Rozdział 65

13.3K 1.1K 138
                                    


Z perspektywy Paula.

Powoli otworzyłem oczy i spróbowałem poruszyć rękoma, ale było to dość trudne. Jedna była strasznie ciężka, a za drugą ktoś mnie trzymał. Spróbowałem znów poruszyć ręką, ale nadal było to na nic.

Spojrzałem na lewą stronę swojego ciała, Ler była wtulona w mój bok, miała zamknięte oczy i miarowy oddech więc stwierdziłem, że spała. Spojrzałem na prawą stronę, wzdłuż swojego ciała i zobaczyłem, że na prawej ręce mam gips. Jęknąłem w duchu. Co ja na robiłem.

Zamiast spokojnie z nimi porozmawiać narobiłem im masę problemów, uciekając z domu. Mama napewno się martwi i denerwuje, co tylko jej szkodzi. Nie powinna się teraz denerwować, przecież ona musi o siebie dbać, a nie zajmować się osiemnastoletnim synem, tylko dlatego, że jemu zachciało się wybiec w środku miasta, na światłach z samochodu. Powiem szczerze, jestem na siebie cholernie mocno wściekły, ponieważ przeze mnie cierpi cała moja rodzina.

Rozglądnąłem się po pomieszczeniu. W pokoju było jeszcze kilka wolnych łóżek. Przy oknie stał tata, a obok niego o ścianę opierał się Matt i miał zamknięte oczy, a co jakiś czas przeczesywał dłonią włosy, więc stwierdziłem, że o czymś myśli, a poza tym Scar była w niego wtulona, a on przytulał ją drugą ręką.

Na jego twarzy dostrzegłem kilka ran i zadrapań. Przecież ja aż tak mu nie przywaliłem, co najwyżej po moim uderzeniu mógłby mieć niewielką rysę.

-Paul?- usłyszałem po prawej stronę głos mamy.- Och synku...- powiedziała z ulgą, a jej oczy się zaszkliły.-Alan- zawołała męża.

Tata odwrócił się w moją stronę, on też miał na twarzy kilka ran, ale niewielkich. Zobaczyłem jak odetchnął z ulgą. Poczułem jak dziewczyna przy moim boku się porusza.

-Paul?-zapytała zaspanym głosem i przetarła oczy dłońmi. Spojrzała na mnie i się uśmiechnęła, a po chwili poczułem na policzku pieczenie.

Spojrzałem, na nią z szeroko otwartymi oczami. Moja mała dziewczynka całkiem nieźle bije.

-Ty zasrany dupku- zaczęła się na mnie wydzierać. Kątem oka Zauwarzyłem jak mama i tata tłumią śmiech, a Matt i Scar się cicho śmieją.- Coś ty sobie wyobrażał! Czy ty masz pojęcie jak myśmy się o ciebie martwili?! Czy ty wiesz przez co musieliśmy przejść?!

-Dobra, wiem, należało mi się- powiedziałem i skrzywiłem się lekko.

-Proszę o spokój- ze strony drzwi dobiegł głos pielęgniarki.- To jest szpital, a pacjent potrzebuje odpoczynku. Słychać państwa na cały oddział. Jeszcze jedno upomnienie i będę musiała państwa wyprosić.

-Przepraszamy- powiedział tata poważnie.- Syn już się wybudził i dziewczyna daje mu popalić.

-Ale tutaj nie wolno palić- pisnęła pielęgniarka, nie rozumiejąc o co chodzi.

Kobieta spojrzała na mnie i Ler, a po chwili wyszła z sali mrucząc coś pod nosem z czerwonymi wypieki na twarzy.

Ler spojrzała na mnie groźnie, a na jej policzkach pojawiły się wypieki.

-Paul- do moich uszu dotarł głos ojca. Zadowolony to on nie był. Nieźle nagrabiłem i wiem o tym.- Masz nam coś do powiedzenia?- zapytał kładąc dłoń na ramieniu mamy. Zapewne, gdy ja patrzyłem na Ler on podszedł.

-Tak- odpowiedziałem cicho i spuściłem głowę.- Przepraszam- powiedziałem i podniosłem wzrok na rodziców.- Nie powinien był się tak zachowywać. To wszystko poprostu tak szybko się działo. Przepraszam, że tak się zachowywałem i nie słuchałem, jak do mnie mówiliście. Wiem jak się starcie, a ja po prostu zachowywałem się jak bachor. Przepraszam mamo. Przepraszam tato. Więcej nie będę- te słowa brzmią jakbym był małym dzieckiem, które właśnie przed chwilą zrobiło coś bez zgody rodziców. Czuję się conajmniej trochę dziwnie.

-Już dobrze synku- powiedziała mama i pogłaskała mnie po głowie. Nie powiem czułem się jak małe dziecko.

-Witaj w śród żywych stary- powiedział ze śmiechem Matt, podchodząc do łóżka, na którym leżę.

-Też się ciesze, że cię widzę- mruknąłem z uśmiechem.

-Proszę zejść z łóżka pacjenta- pielęgniarka skarciła Ler wchodząc po raz kolejny do sali. Brunetka spłonęła rumieńcem i zeszła z posłania. Robiąc miejsce tej kobiecie i lekarzowi.

-Jak się czuje pacjent?- zapytał sprawdzając coś przy kroplówce. Zadał mi jeszcze kilka pytań, na które odpowiedziałem i wyszedł.

-Mam wrażenie jakby odcieli mi nogę- mruknąłem po chwili ciszy.

-Jest w gipsie- powiedział Matt ze śmiechem.

-Super- mruknąłem z ironią.- Naprawdę bardzo cieszę się z tego powodu. Ominęło mnie coś? Sądząc po waszych twarzach, stwierdzam, że tak - powiedziałem patrząc to na brata, to na ojca.

-Opowiem ci w domu- machnął ręką ten pierwszy z uśmiechem.

-Emmm...- zacząłem lekko skrępowany.- Pomoże mi ktoś usiąść?

Wszyscy wybuchneli śmiechem, ale po chwili tata i Matt mi pomogli.

-Od razu lepiej- powiedziałem z rozkoszą.- Mam jeszcze jedno pytanie.

Bliźniak jęknął i posłał mi zabójcze spojrzenie.

-No normalnie mnie...- nie dokończył widząc spojrzenie mamy, na co się zaśmiałem.- Jeszcze jedno pytanie i obiecuję ci, że gips na nodze i ręce to będzie pikuś przy tym co ci zrobię - warknął z chytrym uśmiechem.

-I tak zapytam- wyszczerzyłem się.- Powie mi ktoś dlaczego Ler nie jest kuzynką moją i Matta?- zapytałam w końcu. Przecież Damian jest twoim bratem. Prawda mamo?- zapytałem patrząc na rodzicielkę.


****

Rozdział poprawiła: Mysza_69.

Mam nadzieję, że się wam podoba.

Co o nim sądzicie?

300 🌟 + 80 💬 = następny rozdział.













Bliźniacy?!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz