44: Kiedy jesteś daleko, jesteś bliżej niż byłeś do tej pory

848 129 23
                                    

  Jungkook z uśmiechem na ustach prowadził Taehyunga przez piaszczysty brzeg. Chichotał jak jakiś głupi, kiedy zimna woda chlapała mu w kostki, sprawiając, że blondyn sam się uśmiechał, nawet pomimo swoich mieszanych uczuć co do wyjazdu z Daegu. Po raz pierwszy był w mieście oddalonym od jego domu tak dużo, jak dla niego było kilka godzin pociągiem. Ale kiedy odrzucał myśli o swoim mieszkaniu, było dobrze. Nie patrzyły na niego ulice, na których kiedyś stał, czekając aż ktoś zaprosi go do samochodu, nie mijał kamienic, o które obijał się przy powrotach do domu, nie było szaro jak w jego przyzwyczajeniach i najgorszych koszmarach. I był Kookie.

-Zobacz! Tutaj będziemy oglądać fajerwerki na Nowy Rok. Dwa tysiące siedemnaście, czy to nie brzmi jak odległa przyszłość? – zaśmiał się Jungkook, lustrując wesołym spojrzeniem starą wieżę marynarską.

-Cóż, ładnie tu... Jak na zatoczkę.

-Tu nie ma być ładnie. Najlepsze w tym miejscu jest to, że nikt go jakoś jeszcze nie wyhaczył. Ludzie chyba myślą, że za tymi krzakami od razu jest urwisko i tu nie wchodzą. O tym miejscu wiem tylko ja, ty... Jimin i jego brat...

-Kto to ten Jimin?

No tak, Taehyungowi o nim nie mówił...

-Taki mój... przyjaciel. – Chyba przyjaciel... – Poznałem go sześć lat temu. Przyszedł tu z Jihyunem kiedy zachodziło słońce. Pewnie chciał mu się pochwalić, że znalazł taką fajną skrytkę, a tu bum; wbiłem ja. I wtedy się poznaliśmy. Pamiętam, że jak mnie zobaczył to przestał mówić i tak stał przez moment, a potem chyba chciał zawrócić. Ale jego brat mnie rozpoznał, bo chodziliśmy do tej samej szkoły. I podszedł i się zapytał czy jestem Jungkook z klasy ce. No i powiedziałem, że tak, a ona na to, że jest Park Jihyun z klasy a i że to jego hyung Park Jimin.

  Taehyung słuchał go uważnie. Od razu poczuł, że tamten chłopak nie jest Jungkookowi obojętny. Wziął zapatrzonego w morze Kooka za rękę i poprowadził w głąb zatoczki, a potem usiadł na piachu, ciągnąc młodszego za sobą. Rozsiadł się wygodnie.

-Opowiedz coś o nim jeszcze.

-Nie, bo się poryczę – odparł Jungkook, samemu nie wiedząc dlaczego akurat tymi słowami. Były zbyt szczere.

-Czemu miałbyś? Umarł?

-Nie, idioto.

-No to w czym problem?

  Brunet westchnął. Za dużo tłumaczenia. A w dodatku to Taehyung, więc jeszcze więcej i pewnie i tak by nie zrozumiał.

-No dobra... Co? – Jungkook podciągnął nagi do klatki piersiowej i oplótłszy je ramionami, oparł lekko czoło o ramię Taehyunga.

-Coś o nim. O was. Cokolwiek.

-No... Jimin jest starszy ode mnie dwa lata, ale i tak jest niższy. Ma rude włosy odkąd go poznałem. I bez przerwy zaczesuje je do tyłu. I ma małe oczy, a jak się uśmiecha to już prawie w ogóle ich nie widać, a uśmiecha się prawie zawsze, więc no... Ciężko pracuje, żeby utrzymać siebie, brata i chorą matkę, a i tak jest pogodny i cały czas żartuje. Na przykład, że nie może zostać dłużej, bo matka na niego nakrzyczy. A tak naprawdę to on musi nakrzyczeć na Jihyuna, że siedzi za długo, bo jego matka nie ma siły, żeby połykać jedzenie, co dopiero na kogoś wrzeszczeć. Ale zawsze zostawał dłużej. I zawsze zauważałem, że pisał wtedy esemesa. Pewnie z tymi krzykami na Jihyuna. Tylko po to, bo go poprosiłem, żeby ze mną posiedział. Jimin jest dobrym hyungiem. Dwa lata temu nawet dał mi w soku trochę szampana na Nowy Rok, bo on już mógł, a ja nie.

-No to ja nie wiem czy jest taki dobry, skoro teoretycznie łamał z tobą prawo – wtrącił Tae z półuśmiechem. – Mam szczęście, że poznałem cię już pełnoletniego.

-To nie robi cię lepszym – odciął się Jungkook, szturchając go lekko barkiem.

-Nie powiedziałem, że jestem lepszy.

-No to dobrze, że nie powiedziałeś. Bo nie jesteś, jakbyś miał jeszcze jakieś wątpliwości.

Taehyung odsunął się gwałtownie od Jungkooka, tak, że tamten stracił oparcie i przechylił się, finalnie lądując na wyciągniętych nogach blondyna.

-Tak będziesz mówił do hyunga?

  Brunet zachichotał po podparciu się, by ponownie usiąść. Taehyung złapał z nim kontakt wzrokowy i nieśmiało objął go ramieniem w talii. Na policzki Kookiego oczywiście od razu wpłynęły soczyste rumieńce, które chciał ukryć schylając głowę, jednak Tae od razu poznał ten ruch i przyciągnął go do siebie.

-Nie chowaj ich, Kookiszon – poprosił niskim głosem, całując lewy policzek chłopca. – Bardzo je lubię... Ciebie tez lubię, Kookie. Bardzo, bardzo...

  Znów ucałował jego policzek, potem jeszcze raz, a potem Jungkook przekręcił lekko głowę i pozwolił, by Tae pocałował kącik jego ust. Za każdym z tych całusów po plecach przechodził mu przyjemny dreszcz, a w brzuchu go łaskotało, u dołu delikatnie pulsując. Zadygotał, kiedy odwracał głowę całkowicie, wychodząc na spotkanie wargom Taehyunga.

  Pierwsze wrażenie było dziwne i Jungkook także po raz pierwszy w pełni mógł się skupić, bo tego pocałunku się spodziewał i w pełni sam z siebie go chciał i trochę nawet inicjował. Odruchowo zamknął oczy. Oddał się ustom. Takie ciepło. Najpierw Taehyung ostrożnie rozchylił swoje wargi i powoli objął nimi te Jungkooka, by następnie przyciągnąć go do siebie bliżej i powtórzyć ten ruch, całując odrobinę głębiej. Kook wyczuł, że już bezpiecznie może też się poruszyć, więc najpierw założył ramiona na szyję blondyna, a gdy otworzył trochę usta, tamten wciągnął go na swoje kolana i obejmując czule w talii obydwoma rękami, wykorzystał jego gest, zaczynając namiętny pocałunek.

  Jedną z dłoni przemieścił na zgięcie żuchwy Jungkooka, pogładził je miękko, prosząc, żeby znowu rozszerzył wargi. To, co wtedy czuli ciężko jest opisać. Czuli się zakochani. Przepełnieni ciepłym balonem, łaskoczącą wesołością i całkowitym dziwactwem. Chcieli więcej, chcieli tak pogłębić ten pocałunek, żeby zasmakować ukochanej osoby jak najbardziej, jej serca i duszy.

  Pomimo, że pieszczota była bardzo namiętna, wciąż przepełniona delikatnością. Taehyung dawał Jungkookowi czas, wykorzystując tym samym dłuższy czas posiadania go tak blisko. powolne, czułe ruchy, dające głębokie i ciepłe spotkania ich warg i języków. Dłonie Jungkooka stawały się coraz wilgotniejsze, a policzki piekły go jak nigdy dotąd. To było niesamowite. I choć czuł się z każdym momentem niezręczniej, siedząc rozkraczonym na biodrach Taehyunga, nie chciał przestawać, by nawet dojść do tej granicy, kiedy najprawdopodobniej by z niego zszedł, zalany falą wstydu.

  Taehyung zdał się wyczuć chwilowe zawahanie Jungkooka, głaszcząc go spokojnie po żebrach i plecach, a także na moment odrywając się od jego ust, by dać mu odetchnąć i opanować nerwy. Potem jeszcze raz go pocałował, tym razem tylko na parę sekund łącząc ich wargi. Uśmiechnął się, kiedy po otworzeniu oczu ujrzał parę najsłodszych rumieńców na świecie, ciemne tęczówki Kookiego powoli wyłaniające się spod powiek i intensywnie różowe usta chłopca, od których aż biło ciepłą namiętnością, wabiącą do siebie, by zakosztować jej po raz kolejny.

  Blondyn przesunął kciukiem po jego dolnej wardze, stykając ich czoła przy głębokim wdechu. W źrenicach Jungkooka malowało się tyle uczuć. Wyglądał uroczo z tak szeroko rozwartymi teraz powiekami i niezamkniętymi ustami. Jak wyjęty z klatki królik.

Chciał coś do niego powiedzieć, ale stwierdził, że to zniszczyłoby nastrój chwili, więc po prostu uśmiechnął się do niego, jedną dłonią gładząc go po plecach, a drugą po rumianym policzku.

smoke of love || taekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz