Rozdział 64

13K 1.1K 141
                                    


Z perspektywy Alana.


Zbiegłem na dół i wyszedłem ze szpitala wściekły. Jak ten chuj śmie po raz kolejny wpierdalać się w życie moje i mojej rodziny.

-Damian- zawołałem szwagra wściekły.

-Tutaj- odezwał się.- Przy tych koszach na śmieci- dodał po chwili.

Podszedłem do nich i warknąłem głośno. Po chwili dołączył do nas Matt, też był wściekły.

-Mama się źle czuje- powiedział patrząc na mnie.

-Zaraz do niej przyjdę- skinąłem głową i popatrzyłem na Damiana. Kiwnął głową wiedząc o co mi chodzi i przyparł ojca do mura.

-Mów- wrzasnął.

Starszy mężczyzna zaśmiał się perfidnie i kliknął na słuchawkę przy uchu. Powiedział coś w obcym języku i zaśmiał się po raz kolejny.

-Zaraz będą tutaj moi ludzie- powiedział.- Nie trudźcie się. Was trzech przeciwko moim dziewięciu? Dzieci to już nie te czasy co kiedyś. Jesteście starsi, nie poradzicie sobie.

-To że starsi, nie znaczy, że słabsi i gorsi. Refleks nadal się ma- odpowiedziałem patrząc mu w oczy.

Usłyszałem warkot silnika, niedaleko nas, a po chwili otoczyli nas ludzie tego chuja. Damian puścił ojca i podszedł do mnie i Matta. Kątem oka zobaczyłem jak stary wycofuje się z okręgu, w którym staliśmy.

-No Alan jak za starych dobrych czasów, tylko nie na przeciw siebie- zaśmiał się Rudowłosy, a ja odpowiedziałem mu skinieniem głowy.

-Tato- odezwał się Matt, z lekkim przerażeniem w głosie.

-Co?- zapytałem, nie odwracając wzroku od mężczyzn.

-Padnij- wrzasnął ciągnąc mnie i szwagra w dół, w momencie w którym jeden z otaczających nas mężczyzn wystrzelił z pistoletu.

-Kurwa- warknąłem.- To nie sprawiedliwa gra. Matt uważaj na siebie, bo matka mnie zabije jeżeli coś ci się stanie.

-Jasne- odpowiedział mój syn.

Już po chwili się na nas rzucili po kilku na jednego. Co jakiś czas kątem oka widziałem, jak Matt oddaje ciosy i unika uderzeń. Muszę przyznać, że całkiem nieźle sobie radzi.


Z perspektywy Nadii.

Wróciłam na salę wykończona, zwracaniem jedzenia. Scar poszła po pielęgniarkę, a Ler pomogła mi usiąść na krześle, przy łóżku syna. Podziękowałam jej skinieniem głowy i jęknełam cicho, czując ból w podbrzuszu. Za dużo się denerwuje i to dlatego, nie powinnam się denerwować.

-Co pani jest?- zapytała pielęgniarka wchodząc do sali.

-Boli mnie brzuch- odpowiedziałam cicho i podniosłam na nią wzrok. Rozpoznałam, że to ta sama, która pozwoliła nam wejść do sali.

-Jest pani w ciąży, tak?- zadała kolejne pytanie, a ja w odpowiedzi skinęłam głową.

-Proszę wstać i podejść do łóżka- powiedziała i pomogła mi się podnieść i dojść do posłania. Usiadłam na nim, a następnie się położyłam.- Zaraz podam pani lekarstwo.

Kobieta wyszła z sali, a po chwili do niej wróciła niosąc jakieś tabletki i wodę na po picie.

-Proszę się nie denerwować, to może zaszkodzić dziecku, który to już miesiąc?

-Trzeci- odpowedziałam połykająć tabletki.

Kobieta jeszcze chwilę była na sali sprawdzić coś u Paula, a potem wyszła.

Bliźniacy?!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz