Rozgorączkowany Jimin wychylił się z krawężnika machając dłonią do nadjeżdżającej taksówki. Kierowca zatrzymał się prawie dosłownie przed nosem chłopaka, a ten od razu wpakował się na przednie siedzenie, mamrocząc przywitanie. Wzrok cały czas miał utkwiony w zakręcie, za którym zniknął pędzący Kook.
-Proszę tam – powiedział i wskazał palcem skręt. – Ja... Ucieka mi przyjaciel i może coś sobie zrobić...
Taksówkarz kiwnął głową, naciskając przy tym stopą na gaz i zmieniając bieg. Zaraz po skręceniu Jiminowi mignęła przed oczami ubrana na ciemno, znajoma sylwetka Jungkooka, wpadająca w ciasny zaułek.
-Nie da się tam jakoś wjechać?
-Ech, wątpię... Cóż, żeby przejechać na drugą stronę, trzeba by było przez tamto rondo...– odparł mężczyzna po ocenieniu wielkości wąskiej alejki.
Rudowłosy skinął potwierdzająco. Co z tego, że wydłużając trasę jego portfel schudnie z cennych pieniędzy, które zostały po noworocznych zakupach. Musi przechwycić Kooka. Do północy zostało niewiele. Jakieś dziesięć minut. Samochód toczył się miarowym tempem po drodze, stając co chwila na czerwonym świetle, by przez kolejne pasy mógł przejść głośny tłum rozweselonych nowym rokiem ludzi.
Nerwy zjadały Jimina od środka. Kto wie gdzie zdążył pobiec Jungkook? Czy się gdzieś nie wyrżnął, albo nie stracił przytomności z tego zimna, skołowania i płytkiego oddechu. Rudzielcowi, pomiędzy różnorakimi przekleństwami, na myśl przychodziły same czarne scenariusze, ukazujące krzywdy Kooka pogrążonego w szoku.
W końcu auto wykręciło na rondzie w odpowiednia ulicę. Jimin spiął się, by być gotowym na wyskoczenie na zewnątrz.
-Mógłby pan przyspieszyć?
Posiwiały mężczyzna westchnął, ale zmienił bieg jeszcze raz i docisnął pedał gazu mocniej. Także mrużył oczy, gdyż chciał pomóc rudemu chłopakowi odnaleźć kolegę. Fakt faktem, że mrużył je tak z całej siły również przez uliczne lampy świecące ostrym światłem i zmęczenie od całodniowej pracy. Ziewnął, przymykając ciążące powieki i lekko rozciągając skrępowane siedzeniem ciało.
Jimin zlustrował wzrokiem oświetlony plac. Chwilkę później prawie dostał zawału, kiedy z krawędzi chodnika wytoczył się utykający Jungkook, stąpając na ulicę. Niespodziewanie Jimina wbiło w siedzenie. Popatrzył na bruneta, a ich spojrzenia skrzyżowały się momentalnie. Serce chłopaka przyspieszyło.
-Kur... Proszę pana! – wydarł się na mężczynę, który jak ślepy albo zahipnotyzowany pędził prosto na Kooka.
Facet otworzyl oczy, a wtedy samochodem szarpnęło. Głuchy łoskot od przodu rozdzwonił piszczące dzwonki w uszach pasażerów auta.
-Kurwa!
Jimin wypadł ze środka, otworzywszy drzwiczki i podczołgał się na kolanach do leżącego częściowo pod pojazdem Kooka. Spod głowy bruneta na asfalt rozlewała się krew, a nieobecny wyraz jego bladej, posiniaczonej twarzy nie wróżył nic dobrego. Rudowłosy z przerażeniem patrzył na niego, z palcami jednej ręki wplecionymi we włosy chłopca, a druga dłonią ułożoną na nieruchomej klatce piersiowej. Potrząsnął nim delikatnie.
-Kookie? – Brak reakcji. – Kookie!
Kierowca stanął obok i natychmiast począł przepraszać, zaaferowany i zrozpaczony tym co zrobił. Jimin jednak ani razu nie zwrócił na niego uwagi, zbyt mocno pochłonięty tym, że Jungkookie właśnie kona na jego oczach. Rzucił do mężczyzny tylko, żeby zadzwonił na pogotowie, samemu nie przestając głaskać sinego policzka.
Nie dopuszczał do siebie prawdopodobieństwa śmierci Kooka. To... to było niedorzeczne... On nie mógł... On... Nie, po prostu nie.
-Kurwa, Jungkook – wykrztusił przez łzy.
Jimin dotknął dwoma palcami wgłębienia przy przełyku Jungkooka. Tylko, że odpowiedział mu martwy bezruch. Martwy, jak zmasakrowane ciałko w jego ramionach.
CZYTASZ
smoke of love || taekook
FanfictionMiłość i dym mają wiele wspólnego. Dają przyjemność, zabierają nas od naszych problemów, uzależniają, ale też... obydwie te rzeczy są ulotne. Gdy bierzesz ten skręcony kawałek bibułki do ust, bibułki pełnej najlepszego co może być, zapalasz jej koni...