Yoongi obudził się już po południu, gdyż większość nocy nie był w stanie zmrużyć oczu, a potem to już po prostu odpłynął z wyczerpania. Gdy wyszedł z pokoju do wąskiego korytarza, owionęło go dziwne ciepło i przyjemny zapach bijący od głównego holu. Seokjina nie było w salonie, więc albo był w łazience albo kuchni. Albo poza mieszkaniem.
-Hyung?! – zawołał miętowowłosy, by już rozwiać swoje wątpliwości.
-Yoongi-yah? Wstałeś?
Seokjin wyszedł z kuchni i stanął naprzeciw Yoongiego. Zmierzył wzrokiem jego wielki, wiszący na nim podkoszulek i tak samo workowate dresy, które spadły mu z bioder niemal całkowicie. Ech, taki wymizerowany...
-Spałeś, więc poszedłem na małe zakupy i zrobiłem coś do jedzenia. Chodź – rzucił, odwróciwszy się już by wejść z powrotem do pomieszczenia.
Jasnowłosy stał jeszcze chwilę na korytarzu. W oczy rzucił mu się nieco zakurzony kalendarz na ścianie przy drzwiach do łazienki. Dzisiaj jest...
-Mamy dzisiaj trzydziesty?
-Tak, piątek trzydziestego grudnia – odpowiedział Seokjin z kuchni.
Trzydziesty grudnia. Urodziny TaeTae. Bez TaeTae. Tak... niefajnie... Yoongi pociągnął nosem, zaciskając zęby i jednocześnie palce na rozciągniętym materiale swojej koszulki. W myślach od razu pojawiło mu się wspomnienie zeszłorocznych urodzin Taehyunga, kiedy cały dzień leżeli w jego łóżku, pijąc jakieś dziwne i strasznie cierpkie wino, dzieląc się jagodowymi papierosami i rozmawiając na przeróżne tematy. Wymienili wtedy tyle pocałunków, że jeszcze pierwszego stycznia Yoongiego mrowiły wargi. A tamta noc... Ciało Taehyunga tak idealnie wpasowane w niego... Takie gorące. Tuż pod nim...
-Yoongi-yah, przyjdziesz w końcu?!
CZYTASZ
smoke of love || taekook
FanficMiłość i dym mają wiele wspólnego. Dają przyjemność, zabierają nas od naszych problemów, uzależniają, ale też... obydwie te rzeczy są ulotne. Gdy bierzesz ten skręcony kawałek bibułki do ust, bibułki pełnej najlepszego co może być, zapalasz jej koni...