkich zawrotów głowy, czuła, że jej umysł wracał do pełnej sprawności. Shuri zaprosiła więc Linę do swojego laboratorium.

– W porządku, Lina, pokażę ci dziś coś naprawdę wyjątkowego – powiedziała Shuri, otwierając drzwi do swojego najnowszego laboratorium. – Pracuję nad ulepszeniem nanotechnologii dla zbroi, tak aby była bardziej elastyczna i dopasowana. Może znajdziemy sposób, by zintegrować to z twoim strojem bojowym, jeśli nadal rozważasz ten pomysł.

Lina przyglądała się sprzętom w laboratorium, czując lekką ekscytację. Lubiła innowacje, a perspektywa stworzenia własnego wyposażenia była kusząca, mimo że na razie wolała zachować dystans.

– Wiesz, Shuri, nie jestem pewna, czy ten strój będzie mi tak bardzo potrzebny – mruknęła, uśmiechając się kątem ust. – No chyba że na kolejnym targu znów spotkam sprzedawcę cytrusów. Wtedy lepiej być przygotowaną na bitwę na owoce.

Shuri wybuchnęła śmiechem, ale szybko odzyskała powagę, zbliżając się do jednego z ekranów.

– Lina, to jest Wakanda. Tutaj nawet targ to małe pole bitwy – odpowiedziała żartobliwie, przerywając na chwilę, by włączyć komputer. – Ale serio, mamy nad czym pracować. Przyszły mi do głowy nowe pomysły na wzmocnienie hełmu, tak żeby mógł monitorować wszystkie parametry zdrowotne użytkownika w czasie rzeczywistym, a i co więcej, żeby to nie był robotyczny łeb jak u Iron Mana, który elegancka ozdoba. Bez urazy dla tatusia.

– Ach, czyli teraz byłam twoim testerem? – zapytała Lina z lekką ironią, wywołując tym samym kolejny śmiech księżniczki.

– Powiedzmy, że tak – przyznała Shuri, puszczając jej oko. – Zostawię cię na chwilę, a ty poczuj się jak u siebie. Zaraz wracam, pójdę po swojego tableta.

Kiedy Shuri wyszła, zostawiając Linę samą w laboratorium, ta nie mogła oprzeć się pokusie rozejrzenia się wokół. Jej myśli znów zaczęły krążyć wokół Bucky'ego i tego, co widziała poprzedniego dnia na targu.

Czy to naprawdę był on, czy tylko złudzenie?

Czuła, że musi się dowiedzieć.

– Dobra, Lina, nie będziesz się nad tym rozwodzić bez dowodów – mruknęła do siebie, zasiadając przy jednym z komputerów Shuri.

Uruchomiła ekran, pozwalając, by jej dłonie same poruszały się po panelu sterowania. Po kilku próbach natrafiła na system zabezpieczeń Wakandy, a po chwili wahania zaczęła wpisywać odpowiednie kody i zapytania, szukając danych o Jamesie Barnesie.

Przecież to tylko ciekawość...

Chciała usprawiedliwić swoje działania.

To po prostu kontrolowana ciekawość technologiczna.

Po chwili na ekranie pojawiły się informacje o programie rehabilitacji Bucky'ego w Wakandzie. Przeglądała akta, nie mogąc oprzeć się dreszczykowi emocji. Były tam raporty medyczne, opisujące stan jego umysłu i jego proces odnowy psychicznej, a także szczegóły związane z nową protezą.

– Wibranium? – powiedziała do siebie z zachwytem, widząc plany nowej ręki zaprojektowanej przez Shuri.

Oczywiście... Wakanda byle czego nie produkuje. Co innego by było wystarczająco eleganckie?

Przeglądała zdjęcia protezy – projekt był wręcz perfekcyjnie dopasowany do fizjonomii Bucky'ego, a jego funkcjonalność była niesamowita.

No i proszę. Barnes ma nową, wibraniumową rękę, a ja mam guza na głowie po cytrusach. To się nazywa sprawiedliwość.

Nagle usłyszała kroki, więc szybko zamknęła plik, udając, że skupia się na monitorze z parametrami zbroi, którą przygotowywały ze Shuri. W tej samej chwili do laboratorium weszła księżniczka, patrząc na nią podejrzliwie.

– Widzę, że coś cię wyjątkowo zajęło – rzuciła z lekkim uśmiechem. – Tak dogłębne analizowanie parametrów, hmmm?

Lina odchrząknęła, próbując zapanować nad lekkim rumieńcem na twarzy.

– Cóż, po prostu... analizuję – odpowiedziała z udawaną nonszalancją. – Ale skoro mówisz, że jest świetna, to chyba ci wierzę.

Shuri zmrużyła oczy, jakby zastanawiała się nad czymś przez chwilę.

– A przypadkiem nie analizowałaś akurat akt jednego z naszych gości specjalnych? – zapytała, unosząc brew.

Dziewczyna przewróciła oczami, próbując odwrócić uwagę.

Nosz kurwa.

– Shuri, wiem że tu jest. Tylko nie rozumiem, dlaczego musicie mnie tak okłamywać. – Powiedziała nagle

Shuri westchnęła, ale jej twarz złagodniała. Przeklnęła ślinę i wzięła głęboki oddech.

– Lina, wiem, że to trochę skomplikowane – powiedziała spokojnie. – Wiem, że widok go na targu musiał być zaskoczeniem, ale nie zapominaj, że Wakanda to również miejsce, gdzie ludzie szukają spokoju. A sierżant Barnes... cóż, jest jednym z tych ludzi.

- Nie powiem o niczym Starkowi. Nie mam w tym interesu. - Odparła, a księżniczka jakby poczuła ulgę.

Nigdy bym nie wydała go w ręce mojego ojca... przecież nie mogalabym tego zrobić. Ale skoro... ojciec już o nim nie wspomina... może się z tym pogodził... nie będzie doszukiwał się obecności Barnesa w moim życiu.

- Chcę się z nim spotkać - oznajmiła Lina. Shuri spojrzała na nią zdziwiona. W końcu nie mogła znać całej prawdy. Nikt poza nią i Jamesem nie znał.

- Przyjaźnicie się, tak? - zaczęła dopytywać.

Lina nie bardzo wiedziała co powiedzieć.

W sumie jakby nazywać tę relację?

- Można tak powiedzieć - mruknęła. - Poprostu znamy się dzięki Rogersowi. Shuri kiwnęła głową na znak, że rozumie.

- Szczerze nie wiem czy to dobry pomysł...

- To znaczy? - skrzywiła się Lina.

- Przechodzi teraz terapię i...

- Nawet jeśli mi nie powiesz i tak się dowiem - odparła niepokojącym głosem. Shuri spojrzała na nią lekko zbita z tropu.

- Dobrze - zgodziła się. - Jutrzejszego wieczoru mamy się dowiedzieć czy Sierżant Barnes jest całkowicie zdrowy i jest odporny na pranie mózgu. Pojedziesz z Ayo i zobaczysz go.

Frozen Hearts I,II &III| Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz