Z perspektywy Nadii.
- Musimy wracać - powiedział Alan wchodząc do salonu. Przed chwilą z niego wyszedł ponieważ ktoś dzwonił.
- Dlaczego? - zapytałam przenosząc wzrok na jego osobę. Usiadł obok mnie i spojrzał na naszych przyjaciół.
- Nauczyciel dzwonił i powiedział, że dzieciaki wcześniej wracają - odpowiedział.
- Stało się coś? - zapytałam przerażona. Objął mnie ramieniem i pocałował w czoło.
- Nie kochanie, wszystko jest w porządku. Po prostu coś się wydarzyło i muszą wcześniej wrócić. Powiedział, że wszyscy są cali i zdrowi. Mamy się stawić na parkingu przy szkole za siedem godzin. Cztery zajmie nam dojechanie na miejsce, więc powinniśmy się już spakować i od razu wyjechać. Chciał z nami porozmawiać - dodał patrząc na mnie.
Schowałam twarz w dłoniach. Wzięłam głęboki oddech i próbowałam się uspokoić.
Co oni znów wykombinowali? - zapytałam sama siebie w myślach.
Czy te dzieci naprawdę nigdy nie przestaną z tymi swoimi pomysłami? Kocham ich bo są moimi synami, ale już bez przesady. Co roku to samo. Te same skargi.
"Pani dzieci to, pani dzieci tamto..." co roku na każdych wakacjach. Zawsze muszą coś wykombinować. Myślałam, że zmądrzeli, chyba jednak się myliłam.
- Ciekawe po kim oni mają ten charakter- zapytałam z przekąsem już na głos.
- Chyba po ojcu- odpowiedział mi od razu Rafał. - Alan był taki sam w ich wieku.
- Stary - wtrącił oburzony brunet. - W ich wieku o tej porze to ja leżałem w szpitalu i byłem ojcem.
- No dobra kilka lat wcześniej - poprawił się blondyn. - Zanim poznałeś Nadię.
- Słyszałam o jego wybrykach - powiedziałam. - Gdzie ja miałam oczy, gdy wybierałam męża i ojca dla swoich dzieci- westchnęłam kręcąc głową.
- Wypraszam sobie - oburzył się Alan. - Jestem...
- Wiem - przerwałam mu ze śmiechem. - Jesteś najwspanialszym mężczyzną na świecie i najlepszym ojcem. Wiem skarbie - westchnęłam cicho i pozwoliłam się przytulić.- Chodźmy się pakować - powiedziałam po chwili i razem z Alanem wstałam ze sofy, na której siedzieliśmy. Rafał i Melissa zrobili to samo i ruszyli w nasze ślady, tylko oni poszli do swojego pokoju.
- Muszę z państwem porozmawiać - powiedział nauczyciel siedem godzin później, gdy razem z Mattem i Paulem podszedł do mnie i mojego męża.
- Zanieście bagaże do samochodu - powiedział Alan rzucając im klucze. Kiwneli mało entuzjastyczne głowami i zrobili co kazał.
- Słucham - powiedziałam cicho, patrząc na mężczyznę o ciemnych włosach, trener.
- Na obozie miał miejsce dość nieprzyjemny incydent. Wszystkio się wyjaśniło, wiemy kto jest winny. Jak się już państwo zapewne domyślili, pomysł ten należał do waszych synów. Rozumiem, że młodzi rodzice i w ogóle...
- Niech pan przejdzie do rzeczy - przerwał mu mało uprzejmym tonem Alan. Nie dziwię się mu, często słyszymy, że nie radzimy sobie z wychowaniem dzieci. Staramy się jak możemy, ale chłopcy są jacy są. Zmądrzeją. Jeszcze trochę czasu minie zanim dotrze do nich, że powinni przestać, ale uda się im. Są naprawdę dobrymi dziećmi.
- Oczywiście - powiedział z uśmiechem nauczyciel. - Opiekunowie zajęli się całą sprawą. Ustaliliśmy, że Matt i Paul odbędą karę. Muszą ponieść konsekwencje swojego czynu. Nie będziemy zgłaszać sprawy na policje.
- Jaka jest kara? - zapytałam patrząc na niego. Mógłby się pospieszyć. Zbiera mi się na mdłości od samego jego gadania.
- Przez ostatnie dwa tygodnie wakacji, będą wykonywać prace społeczne i prawdopodobnie na miesiąc zostaną zawieszeni w prawach ucznia - wciągnęłam głośno powietrze.
Miesiąc zawieszenia w prawach ucznia?! - te słowa huczały w moje głowie.
- Jeśli to wszystko to pozwoli pan, że już pójdziemy - powiedział mój mąż, otaczając mnie ramieniem.
- Życzę miłego dnia - powiedział z uśmiechem nauczyciel i odszedł w stronę autokaru.
Wymieniłam się tylko spojrzeniami z Alanem i w ciszy ruszyliśmy w stornę samochodu, w którym byli już nasi synowie.
Przez całą drogę miałam w głowie słowa nauczyciela. Nie byłam zła na Matta i Paula. Nie daje rady się na nich złościć. Są dla mnie bardzo ważni, tak ważni jak brunet.
Mają dopiero po osiemnaście lat, w sumie to nie dopiero, ale już osiemnaście lat. Powinni wiedzieć co im wolno, a czego nie. Gdy rozmawiali z nami przed obozem powiedzieli, że nie wpakują się w żadne kłopoty.
- Gdy będziemy w domu - zaczęłam cicho patrząc przez przednią szybę samochodu. - Przynosicie do sypialni mojej i ojca wszystkie urządzenia elektroniczne jakie posiadacie. Bez wyjątku Matt - dodałam widząc w lusterku jego minę. - Te zastępcze też. Do końca wakacji was od tego odcinam. Do tego macie zakaz na telewizję i późne powroty. Nie obchodzi mnie to w jakim wieku jesteście. Dopóki nie nauczycie się odpowiedzialności nie będziecie sami decydować. Jeśli się wam to nie podoba, to trudno. A resztę rzeczy omówimy w domu. Myślę, że czeka nas poważna rozmowa.
- Ja też tak sądzę - powiedził Paul i oparł czoło o szybę.
Po jego minie i tonie w jaki się do mnie odezwał, stwierdziłam, że coś jest nie tak. Ja to po prostu czułam.
- Odnoś się z szacunkiem do mamy - warknął na niego Alan, ale mój syn wzruszył tylko ramionami. Zdecydowanie coś jest nie tak.
**********
Rozdział poprawiła: Mariettesanel.
Mamy kolejny. Wybaczcie, że nie dodałam wczoraj ale nie dałam już rady.
Mam nadzieję, że rozdział się wam podobał.
300 🌟 + 80 💬 = następny rozdział.
CZYTASZ
Bliźniacy?!
Teen Fiction"-Piąteczka- powiedziałem do brata, gdy usiadł przy stoliku obok. -No wiadomo.- odpowiedział.- Za to ty zdajesz za mnie historie- powiedział cicho tak żeby nikt nas nie usłyszał. -No problem.- powiedziałem i przybiłem z nim żółwika. Nigdy bym nie po...