35: Niemagiczne miejsce

970 119 6
                                    

  Rudowłosy powłóczył w białym piachu stopami odzianymi w poszarpane trampki. Fala zimnej wody od czasu do czasu dosięgała jego butów, lecz nie dbał o to i wpatrywał się tylko w znikające za horyzontem pomarańczowo-różowe słońce. Gdy doszedł do stromego urwiska, przy którym stała stara marynarska wieża ładunkowa, od dawna nieużywana z powodu oberwania terenu, oparł się o zardzewiałe metalowe rury i westchnął głośno i żałośnie.

  Jimin miał mętlik w głowie. Totalny. Nie wiedział czy dobrze zrobił dzwoniąc do Jungkooka i jeszcze bardziej nie wiedział czy zrobił dobrze prosząc go o powrót do Busan. Zastanawiało go czy chłopiec również za nim tęskni i czy też o nim myśli. Niekoniecznie cały czas, tak jak w jego przypadku, ale tak na chwilkę, czy dwie...

  Pokręcił głową, by okazać sobie niedorzeczność swoich myśli i popatrzył w górę na najwyższy podest wieży. Kiedyś się tam wspiął i zawołał Kookiego, żeby stamtąd obejrzeli zachód, ale brunet dał radę dojść tylko na pierwszy z trzech podestów. I w końcu to Jimin zszedł do niego i oglądali znikające promienie z wysokości zaledwie czterech metrów nad krawędzią klifu, co dla Kooka i tak było za wysoko. Ale i tak było fajnie. Tak samo jak zawsze. Rozmawiali. Wtedy akurat... O planach na życie. Kookie był tego czasu w drugiej klasie szkoły średniej i zacięcie twierdził, że chce po liceum pracować w restauracji tak jak młodzi w dramach, a potem pójść na studia. Jimin wtenczas zaczynał szkołę zawodową i podejmował pracę na pół etatu, żeby jakoś utrzymać siebie, chorująca matkę i brata, bo skromny zasiłek jaki otrzymywali by nie wystarczył.

  A teraz... Kookie uciekł. Jego matka zmarła jakiś tydzień temu, wycieńczona chorobą nerek i przeciążeniem od ciągłego przyjmowania różnorakich leków. Został mu tylko Jihyunnie. Obydwu im było niezwykle ciężko bez ukochanej matki, która wspierała ich do swojego ostatniego oddechu, ale musieli dawać sobie radę. Jihyun niedługo kończył liceum i także chciał zacząć pracować, by choć odrobinę dołożyć się bratu do czynszu i rachunków, za co Jimin był mu wdzięczny i bardzo z niego dumny.

  Oprócz matki brakowało mu tylko jednej osoby – oczywiście Kookiego. Chciałby jego powrotu. I z ciężkim sumieniem musiał przyznać, że zawsze najpierw myślał o powrocie Jungkooka, a dopiero później w umyśle świtała mu matka.

-Aish, Kookie, wrócisz ty do mnie? – wymamrotał w zamyśleniu. – Czy ja cię jeszcze kiedyś zobaczę? Kookie, Kookie... Wiesz, że to kiedyś magiczne miejsce bez ciebie straciło całą tę magię?

  Chłopak omiótł wzrokiem zatoczkę, klif i metalową wieżę. Ich tajemne miejsce, gdzie co wieczór patrzyli na zachód słońca. Teraz takie puste.

-Hyung!

Jimin odwrócił się i ujrzał biegnącego w jego stronę Jihyuna w grubej kurtce.

-Jihyunnie! Co tak późno? Miałeś być pół godziny temu.

Ciemnowłosy chłopiec po chwili ustał obok niego i po uspokojeniu oddechu, odparł:

-Przepraszam, zajęcia się przedłużyły... Jesteś smutny, hyung?

-Nie. – Uśmiechnął się, choć z trudem. – Trochę zmarzłem i tyle. Idziemy po te zakupy?

Brat ochoczo pokiwał głową, a następnie razem ruszyli ku wyjściu z plaży.

smoke of love || taekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz