Zwinięte, targane tysiącem dreszczy chude ciało leżało zakopane pod starym kocem. Znów. Znowu wyszedł. Znowu zapomniał o tym, jak bardzo był wartościowy. Dlaczego nie umiał zrozumieć? Dlaczego nie słuchał? Dlaczego nie odpowiadał, kiedy ten nawoływał w nocy jego imię, tylko wychodził z pokoju? Dlaczego go opuścił? Dlaczego przestał kochać? Dlaczego?
Yoongi załkał żałośnie, wciskając z frustracją twarz w poduszkę. Wbił w nią wychudzone palce o spękanej na knykciach skórze, by nie przelać emocji na krzyk.
- TaeTae... Dlaczego, dlaczego, dlaczego, dlaczego... - chrypiał, krztusząc się niejednokrotnie.
Gorące łzy spłynęły mu z oczu, szczypiąc podrażnioną od zbyt częstego płaczu skórę i na koniec wsiąkając w poszewkę poduszki. Yoongi czuł, że usychał. Przez Tae. Przez siebie. Taehyunggie zapomniał. I niszczył siebie. A niszcząc siebie, niszczył Yoongiego.
Jak można żyć w świecie, który nie istnieje? Nie można. A świat Yoongiego znikał. Znikał ten prostokątny uśmiech, znikało ciepło ciała, niski głos, uczucia, które dzielili, bijące przy jego uchu serce, gdy leżeli wspólnie na kanapie, dłonie, które niegdyś sprawiały mu tyle przyjemności swoim dotykiem, ciemne oczy, których spojrzenie wywoływało dreszcz podniecenia, długie nogi, jasna skóra, nawet liczne blizny po poparzeniach papierosami, skaleczeniach i palcach, bądź zębach Yoongiego... To tak, jakby znikało słońce, tlen, ląd i słodka woda.
Miętowowłosy obrócił się na plecy, by nabrać powietrza. I nawet kiedy już odetchnął, czuł się bardziej jakby dostał kopa w klatkę piersiową. Bo w tej, nadal ich wspólnej, sypialni wciąż unosiła się silna woń zapachu Taehyunga. Tego zapachu, od którego Yoongi zawsze się uśmiechał, przekraczając próg mieszkania po pracy. Zapachu, którego nie był w stanie zapomnieć, od momentu gdy Tae pierwszy raz znalazł się w jego ramionach na starej kanapie w Magic Place. Zapachu, który teraz wyciskał z niego więcej łez, kiedy bezwiednie podążał w stronę drugiego łóżka, stojącego w rogu pokoju.
Nawet nie zauważył, że leży na swojej jeszcze niedawnej połowie materaca, zwrócony głową w stronę, po której niegdyś sypiał ukojony dymem Tae, z nogą założoną na jego biodra. Ręka znalazła się na wygniecionej poduszce. Pogładził jej powierzchnię, być może mając tyci cień nadziei na poczucie odrobiny ciepła, ale zaraz potem ją cofnął, przypomniawszy sobie, że Taehyunggie sypiał teraz w salonie i już nie wygrzewał sobą swojej pościeli. Taehyunggie teraz spał na kanapie w objęciach całkiem obcego, całkiem innego kogoś. Kogoś, dla kogo Taehyunggie dalej się puszczał. Przez kogo zapomniał.
Wygnieciona poduszka uderzyła w przeciwległą od łóżka ścianę, a po chwili jasnowłosy zmierzał już przedpokojem do salonu, uprzednio trzaskając za sobą drzwiami do sypialni.
CZYTASZ
smoke of love || taekook
FanfictionMiłość i dym mają wiele wspólnego. Dają przyjemność, zabierają nas od naszych problemów, uzależniają, ale też... obydwie te rzeczy są ulotne. Gdy bierzesz ten skręcony kawałek bibułki do ust, bibułki pełnej najlepszego co może być, zapalasz jej koni...